Jeszcze 3 lata temu o fotografii nie wiedziałam ABSOLUTNIE NIC. Teraz też wiem „prawie nic” a im więcej się uczę tym bardziej rozumiem ile jeszcze wiedzy przede mną (ale to temat na zupełnie inną opowieść).
3 lata temu, kiedy moje dziecko poszło do szkoły postanowiłam znaleźć sobie hobby. Jestem osobą o bardzo niespokojnym umyśle i muszę mieć zawsze coś do zrobienia, zaplanowania, zrealizowania. Praca zawodowa, prowadzenie rodzinnej firmy i wychowywanie dziecka to było dla mnie za mało. Postanowiłam wrócić do swojej pasji sprzed ciąży. Miałam wtedy firmę cateringową organizującą duże przyjęcia wegetariańskie i pisałam przepisy kulinarne do prasy. Bardzo chciałam wtedy napisać książkę kucharską (pojawiło się nawet parę propozycji od wydawców). Jednak- ja, znana wszystkim „perfekcjonistka na odwyku” nie potrafiłam znaleźć fotografa, który książkę by zilustrował.
Propozycje wydawnicze dawno przestały być aktualne jednak chęć napisania książki została gdzieś głęboko w sercu i wypłynęła znowu przy sprzyjającej okazji. Minęło spora lat a ja pomyślałam- czas sprawdzić co dzieje się na polskim rynku fotograficznym- może w końcu objawił się na nim ktoś, kto wykona zdjęcia do książki moich marzeń. Siadłam do Internetu i zaczęłam przeglądać nowe trendy w fotografii kulinarnej, szukać fotografów z którymi mogłabym nawiązać współpracę. Żaden z tzw.” profesjonalistów z branży” mnie nie zachwycił… za to …..
….odkryłam coś WSPANIAŁEGO…. cały- wielki, jak Internet długi i szeroki -świat blogerskiej fotografii kulinarnej. Znacie to uczucie – prawda? W końcu nie byłam (i nie jestem) ani pierwsza, ani ostatnia, ani jakaś strasznie oryginalna. Wpadłam po uszy i zakochałam się od pierwszego wejrzenia w paru zagranicznych blogach kulinarnych. Fotografie były tam na takim poziomie, że po moich doświadczeniach z polską branżą prasy kulinarnej, doszłam do szybkich wniosków, że pracuje nad nimi cały sztab ludzi w profesjonalnych studiach fotograficznych. Jakie było jednak moje wielkie zdziwienie kiedy wyczytałam, że większość ulubionych blogerek fotografuje sama, nie w studiach fotograficznych lecz w swoich kuchniach. Teraz zainteresowało mnie to jeszcze bardziej, zaczęłam spędzać w sieci więcej czasu uważnie czytać blogi i wnikliwiej przyglądać się zdjęciom. Odkryłam Flickr (światowy portal dla fotografów-również kulinarnych) potem Pinterest (choć wtedy dopiero raczkował) potrafiłam tam spędzać całe dnie (i noce) wzdychając do oglądanych fotografii.
Ja też bym chciała umieć tak fotografować- MARZYŁAM.
Nadszedł wreszcie ten dzień kiedy sama postanowiłam spróbować. Upiekłam piękne ciasto. Postawiłam na stole w kuchni. Wzięłam aparat do ręki. Zrobiłam PSTRYK i … sami dobrze wiecie co się stało. (Przechodziliście przez to samo- prawda?). Zdjęcie wyszło OKROPNE! W niczym nie przypominało tych pięknych oglądanych setkami w Internecie. ” No cóż- pomyślałam- pewnie po prostu nie potrafię tego zrobić, brak mi talentu, nie mam odpowiedniego aparatu, nie chodziłam nigdy do żadnej szkoły ani nawet na kurs fotograficzny, to za skomplikowane i za trudne. Pamiętasz tych wszystkich profesjonalnych fotografów, którzy przyjeżdżali fotografować twoje przepisy do prasy? Ich sprzęt ledwo mieścił się w samochodzie osobowym a Ty tu masz tylko ten zwykły mały aparat z którym jeździsz na wakacje. Kobieto z czym do ludzi?!”. Spróbowałam jeszcze 2-3 razy bez żadnego rezultatu. Stwierdziłam, że ewidentnie nie potrafię, przeszłam więc nad tym do porządku dziennego, powoli przestałam marzyć choć dalej wzdychałam do zdjęć oglądanych w Internecie.
Jednak coś nie dawało mi spokoju. Nie należę do osób, które łatwo się poddają. Nauczono mnie, że nie ma w życiu rzeczy niemożliwych, że jeśli czegoś bardzo chcesz- udaje Ci się (piszę o tym więcej tutaj) a jeśli wykażesz się determinacją to osiągniesz cel. Umysł oczywiście podszeptywał mi natychmiast- „hej, stąpasz po bardzo niepewnym gruncie- nie wiesz nic na temat fotografii, to strasznie skomplikowane, trudne, ludzie studiują to latami na Uniwersytetach, używają sprzętu za dziesiątki tysięcy złotych, Ciebie na to nie stać, ty tego nie potrafisz, nie dasz rady się nauczyć, jesteś tylko prostą dziewczyną, która umie upiec dobre ciasto ale nie zrobi dobrego zdjęcia”.
Wszystkie te argumenty były oczywiście bardzo logiczne i w sposób natychmiastowy i skuteczny podcinały skrzydła. Ja jednak miałam do nich dystans. To sztuka której uczyłam się latami. W takich sytuacjach staram się nie słuchać umysłu, choć to bardzo trudne- omijam go i po radę udaje się prosto do serca. Nie jest to łatwe, bo głos serca przy głosie rozumu wydaje się mniej racjonalny a czasami nawet zupełnie nierealny. Serce jednak- jak najlepszy przyjaciel- powie ci zawsze: uwierz w siebie i POZWÓL SOBIE NA MARZENIA , uwierz, że potrafisz i PODĄŻAJ ZA NIMI.
Jestem głęboko przekonana, że proces realizacji jakichkolwiek celów w życiu rozpoczyna się właśnie od tego wewnętrznego dialogu, że dopóki nie przekonamy samych siebie aby posłuchać swojego serca (zamiast umysłu, rozumu czy rozsądku- nieważne jak to nazwiemy) dopóty nigdy nie ruszymy w drogę ku naszym marzeniom. Danie sobie prawa do podążania za marzeniami jest jak postawienie pierwszego najtrudniejszego kroku. Ale to przecież od niego zaczyna się każda, nawet ta najtrudniejsza i najdłuższa podróż.
Kiedy ten krok wreszcie zrobimy- wtedy zmienia się cała nasza perspektywa. Przestajemy zadawać sobie pytania „CZY potrafię, CZY mogę, CZY powinnam to zrobić ” zaczynamy pytać „JAK mam to zrobić, KTO może mi w tym pomóc, CO jest do zrobienia”. Właśnie wyruszyliśmy w podróż do naszych marzeń.
Jeśli nie damy się z niej zawrócić i z uporem będziemy brnąć do przodu- nagle okaże się, że spotkamy w niej ludzi, którzy chcą i potrafią nam pomóc. Jeśli z pomocy potrafimy skorzystać nasza droga staje mniej kręta i rzadziej na niej błądzimy. Wtedy nadchodzi czas na prostą, mozolną, samotną wędrówkę: krok po kroku, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku, każdy w swoim tempie, jedni wolniej drudzy szybciej, nieważne jak- ważne żeby wykazać się DETERMINACJĄ- ona jest gwarantem, że pewnego dnia, nawet nie wiedząc dokładnie kiedy, rozglądniemy się dookoła i zrealizujemy, ze stąpamy nie po krętej malutkiej ścieżce lecz po prostej, jasnej i szerokiej DRODZE DO SPEŁNIENIA SWOICH MARZEŃ, DRODZE DO SUKCESU.
Wiem, że trudno w to uwierzyć, kiedy jest się na początku drogi, kiedy nie widzi się nawet tego co czeka za najbliższym zakrętem. Dajmy sobie jednak szansę, miejmy wiarę: w siebie, we własne marzenia, w innych (że nam pomogą). Miejmy determinacje, żeby iść do przodu. To co spotkamy po drodze może nas bardzo miło zaskoczyć a czasami przejść nawet nasze najśmielsze oczekiwania. Dokładnie tak było ze mną.
Zapewniam Was wszystkich, którzy właśnie zaczynacie fotografować i patrzycie na moje zdjęcia, mówiąc sobie- ja nigdy takich nie zrobię. Kiedy zaczynałam byłam dokładnie tam gdzie Wy a może jeszcze dalej. (Kiedyś pokażę Wam moje pierwsze zdjęcia kulinarne- zapewniam Was będą takie same jak Wasze). Jednak nie poddałam się, wybrałam drogę do marzeń i oto gdzie mnie zaprowadziła.
Oto jestem- ta sama osoba, która 3 lata temu posłuchała głosu swojego serca i pozwoliła sobie na marzenia. To co dostała w zamian przerosło zupełnie jej oczekiwania. Oto na swoim blogu kulinarnym- który czyta tysiące osób- prezentuje Wam rezultat komercyjnej sesji fotograficznej, wykonanej dla światowej marki. W niecały rok od otwarcie bloga i pokazania swoich zdjęć światu zaczęła dostawać propozycje od których lekko kręci jej się w głowie (z 80% nie korzysta bo wierna swoim wartościom nie fotografuję mięsa i dań które zawierają). Ale te pozostałe 20% pozwoliłoby jej już utrzymać się z fotografii. Zgłaszają się do niej producenci żywności, agencje reklamowe (nawet zagraniczne), restauracje, prasa kulinarna. Niedawno dostała list od wykładowczyni na jakimś Amerykańskim Uniwersytecie z zapytaniem czy mogłaby użyć jednego ze zdjęć, miałoby ono posłużyć jako ilustracja do wykładu ” idealna stylizacja i design w fotografii produktowej” (!!!).
Czasami łapię się za głowę i myślę sobie „Czy to na pewno do mnie przychodzą te wszystkie listy i zapytania? Czy Ci ludzie mnie z kimś nie pomylili?” Tłumaczę im, że nie jestem profesjonalistką, że nie mam odpowiedniego sprzętu, że fotografuję dopiero od 3 lat. Wiecie co? Wcale im to nie przeszkadza(!)
Czy przypuszczałam, że tak będzie:
kiedy pisałam swoje pierwsze listy do zagranicznych blogerek z prośba o rady dla początkującej fotografki- NIE
kiedy czytałam ich odpowiedzi z wypiekami na twarzy bo dowiadywałam się, że zaczynały dokładnie tak samo jak ja?-NIE
kiedy zamiast wzdychać do kolejnych zdjęć zaczęłam szukać materiałów o podstawach fotografii, kompozycji i stylizacji jedzenia?- NIE
kiedy wychodziłam z 3 kursu fotograficznego na który się zapisałam, bo szkoda mi było czasu na wykładane tam dyrdymały- NIE
kiedy mój mąż widząc moją determinację postanowił mi kupić aparat fotograficzny na urodziny a ja nie mogłam się zdecydować o jaki powinnam poprosić aż w końcu mnie olśniło i kupiłam sobie dokładnie taki sam jak moja ukochana i podziwiana blogerka. Kiedy rozpakowywałam pudełko powiedziałam sobie” od dziś nie masz już prawa mieć wymówki, że „ona potrafi robić tak piękne zdjęcia bo ma lepszy aparat niż ty”- teraz już tylko twoja ciężka praca i zdobyta wiedza dzielą cię od sukcesu”- NIE
kiedy wstawałam o 5 rano, bo wtedy wschodziło słońce a ja właśnie się dowiedziałam, ze najlepsze światło do fotografii jest w pierwszej godzinie po wschodzie słońca i koniecznie musiałam to wypróbować- NIE
kiedy po raz kolejny fotografowałam to samo danie w nadziei, że może teraz się uda i znowu się nie udawało ale zawsze było choć trochę lepiej niż poprzednio-NIE
Kiedy nie rozstawałam się z moim aparatem i fotografowałam kiedy i co się dało, żeby ćwiczyć- NIE
kiedy w końcu zaczęłam być choć trochę zadowolona z moich zdjęć- NIE
kiedy moje zdjęcia zaczęły zdobywać pierwsze pozytywne komentarze w Internecie- NIE
kiedy udało mi się w końcu szkolić u kogoś kogo zdjęcia podziwiam i kto miał pojęcie o fotografii kulinarnej -NIE (choć wtedy moja droga stała się prostsza i łatwiejsza)
kiedy dostałam pierwsze zapytanie od włoskiej agencji reklamowej, która chciała wykorzystać moje zdjęcia do reklamy słynnej marki oliwy Monini- NIE (choć wtedy pierwszy raz pomyślałam- NAPRAWDĘ warto mieć marzenia)
kiedy wygrałam pierwszy konkurs fotograficzny dla amatorów- NIE
kiedy zakładałam bloga, bo pomyślałam- oto jestem gotowa aby pokazać światu nad czym pracuję od ponad 2 lat- NIE
kiedy zgłosiła się do mnie moja pierwsza kursantka i wyjechała z mojego kursu o fotografii kulinarnej zadowolona- NIE (ale pomyślałam sobie- kocham to robić)
kiedy przyjechał do mnie na kurs pierwszy zawodowy fotograf (choć najpierw musiał mnie 3 razy przekonać, że jest pewny, że wie co robi?)-NIE
kiedy dostałam propozycję stałej współpracy z magazynem Voyage- NIE
kiedy zaczęłam dostawać listy o takiej samej treści, które ja wysyłałam na początku mojej fotograficznej drogi do innych blogerek i z wielką przyjemnością oraz dużą determinacją zaczęłam na nie odpisywać bo wiedziałam jak dużo znaczą dla osób, które je otrzymują- NIE (choć wiedziałam już, że maja droga do marzeń prowadzi we właściwym kierunku)
kiedy przyszła propozycja od DUKI na współpracę przy tworzeniu zdjęć do ich materiałów reklamowych- WTEDY POMYŚLAŁAM SOBIE: „Matko Boska! Nie dam rady!”- to oczywiście krzyczał umysł ale jego już prawie nie słuchałam, wsłuchiwałam się w mocno bijące serce a ono spokojnie lecz pewnie szeptało: dasz radę, miej wiarę, uda Ci się. Zobacz- odważyłaś się kiedyś powiedzieć „I have a DREAM” a oto rezultat który dostałaś 3 lata później. Ciężko na to pracowałaś. Oto owoc twojej pracy- ciesz się bo w pełni na to zasłużyłaś.
Cieszę się więc jak mogę z każdej komercyjnej i niekomercyjnej propozycji, z tej małej i tej dużej, z tych które przyjmuje i tych które odrzucam. A wiecie z czego cieszę się najbardziej? Z tych wszystkich spotkań z osobami, które przyjeżdżają do mnie uczyć się fotografii kulinarnej. Oto ja, która kiedyś wzdychałam do zdjęć innych (i cały czas wzdycham- bo wiem, że jeszcze długa droga przede mną, że wiele jeszcze nie umiem, że moim zdjęciom daleko do perfekcji)- teraz sama jestem obiektem westchnień. Przyjeżdżają do mnie osoby z całej Polski (a nawet z zagranicy) aby na moich kursach dowiedzieć się jak fotografuję.
Uwielbiam moich kursantów i życzę im jak najlepiej. Wiem, że to te spośród tysięcy innych osób, które posłuchały głosu swojego serca i odważyły się podążać za marzeniami. W ich oczach widzę siebie sprzed 3 lat – widzę tą wielką chęć zdobywania wiedzy i chęć jej ciągłego praktykowania, chęć doskonalenia się i wielką radość kiedy w końcu się coś uda. Widzę jak dzień po dniu, krok po kroku, posuwają się na drodze do swoich marzeń. Zamiast stać w miejscu i podziwiać piękno mieniące się gdzieś daleko na horyzoncie, idą we właściwym kierunku, patrząc uważnie pod nogi, pokonując przeszkodę za przeszkodą. Widząc ich determinację zastanawiam się gdzie będą za 3 lata? Aż strach pomyśleć! Życzę im aby zaszli dalej ode mnie, żeby mieli się z czego cieszyć i mogli sobie powiedzieć -BYŁO WARTO!
A tym z Was, którzy do tej pory cały czas się wahają i słuchają wszystkich dookoła (zamiast głosu własnego serca)- z pełną mocą mówię- Przestańcie! Uwierzcie w siebie. Uwierzcie, że WARTO MIEĆ MARZENIA , że każdy ma prawo aby je realizować. Nie obiecuje, że będzie łatwo ale zapewniam, że jeśli wykażecie się wielką determinacją i nie poddacie się kiedy przyjdą pierwsze wątpliwości lecz będziecie brnąć dalej -w końcu dogonicie swoje marzenia. Kto wie może nawet uda się Wam je przegonić? Życie lubi nas zaskakiwać. Życzę Wam samych sukcesów i spełnienia najbardziej szalonych marzeń (nie tylko tych fotograficznych). Życzę Wam byście potrafili po te marzenia sięgać i nie obawiali się słuchać swojego serca. I jeszcze, życzę Wam samych wspaniałych ludzi dookoła. Takich- którzy najpierw uwierzą w te marzenia razem z Wami a potem będą cieszyli się z Waszego sukcesu. W ostatecznym rozrachunku to przecież najważniejsze. Co to za szczęście, którego nie można dzielić z innymi?