Uwielbiam zbierać grzyby. Jest w tym coś instynktownie atawistycznego. Kiedy jestem w lesie czuję się trochę jak kobieta pierwotna, której zadaniem jest znaleźć, zebrać i przynieść do jaskini jak najwięcej jadalnych roślin. Okazuje się, że pomimo całej otaczającej mnie cywilizacji instynkt zbieractwa ma się w moich genach bardzo dobrze. Buszując z lesie a potem wracając do domu z pełnym koszykiem czuję się pożytecznie spełniona. Odkąd przeprowadziliśmy się na wieś i mieszkamy właściwie w lesie, grzybów mamy zawsze pod dostatkiem. W sezonie grzybowym- wystarczy wyjść rano do ogrodu, pochodzić pomiędzy starymi dębami z przodu i tyłu domu aby wrócić z dwoma garściami podgrzybków lub zajączków. Każdego dnia ktoś z rodziny robi obchód ogrodu i wraca z 10, 20, 30 grzybami. Zbieramy je kiedy są jeszcze nie za duże (wtedy nie są robaczywe i najsmaczniejsze). Jeśli znajdziemy zupełnie malutkie grzybki- nie wyrywamy ich tylko oznaczamy to miejsce. Chodzimy potem codziennie do takiego „grzybowego przedszkola” i sprawdzamy jak mają się nasze „maluchy”. Większość grzybowych zbiorów po prostu suszę. Suszone grzyby uwielbiam. Zawsze mam ich w kuchni całe puszki, dodaje ich obficie do zup(niekoniecznie tylko grzybowych), sosów, robię z nich nadzienie do pierogów czy farsz do najwspanialszej wigilijnej potrawy świata „smażonych uszek drożdżowo- grzybowych” (obiecuję podać przepis w grudniu). O ile suszone grzyby uwielbiam i znajduję dla nich liczne zastosowania w kuchni o tyle nie przepadam zbytnio za świeżymi grzybami leśnymi. Nie odpowiada mi ich „obślizgła” forma. Czasami ugotuję sos ze śmietaną, który mój mąż uwielbiaj jeść potem w każdej postaci: na plackach ziemniaczanych, z pajdami świeżego chleba z masłem czy z kaszą gryczaną. Od jakiegoś czasu robię też te oto zapiekanki i bardzo przypadły nam one do gustu. Przepis idealny do wykorzystania codziennej niedużej porcji malutkich grzybków leśnych. Wiem, że są nie za zdrowe i ciężko strawne. Ale co z tego kiedy są PRZEPYSZNE! Sezon grzybowy nie trwa przecież cały rok. Nadrobimy innymi zdrowymi potrawami kiedy się skończy.
ZAPIEKANKI Z LEŚNYMI GRZYBAMI 2 średnie cebule 1. Cebulę pokrój w cieniutki piórka (czyli na pół a potem w plasterki)
Zapiekanki idealnie pasują jako dodatek do klasycznej zupy grzybowej. Możesz dodać do nich więcej dodatków, np. czarne oliwki lub ostrą paprykę. Jeśli nie masz świeżych ziół zastąp je suszonym oregano( nie dodawaj go do farszu grzybowego tylko posyp zapiekanki po wierzchu, przed upieczeniem).
|
na prawdę są nie zdrowe? nie mów! nie możliwe! nie wyrażam zgody! tu, gdzie chwilowo jestem (wsi prawdziwa), sezon dopiero się zaczął i rzeczywiście – wystarczy pochodzić w okolicach niedalekich od domu modrzewi i brzóz aby znaleźć kozaki i maślaki. a maślaki to dopiero są obślizgłe! wśród świerków mieszkają rydze. ale na traktorze nic nie rośnie oprócz rdzy 😉
pozdrawiam ciepło
Zu,
uśmiecham się za każdym razem kiedy czytam co piszesz. Od razu sobie wyobraziłam gospodarstwo i stary zardzewiały Ursus na podwórku po którym chodzą kury i kaczki. A w tle mały zagajnik brzozowy (a tam mnóstwo kozaków- bo one uwielbiają rosnąć w takich miejscach). Pozdrawiam
coś w tym stylu! ursus stary jest, kury są, a w tle pastwiska, po których chodzi stado koni i od czasu do czasu rozdeptuje kozaki między brzozami…
zapiekanki , takie ładne zapiekanki muszą być zdrowe:D
Ja na grzyby nie chadzam bo nie rozróżniam ich i nie potrafię zbierać , nawet jeśli jakimś cudem bym nazbierała to zatrucie murowane , czasami kupuję, a czasami ktoś się zlituje i trochę mi podrzuci tego dobra , bo uwielbiam
p.s za to potrafię rozróżniać wszystkie rodzaje mąk i po kolorze powiem jaki typ , ba rozróżnię orkiszowa od pszennej i to te jasne:D
Ala,
No to mi zaimponowałaś z tymi mąkami. Zapisuję się na lekcję. Ja orkiszowej od pszennej nie rozróżnię (no może trochę po kolorze).
Grzyby zbierać i rozróżniać nauczyła mnie Babcia (ta od jagodzianek).
pozdrawiam
Zakochałam się w Twoich fotografiach!
Mogę Cię z nimi umówić na randkę. Spójrz tutaj: https://www.greenmorning.pl/kursy/