Dziś prezentuję piękną sesję, którą wykonałam na zamówienie magazynu Country do świątecznego, grudniowego numeru. Już dawno moja sesja nie była TAKA różowa.
Powstała podczas mojego maratonu sesji świątecznych, który robiłam w październiku (w tym roku bardzo spóźniona bo z reguły robię to na przełomie sierpnia i września, tym samym co roku pobijam rekord ilości dni przed świętami kiedy słucham „Last Christmas…”)
No bo, jakoś się trzeba w ten nastrój świąteczny wprowadzić, kiedy za oknem 20’C i pięknie zielono. W tym roku udało mi się to z przytupem. W ciągu tygodnia wyczarowałam 3 zupełnie inne sesje świąteczne, każda w swoim niepowtarzalnym nastroju.
Dzisiejsza sesja była 3 w kolejności powstawania, kiedy to znudziły mnie już klasyczne, bożonarodzeniowe: czerwienie, zielenie i brązy oraz zimowe biele, srebra i złota. Postanowiłam zrobić zupełnie inaczej i oto rezultat. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
A jeśli pociekła wam ślinka na widok dzisiejszych ciasteczek i chcielibyście sami takie upiec- zapraszam do kiosku, gdzie w grudniowym numerze Weranda Country znajdziecie przepisy na te wszystkie cudeńka.
Ps. Bardzo dziękuję Iga Sarzyńska Wzrusza Toruń za przygotowanie części pierniczków do dzisiejszej sesji. Jeśli potrzebujecie niebanalnych słodkich prezentów na te święta, koniecznie zajrzyjcie na stronę Igi- znajdziecie tam najpiękniejsze pierniki na świecie. CLICK.
Witam- tym razem już świątecznie- choć przyznać Wam się muszę, że osobiście nie jestem zwolenniczką celebrowania Bożego Narodzenia już od połowy listopada. Więc gdybym mogła- zachowałabym ten wpis dla Was na drugą połowę grudnia. Ale wtedy niestety w kioskach nie byłoby już grudniowego numeru Weranda Country i w żaden sposób nie mielibyście okazji poznać wszystkich przepisów na prezentowane dziś na zdjęciach pralinki. A moim zdaniem naprawdę warto. Bo takie pudełko domowej roboty słodkich kuleczek może okazać się wspaniałym i oryginalnym prezentem- nie tylko dla łasuchów.
A więc zapraszam do kiosku po grudniowy numer gdzie znajdziecie moje przepisy na: Mini Bajaderki z Chili i Gorzką czekoladą, Domowe Michałki, Trufle Śliwkowo-Pomarańczowe, Orzechowe Kuleczki z Przypiekanym Masłem i Owocowe Pralinki z Białą Czekoladą. Jest też przepis prezentowany dziś dla Was na blogu (dzięki uprzejmości Redakcji Werandy- za co bardzo dziękuję) – na moje najukochańsze i najlepsze pralinki KARMELOWE LOVE lub po prostu „słodkie kulki” – jak się je w naszej rodzinie na co dzień nazywa.
Nie pamiętam, jak przepis ten trafił w moje ręce, wiem, że było to bardzo, bardzo dawno temu, kiedy jako nastoletnia dziewczyna zostałam wegetarianką i sama zaczęłam gotować sobie posiłki. Pamiętam, że pyszną karmelową masę robiłam wtedy bardzo często bo była ona przedmiotem pożądania wszystkich moich kolegów z liceum. Aż mi się wierzyć nie chcę, że ja estetka od zawsze (przynajmniej takie mam o sobie mniemanie jak widać błędne) nie zawracałam sobie wtedy nawet głowy formowaniem tej masy w pralinki lecz przynosiłam ją do szkoły w zwykłym szklanym litrowym słoiku, który krążył na lekcjach pod ławkami z rąk do rąk.
Pamiętam, że nasz historyk, człowiek o wielkim poczuciu humoru i idealnym słuchu przez 3 lekcje pod rząd przerywał wykład aby zapytać ” Czy mnie się wydaje czy naprawdę ktoś tu grzebie łyżką w słoiku???”. Trzeba było zobaczyć jego minę, kiedy w końcu udało mu się ten słoik wytropić i zarekwirować 🙂 Z groźną miną obwąchał go dokładnie, sięgnął po swoją łyżeczkę od kawy i ku naszemu zdumieniu… poczęstował się zawartością. Popatrzył na nas ze zrozumieniem, po czym jakby nigdy-nic usiadł za biurkiem i kontynuował wykład raz po raz przerywając go aby delektować się zawartością zarekwirowanego słoika. (Dopiero teraz zauważyłam, że mam też słoik na zdjęciu tych pralinek! Cóż! Chyba to jednak nie przypadek 🙂
Wcale się nie dziwię ani historykowi ani kolegom z liceum bo nie oni jedyni ulegli czarowi prostej karmelowej rozpływającej się w ustach masy. Pamiętam, że jakieś 15 lat później w zupełnie innym życiu (można by rzec) a na pewno okolicznościach byłam sobie właścicielką firmy cateringowej organizującej przyjęcia dla ludzi z pierwszych stron gazet. Wtedy to karmelowa masa zyskała wymiar towaru luksusowego. Porcjowana w małe kuleczki, obtoczona w prażone orzechy i ułożona w złotych papilotkach w piękne piramidki- była słodkim przebojem wielu moich przyjęć. Wtedy to właśnie jedna z bardzo popularnych polskich piosenkarek, opowiadała mi, że kładąc się nad ranem do łóżka (po przyjęciu które organizowałam w jej domu) znalazła w nim tacę pełną karmelowych pralinek. Okazało się, że schował ją tam przed gośćmi jej mąż aby- jak powiedział- „móc się nimi delektować następnego dnia w samotności” 🙂
Mam nadzieję, że tymi zabawnymi (choć zupełnie prawdziwymi) anegdotami zachęciłam Was do wypróbowania dzisiejszego przepisu. Tylko uprzedzam- to jest deser uzależniający i strasznie się trudno od niego oderwać, choć jest przeraźliwie słodki. Ja staram się robić go tylko na wielkie okazje- bo kiedy tylko pojawia się w mojej kuchni jakoś dziwnie do mnie cały czas przemawia „zjedz mnie, zjedz mnie..” do czasu aż zrealizuję, że oto w przeddzień jakiejś uroczystości rodzinnej pochłonęłam większość karmelowych kulek nie zostawiając nic dla gości. Więc- Moi Drodzy- żeby nie było, że nie ostrzegałam!
PS. W prezentowanej dziś sesji pomagały mi dwie przemiłe osoby: Dorota Tyszka i Renata Mogilewska. Dziewczyny- dziękuję bardzo- bez Was nie dałabym rady!
PRALINKI KARMELOWE-LOVE
(z orzechami laskowymi i kokosem)
1/4 kostki masła
1/2 szkl cukru
niecałe pół szkl gorącej wody
1 i 3/4 szkl mleka w proszku
100g orzechów laskowych
+ ew. wiórki kokosowe do obtoczenia
1. Orzechy laskowe wysypujemy na blaszkę i pieczemy w 180st. C do złotego koloru, studzimy i ocieramy z łupinek. Część drobno siekamy (najlepiej w blenderze), część zostawiamy w całości.
2. W rondlu o grubym dnie rozpuszczamy masło, wsypujemy cukier i mieszając regularnie drewnianą łyżką, karmelizujemy do jasno brązowego koloru (masa ma mieć kolor mlecznej czekolady). Uważamy aby nie przypalić (wtedy masa zacznie dymić i będzie gorzka). Pod koniec karmelizowania masło może oddzielić się od masy (to jest proces naturalny, nie trzeba się przejmować).
3. Zalewamy karmel gorącą wodą (UWAGA! będzie mocno bulgotać) i gotujemy do czasu aż cały karmel się rozpuści w tej wodzie. Odstawiamy do lekkiego ostygnięcia.
4. Kiedy karmel będzie miał temperaturę pokojową, wsypujemy do niego mleko w proszku i mieszamy mikserem na gładką masę.
5. Odstawiamy na parę godzin (najlepiej na noc) do stężenia (nie wstawiamy do lodówki).
6. Bierzemy po 1 orzechu laskowym i obtaczamy go łyżką masy karmelowej formując nieduże kuleczki. Obsypujemy kuleczki posiekanymi orzechami lub wiórkami kokosowymi i dekorujemy dodatkowym orzeszkiem na czubku.
Pralinki pozostają świeże przez parę dni, trzeba tylko pamiętać aby trzymać je w zamkniętym pojemniku, inaczej wyschną i staną się niesmaczne.