Ta sesja powstała prawie 2 lata temu w przepięknym domu i studio Kasi I Arka Kowalczyków. Ten dom już właściwie nie istnieje (choć cały czas stoi). Zniszczyła go zeszłoroczna powódź. Kasia i Arek odbudowują swoje życie już w innym miejscu. W starym stracili wszystko- to niewyobrażalna tragedia. Jeśli możecie- proszę wesprzyjcie tych wspaniałych i dobrych ludzi. Powodzianie cały czas potrzebują naszej pomocy. TUTAJ znajdziecie cały czas aktywną zrzutkę.
Sesja ukazała się w magazynie Weranda Country zeszłej zimy. Przeleżała na moim dysku- niepokazana nigdzie indziej. Dziś w czasie porządków i dnia wolnego- wpadła mi w oko i postanowiłam się nią z Wami podzielić.
Ciemierniki to takie piękne i odważne kwiaty. Nie boją się rozwijać w najbardziej niesprzyjających warunkach mrozu i śniegu. Po prostu robią swoje- kwitną wbrew wszelkim przeciwnościom. Myślę, że wielu z nas może się wiele od nich nauczyć.
Uwielbiam je w ogrodach bo kwitną bardzo długo, są odmiany które jeszcze latem mają cudowne kwiaty. A kiedy one przekwitają owocostany wyglądają dalej jak kwiaty tylko zielone.
W wazonie stoją długo- tylko trzeba je trzymać w zimnie (można na noc wystawiać do zimniejszego pomieszczenia. Ja jednak rekomenduje kupić je w donicach- będą cieszyć wasze oczy co roku.
Ci którzy znają mnie tutaj od lat wiedzą, że wiele z moich sesji powstaje w pełnym sezonie warzywa, kwiatu lub owocu, który fotografuję. Skutkuje to tym, że sesja wędruje do szuflady i czeka tam prawie rok na kolejny cykl publikacji w magazynach, który najczęściej potrafi wyprzedzić sezon o 3 miesiące. Znaczy to, że numer majowy będzie redagowany i oddawany do druku w lutym.
Stąd dawno przyjęta u mnie strategia, nie przejmowania się cyklami publikacyjnymi i tworzenia sesji wtedy kiedy mają szansę być najpiękniejsze.
I tak właśnie było z sesją rzepakową, którą dziś oglądacie. Powstała dokładnie rok temu na zlecenie Magazynu Weranda Country a ukazuje się właśnie teraz w tegorocznym majowym numerze.
W sesji pomagała i dzielnie pozowała Kasia Kowalczyk. To w jej ogrodzie powstało większość kadrów, to jej wspaniała kotka pozuje do zdjęcia okładkowego, to ona uplotła piękne wianki i zrobiła wspaniałe bukiety. Kasiu- dziękuję- bez Ciebie ta sesja nawet w połowie nie byłaby tak piękna!
Dziękuję też Arkowi- mężowi Kasi (tylko spójrzcie jaka z nich piękna para!), który zawiózł nas na pole rzepakowe, ładował do samochodu wiadra pełne rzepakowych kwiatów, dzielnie znosił bałagan i rozgardiasz sesjowy w swoim domu i ogrodzie. A nawet pożyczał mi swój sprzęt fotograficzny, kiedy było trzeba. Co uwierzcie mi na słowo jest wielką rzadkością u mężczyzn- fotografów a kiedy się dzieje jest wyrazem dużego zaufania. Arku- dziękuję!
Dziękuję też zespołowi Werandy a w szczególności dwóm Redaktorkom Naczelnym Kasi Sadłowskiej i Joannie Halena (zwanej przez wszystkich Halesią)- za otwartość na moje pomysły, zaufanie do mojego procesu kreacyjnego, wiarę w mój profesjonalizm oraz stałą gotowość i chęć współpracy. Drogie Panie- to dużo dla mnie znaczy- dziękuję z całego serca.
A Wam moi czytelnicy- dziękuje, że tu cały czas zaglądacie. Życzę Wam miłego oglądania i dużo ciepłej energii która bije z tych słonecznych pełnych lata kadrów. Mnie zdecydowanie dziś ogrzewa, bo za oknem szaro i buro a na termometrze 5’C. Oby do lata!
Od lewej górnej: Kasia, Ania, Zoyka, Agata, Ania, Monika, Kasia, Małgosia, Marzena. na dole od lewej: Iza, Dorota, Iwona, na zdjęciu brakuje mnie, która to zdjęcie robię oraz Magdy Wasiczek, która znając Magdę zapodziała się gdzieś po drodze w krzakachz aparatem 🙂
Och! Cóż to był za wyjazd!!! 14 fotografek, blogerek, instagramerek i influenserek wybrało się ze mną na Sycylię aby wspólnie fotografować, zwiedzać lokalne farmy, uczyć się gotować, jeść pyszne rzeczy i cieszyć się wspólnym siostrzanym towarzystwem. Wyjechałyśmy na przełomie lutego i marca kiedy w Polsce jeszcze szaro i buro i przeniosłyśmy się do pięknej zielonej sycylijskiej wiosny, gdzie pachniało cytrusami i kwitnącymi migdałami.
Uśmiech Izy Fero-uchwycony przez Kasię Kowalczyk- mówi sam za siebie-bezsprzecznie jesteśmy w fotograficznym raju.
Fotograficzne SPA to regularne babskie wyjazdy organizowane przeze mnie dla moich kursantek. Urosły do rangi kultowych- nigdzie nie reklamowanych, dostać można się na nie tylko na specjalne zaproszenie. Paręnaście miejsc rozchodzi się z reguły w ciągu paru godzin od wysłania zaproszeń. Bo to coś w rodzaju niesamowitego połączenia wyjazdu integracyjnego ze studiami podyplomowymi po moim indywidualnych kursach fotografii kulinarnej.
po lewej-Iwona Walkowiak- buszuje z aparatem w karczochowym ciągnącym się po horyzont polu, po prawej charakterystyczna podłużna odmiana sycylijskich karczochów na warzywnym targu w Katanii.
Kiedyś jeździłam do tych wszystkich miejsc sama, w których mogłam fotografować to co każdą blogerkę kulinarną przyprawia o dreszcz rozkoszy: egzotyczne owoce na drzewach, uprawy warzyw niedostępnych w Polsce, lokalne targi warzywne, piekarnie, restauracje i street-food. Kiedy opowiadałam o tym na kursach i pokazywałam zdjęcia z takich wypraw- wszystkim dziewczynom świeciły się do nich oczy. Wiele z nich prosiło- zabierz mnie z sobą- i z tych próśb narodziło się pierwsze fotograficzne SPA w 2016 roku na Sycylii. Potem wróciłyśmy tu jeszcze parę razy w 2017 i to jest wyjazd który osobiście uważam za najwspanialszy oraz jesienią 2018 roku aż z dwoma turnusami.
Z jednej strony kwitnące migdały z drugiej owocujące pomarańcze, nie wiadomo co fotografować najpierw, przez pierwsze 2 dni- wszystkie cierpiałyśmy na syndrom „japońskiego turysty”.
No i po 6 latach przerwy z wyjazdami w międzyczasie do innych miejsc m.in do Tajlandii, wróciłam z Fotograficznym SPA na Sycylię i to chyba w najlepszym możliwym czasie- czyli podczas Sycylijskiej wiosny. Kiedy to zimowy sezon cytrusowy jeszcze w pełni ale łąki już się kwiecą, migdały kwitną a na polach zbiera się karczochy, bób, fioletowe kalafiory, szparagi oraz wszystko co ma zielone liście.
Kasia Kowalczyk i Franceska- nieodłączna towarzyszka wszystkich naszych spacerów fotograficznych, rezydentka domu w którym mieszkałyśmy.
Podczas wyjazdu odwiedziłyśmy 3 lokalne farmy- jedną pomarańczową, jedną cytrusową (z cytrynami, kumkatami i grejpfrutami, mandarynkami i cytronami) oraz jedną karczochową. Na każdej mogłyśmy fotografować do woli oraz próbować owoców z drzew. Willa w której mieszkałyśmy położona była w środku cytrynowego gaju, a droga do domu była aleją oliwnych drzew, z tarasu na którym jadłyśmy obiady widać było dymiąca Etnę.
Zdjęcie lewe- Dorotka Ryniewicz pod mandarynkowym drzewem w obiektywie Magdy Wasiczek, zdjęcie prawe Greenmorning.pl fotografujemy na jednej z odwiedzonych przez nas farm cytrusowych.
Dom był cały do naszej dyspozycji, miałyśmy więc dużo miejsca nie tylko na spacery fotograficzne ale i do stylizacji kadrów w środku, szczególnie kuchnia cała wyłożona pięknymi kaflami w kobaltowe wzory i pełna miedzianych garnków była niezwykłym tłem do naszych kreacji.
Materiał do zdjęć znaleźć można było na każdym kroku, na zdjęciu Marzenka, fotografuje w naszej kuchni karczochy, czekające na kurs gotowania. Ostatni dzień przeznaczyłyśmy na wspólne stylizowanie i fotografowanie, po lewej Monika w obiektywie Kasi Kowalczyk, po prawej piękna kompozycja autorstwa Moniki.
Właściwie żadna z nas by się nie obraziła, gdybyśmy spędziły cały wyjazd tylko w miejscu, w którym mieszkałyśmy- takie było piękne. Ale ja nie byłabym sobą, gdybym pobytu nie wypakowała wieloma dodatkowymi atrakcjami. I tak oprócz odwiedzenia 3 farm, odbyłyśmy wyprawy do 2 miast (Katanii i Taorminy), odwiedziłyśmy targ warzywno-owocowy, uczyłyśmy się lokalnie gotować potrawy z karczochami, miałyśmy specjalną prezentację i degustację różnych odmian owoców cytrusowych a wieczorami przeglądy portfolio uczestniczek wyjazdu. I to wszystko zaledwie w niecałe 5 dni.
To był czas wzajemnej inspiracji, nauki, zawierania przyjaźni i budowania siostrzeństwa w najlepszym wydaniu. Po lewej w obiektywie Kasi Kowalczyk pokazuję Ani i Zoyce jak ustawiać funkcje w ich aparatach, po prawej przyłapane z Kasią przez Dorotkę Ryniewicz podczas pikniku w Taorminie- jemy przepyszne kanapki z cytronem.
Oprócz tego codzienne wielogodzinne rozmowy podczas podróży w dwóch wynajętych dla nas busikach lub przy wspólnym stole- często do białego rana „o życiu, o pasji fotografowania, o relacjach, o tym jak pracować z klientem w branży fotografii kulinarnej, o wypaleniu zawodowym, o dietach, o obiektywach, Photoshopie, tłach fotograficznych, propsach kulinarnych i najlepszych miejscach na ich kupowanie i tysiącach innych ważnych dla nas wszystkich rzeczach”. Bo okazało się, że choć się przed przyjazdem większość dziewczyn nie znała- to na koniec wyjeżdżałyśmy jak najlepsze przyjaciółki. Bo to jest dla mnie jeden z najpiękniejszych bonusów które zabierają uczestniczki z moich wyjazdów-
Doświadczenie sisterhood w jego najlepszym wydaniu.
Po lewej limquaty (cytrynowa odmiany kumquatów) po prawej Agata w cytrynowym gaju, podczas wyjazdu miałyśmy okazję spróbować i fotografować dziesiątki odmian cytrusów.
Dziękuję serdecznie wszystkim uczestniczkom wyjazdu: Agacie, Iwonie, Marzenie, Małgosi, Dwóm Aniom, Kasi, Monice, Izie oraz w szczególności Dorotce Ryniewicz (która tak długo mi wierciła dziurę w brzuchy aby SPA wróciło na Sycylię, że zrobiłam to specjalnie dla niej!) oraz Kasi Kowalczyk (która choć była zwykłą uczestniczką wyjazdu- przyjęła rolę naszej nadwornej fotografki a nawet kucharki i dzięki niej ta fotorelacja z wyjazdu jest tak obfita i piękna-dziękuję Kasiu serdecznie) oraz Magdzie Wasiczek (mojej serdeczniej sister in photography i utytułowanej fotografce macro od której dziewczyny mają okazje na wyjazdach uczyć się innego niż kulinarna rodzaju fotografii).
Jedne fotografują, drugie pozują. Na zdjęciu lewym Monika fotografuje krajobraz z Etną w tle, na zdjęciu prawym koleżanki z pokoju Dorotka i Kasia a w tle Ania. Kaloszki były przebojem modowym na tym wyjeździe. Targ w Katanii nie ma sobie równych, to jeden z najbardziej fotogenicznych targów warzywnych we Włoszech, obowiązkowe miejsce do zwiedzenia podczas naszych Fotograficznych SPA. Właściwie nie wypuszczałyśmy z rąk aparatów lub telefonów. Tyle ciekawych kadrów do uchwycenia. Na zdjęciu lewym Kasia dwie Anie i Agata, kręcą rolki o nadziewanych pietruszkowym pesto i grillowanych karczochach, popularnym o tej porze roku sycylijskim street food. MNIAM! . To koniec lutego, przyjechałyśmy z szaro-burej Polski w ferię soczystych sycylijskich barw- to dla mnie zawsze najlepsza tabletka antydepresyjna. Wszystkie warzywa są piękne na sycylijskich targach, sprzedawcy są przyjaźnie nastawieni i chętnie pozują do zdjęć, jedyne czego nie lubią to przebierania w towarze- tutaj towar ZAWSZE podaje sprzedawca. Gang fotograficzny w Katanii, na pierwszym planie Kasi i Iza w tle Magda Wasiczek z Dorotką, w przerwie pomiędzy fotografowaniem na targu a zakupami propsów do fotografii, spacerujemy po katańskiej starówceA to już Taormina- jedno z najbardziej urokliwych miasteczek Sycylii wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO- spędziłyśmy tam całe popołudnie, piknikując w przepięknym parku, włócząc się po wąskich uliczkach i jedząc pyszne sycylijskie lody. Niektóre dziewczyny zmieściły w walizkach nawet piękne suknie aby zrobić sobie w nich zdjęcia w pomarańczowych sadach. Na zdjęciu lewym Ania Pytkowska. Magda Wasiczek- moja sister in photography, najlepszy kompan wszystkich fotograficznych wyjazdów- gość honorowy fotograficznych SPA, tutaj uchwycona w obiektywie Kasi Kowalczyk, podczas wyprawy na Taormińską plażę. Po lewej -choć było już dawno po sezonie to jednak udało nam się fotografować również owocujące drzewa oliwne. Każda z nas przywiozła z wyjazdu mnóstwo swoich portretów- wiecie jak to jest szewc zawsze bez butów chodzi, więc jeśli masz obok siebie paręnaście naprawdę dobrych fotografek- to w końcu możesz kogoś poprosić o piękne zdjęcie. W robieniu nam portretów królowała nieoceniona Kasia Kowalczyk, która uwieczniła tutaj drugą Kasię w kwitnących migdałach. Po lewej Marzena Duda w moim obiektywie, po prawej jej martwa natura z karczochami jej autorstwa wykonana w naszej bardzo fotogenicznej kuchni.W fotograficznym raju- uchwycona przez Kasię Kowalczyk, zdjęcie lewegrajpfruty na jednej z odwiedzanych przez nas farm. To była pełnia pięknej włoskiej wiosny, kwitnące drzewa i łąki pełne kwiatów. Na zdjęciu lewym Kasia Kowalczyk w swoich kultowych żółtych kaloszkach.Drzewa oliwne są niesamowicie fotograficzne, spędziłyśmy sporo czasu fotografując w ich cieniu , zdjęcie lewe- ja w obiektywie Kasi Kowalczyk, zdjęcie prawe Zoyka w obiektywie moim. Do domu zabrałyśmy kilogramy cytrusów i tysiące pięknych kadrów. Na zdjęciu lewym Dorotka Ryniewicz w pomarańczowym gaju. Jedna przystaje, wszystkie czekają, nie ma to jak wyjechać w towarzystwie osób, które nie pytają „czy już skończyłaś fotografować?!!” kiedy Ty jeszcze nawet porządnie nie zaczęłaś. Tutaj każdy rozumie, nieodpartą potrzebę zatrzymania się przy każdym krzaczku, drzewku i kwiatku. Dziewczyny to była wielka przyjemność spędzić z Wami ten inspirujący czas; pełen przygody, zabawy i rozmów do białego rana.
Jeśli i Ty jesteś zainteresowana takim wyjazdem i byłaś na moim kursie fotografii kulinarnej lub planujesz być a chciałabyś dołączyć następnym razem do Fotograficznego SPA- napisz komentarz pod tym postem albo wyślij do mnie mail na greenmorning.pl@gmail.com- poinformuję Cię o następnych planowanych wyjazdach. A może mieszkasz w jakimś urokliwym zakątku Europy lub Świata i chciałabyś w swoim kraju zorganizować dla nas taki wyjazd- to też koniecznie napisz- zawsze szukamy nowych pięknych miejscówek.
To był dobry rok. Rok wielu nowych wyzwań i zmian w moim życiu zawodowym. Powoli zamieniam pracę fotografa kulinarnego na pracę terapeuty dla par (chcesz wiedzieć więcej ZOBACZ TUTAJ). Właśnie jestem na końcowym etapie zdobywanie certyfikacji w USA w rewolucyjnej metodzie terapeutycznej IMAGO . Właściwie to już od dobrego roku intensywnie pracuję na drugim etacie. I choć robienie zdjęć i uczenie fotografii uwielbiam to pomaganie parom przynosi niesamowitą satysfakcje i nadaje mojej pracy głębszy sens. I jeśli doba miałaby 48 godzin to zdecydowanie chciałabym robić obie rzeczy i nie rezygnować z żadnej ale… czas niestety dla mnie nie chcę się rozciągnąć więc godzenie 2 pełnych etatów skutkuje tym, że fotografii w moim 2023 roku było mniej niż w poprzednich.
Czy zamierzam zupełnie zrezygnować z fotograficznej kariery? Nie wiem – zobaczymy jak potoczy się życie, jak do tej dziedziny wkroczy sztuczna inteligencja (choć nie do końca wierzę że szybko nas wszystkich zastąpi), jak będę sobie radzić z łączeniem 2 pełnych etatów. Lubię robić w życiu nowe rzeczy, lubię nowe wyzwania, wdrapałam się na górę z napisem „fotografia kulinarna” posiedziałam na niej 10 lat, od dobrych 5 lat równolegle wchodzę na inną górę (nie planowałam, nawet nie za bardzo chciałam, życie mnie postawiło przed pewnymi lekcjami- zdałam je dość dobrze ale dopiero wtedy -kiedy po wielkich poszukiwaniach, doszkalaniu, zagranicznych warsztatach – miesiącach terapii- znalazłam kogoś kto był mi/nam w stanie pomóc. I zadziało się dokładnie tak samo jak z moimi kursami fotograficznymi. Kiedy w 2010 roku chciałam się uczyć w Polsce fotografii kulinarnej nie było za bardzo nikogo, kto chciał to robić.
Obiecałam sobie wtedy, że kiedy się nauczę- podam dalej i będę dzielić się wiedzą. Efekt był oszałamiający- przez 10 lat na kursach w modelu 1:1 przeszkoliłam około 400 osób, ludzie przyjeżdżają do mnie z całej Europy. I tak samo zadziało się w działce terapeutycznej- kiedy udało nam się z mężem wyjść z relacyjnego kryzysu po zdradzie i uczynić ten kryzys największą związkową trampolina rozwoju – od razu pojawili się ludzie, których to zainspirowało, którzy chcieli się uczyć na naszej wiedzy i doświadczeniach. I tak (w wielkim skrócie, bo to przecież blog fotograficzno/kulinarny a nie rozwojowy) zaczęła się moja praca na drugi etat.
A teraz wróćmy już do fotograficznego 2023 roku- dużo się w nim działo. W moim corocznym liczeniu zdjęć które ukazały się w druku zebrała się całkiem przyzwoita liczba 178 zdjęć. Publikowałam w prasie polskiej, włoskiej, niemieckiej, francuskiej i holenderskiej. Wszystkie zagraniczne kontrakty zdobyłam dzięki mojej agencji House of Picture.
I w tym roku również, jak zwykle szkoliłam dziesiątki fotografów kulinarnych (choć z wiadomych przyczyn było tych szkoleń trochę mniej niż w latach ubiegłych). I tak sobie myślę, że jeśli są wśród Was Ci, którzy od lat marzą aby przyjechać na kurs fotografii kulinarnej do mojego studia i jeszcze tego marzenia nie spełnili to uważam, że nadszedł najwyższy czas aby to marzenie zrealizować, bo- szczerze powiedziawszy- nie wiem ile jeszcze szkolenia z tej dziedziny będę prowadzić.
A w tegorocznych licznych sesjach- jak zwykle pomagały mi moje serdeczne przyjaciółki i asystentki. Kasia Kowalczyk, Renata Mogilewska, Ania Simon, Agnieszka Nowak- dziękuję Wam Moje Drogie serdecznie-bez Was nie dałabym rady- wnosicie do mojej pracy wszystko to co najlepsze.
Zdjęcia z kalendarza: 1. Styczeń- zdjęcie otwierające sesje o przyjęciu sylwestrowym 2024- ukazało się w styczniowym numerze miesięcznika Weranda- wydanie już dostępne w kioskach 2. Luty- Burgery z panierowanym camembertem i sosem żurawinowym- z tej samej sesji 3. Marzec- Babka majonezowa z Wielkanocnej sesji dla magazynu Weranda. 4. Kwiecień- Żółtka zapiekane na parmezanowej chmurce 5. Maj- Pavlova z Truskawkami- zdjęcie z sesji dla cukierni Małgosia 6. Czerwiec- 3 kolorowe szparagi- zdjęcie otwierające sesję do majowego wydania miesięcznika Country- we współpracy z Anią Simon 7. Lipiec- Sałatka z porzeczkowym vinegretem- zdjęć wraz z większa sesją czeka na publikację w następnym roku 2024 8. Sierpień Spaghetti z pędami nasturcji- zdjęcie opublikowane w październikowym numerze magazynu Country- asystowała nieoceniona Kasia Kowalczyk- dziękuję. 9. Wrzesień- słodki mus z awokado- zdjęcie ze styczniowego wyjazdu na Sycylię- wraz z całą awokadową sesją czeka na publikację w 2024 roku 10. Październik- zupa z pieczonej dynii-zdjęcie opublikowane w październikowym numerze magazynu Country- asystowała nieoceniona Kasia Kowalczyk- dziękuję. 11. Listopad- Sałatka z czerwonej kapusty z awokado i granatem- mała zapowiedź sesji która wkrótce w kioskach wraz z lutowym wydaniem miesięcznika Country. 12. Grudzień- przecudowne pierniczki od Iga Sarzyńska wzrusza Toruń.
A jak Moje Drogie ułożył się Wasz 2023 rok? Robicie takie roczne podsumowania? Uważacie, że warto? Ja uważam, ze jak najbardziej tak- warto wyznaczać sobie cele i warto patrzeć ile z nich udało się zrealizować -to inspiruje, dyscyplinuje i pomaga. Ściskam Was wszystkich serdecznie- dziękuję, że cały czas tu ze mną jesteście. Odezwijcie się może w komentarzu- żebym wiedziała, że jest tu jeszcze dla kogo od czasu do czasu coś opublikować. Choć już dawno przestałam sobie obiecywać, że będę to robić regularnie 😉 Życzę Wam wspaniałego Nowego 2024 roku!
Moi Drodzy, dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie zarówno tutaj na blogu jak i na moich mediach społecznościowych. Niełatwo było wybrać, stąd moje opóźnienie w ogłoszeniu wyników konkursu. Ale już wiem i 3 komplety po 2 książki wędrują do Moniki i jej przyjaciółki Emilki, do Magdy i jej syn Michała oraz do Pani, która na Instagramie prowadzi profil @smakodzyskany i do jej kuzynki Małgosi. A poniżej możecie przeczytać nagrodzone komentarze. Gratuluję wszystkim wygranym i czekam na wasze adresy przesłane na greenmorning.pl@gmail.com, a jeszcze lepiej proszę numer najbliższego paczkomatu + wasz adres mailowy+ nr telefonu.
Komentarz Magdy: Dziele moja pasje do gotowania razem z moim synem Michałem. Wspólne doświadczenia, nauka gotowania, budowanie więzi pomiędzy rodzicem a dzieckiem ma miejsce również w kuchni. Wspólnie odkrywamy tajniki gotowania, eksperymentujemy z nieznanymi wcześniej składnikami i uczymy się nawzajem, jak tworzyć smaki, które zapadają w pamięć. Nasze kulinarne przygody są pełne śmiechu, wyzwań i niespodzianek smakowych. Każdy przepis ma swoją historię, od prostych dań rodzinnych po bardziej wyrafinowane potrawy. Tak się skalda, ze zaczynaliśmy wspólne gotowanie od przepisów właśnie z kawa zbożowa Inka. Nasze doświadczenia pokazują, że gotowanie to nie tylko sposób na zaspokojenie głodu, ale także doskonały sposób na budowanie więzi rodzinnych. * Komentarz Moniki: Podzieliłabym się książką z moją przyjaciółką, Emilką, również fotografką. To tu, na Twoim blogu Kingo, pierwszy raz przeczytałam określenie „sister in photography”, ale długo nie sądziłam, że mi się to przydarzy. Znalazłam Emilkę w wirtualnej przestrzeni i zrozumiałam, co to prawdziwe siostrzeństwo, nie tylko w życiu, ale i w pracy twórczej. Świat staje się piękniejszy, kiedy obok jest ktoś, kto patrzy w ten sam obiektyw, lecz widzi coś innego i nagle dzieje się magia. Jest piękniejszy, kiedy drugi człowiek dodaje nam skrzydeł, kiedy wspólnie się rozwijamy, uczymy od siebie i tworzymy piękno. Książka to jeden z lepszych prezentów, jakim się można podzielić. Usiadłybyśmy sobie z czymś pysznym, podziwiały zdjęcia, a potem myślały, który z przepisów najpierw wypróbować – tak pewnie powstałyby nasze kolejne, wspólne wspomnienia, do których na pewno wrócimy po latach – wierzę, że tych sporo przed nami i że, jako sędziwe staruszki, nadal będziemy razem patrzeć w jeden obiektyw (obyśmy coś jeszcze przez niego zobaczyły):)))))
* Komentarz @smakodzyskany: Piękna mroźna zima, początek lat 90-tych, ja jako mała dziewczynka brnę do szkoły ośnieżoną drogą wśród oszronionych drzew, jest mi zimno, coraz zimniej. W szkole czeka mnie niespodzianka, kubek gorącego napoju o przedziwnym smaku i aromacie. Okazała się to być kawa zbożowa Inka. Malutka wiejska szkoła do której uczęszczałam miała tradycję, że w sezonie grzewczym zapewnia kubek gorącej zbożówki każdemu uczniowi. To był piękny zwyczaj w którym szkoła dbała nie tylko o wykształcenie ale również także o komfort i dobre samopoczucie uczniów, zwłaszcza, że niektórzy musieli dziennie przemierzać kilka kilometrów w jedną stronę. Kilka lat później wraz z rodzicami przeprowadziłam się do innej miejscowości, byłam zdziwiona brakiem dostępności kawy zbożowej dla wszystkich uczniów. Potem już nigdzie z tym się nie spotkałam. Ciekawa jestem, czy w szkole w której spędziłam pierwsze lata nauki, dalej jest kontynuowana tradycja serwowania każdemu uczniowi rozgrzewającej Inki? A książkę podarowałabym mojej kuzynce Małgosi z którą wspólnie przemierzałyśmy drogę do szkoły.
Życząc Wesołych Świąt- załączam Wam garść inspiracji na wykorzystanie szyszek w dekoracjach świątecznych. Sesja powstała na zlecenie magazynu Country i ukazała się w styczniowym wydaniu -właśnie dostępnym w kioskach.
W sesji pomagała mi moja serdeczna przyjaciółka Agnieszka Nowak, która na co dzień zawodowo zajmuje się szyciem lalek na zamówienie- zobaczcie jakie cuda Tworzy w Lalinda.pl
Agnieszka jest autorką m.in. tych pięknych szyszkowych krasnali w niebieskich czapeczkach czy uroczych szyszkowych jeżyków. Jej 2 złote ręce potrafią wyczarować wszystko co sobie zamarzę. Dziękuję! Praca z Toba to wielka przyjemność!
Ta sesja nie powstałaby też, gdyby nie druga moja serdeczna przyjaciółka Kasia Kowalczyk ze sklepu Kredens Babci Heli, która to przysłała całą swoją kolekcję szyszek i szyszkowych dekoracji abym mogła je sfotografować w tej sesji. Kasiu- dziękuję, po raz kolejny Twoje skarby pomagają mi tworzyć piękne sesje.