Od ponad roku współpracuję z podróżniczym Magazynem Voyage. Uwielbiam te kulinarne „podróże”, które odbywam dzięki pracy dla Voyage. Często moje teksty muszą dotyczyć nie tylko konkretnego kraju ale bardziej specyficznie regionu lub miasta. Czasami mogę skonsultować menu z autorem tekstu podróżniczego (któremu mój materiał towarzyszy) częściej jednak muszę sama zgłębić i rozpracować tradycje kulinarne danego regionu.
To bardzo fascynujące zajęcie i z reguły wciąga mnie na cały dzień. Jeśli byłam w danym miejscu- sięgam do moich przepastnych „przepisowych zeszytów” i przenoszę się w „czasoprzestrzeni” na inny kontynent 5, 10, 15, 20 lat temu. Nagle z odchłani mojej pamięci wynurzają się miejsca, zapachy, smaki, kolory, aromaty i przede wszystkim ludzie, ludzie, ludzie. Ci, którzy potraw uczyli mnie gotować, ci którzy odkrywali przede mną nowe smaki i Ci, dla których dane mi było gdzieś na drugim końcu świata gotować. (więcej o tym piszę tutaj)
Zdarza się jednak, również tak, że muszę napisać o tradycjach kulinarnych miejsca, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Wtedy buszując po Internecie zgłębiam menu lokalnych restauracji, szukam małych producentów i wytwórców żywności, czytam o zwyczajach kuchennych regionu o jego historii i kulinarnej tradycji. Przepadam z zupełnym kretesem przeznaczając na to dużo więcej czasu niż powinnam takie to jest fascynujące i wciągające. Dowiaduję się o nowych potrawach, nowych sposobach przyrządzania starych receptur a czasami nawet o składnikach, o których istnieniu nie miałam do tej pory bladego pojęcia.
Często tak mnie zaintryguje opisywane miejsce, że budzi się we mnie pragnienie aby tam pojechać tylko po to aby skosztować tych wszystkich specjałów. Oczywiście mogę sobie je sama ugotować (co oczywiście robię, wypróbowując przepisy dla Voyage) ale to przecież nie to samo- sami wiecie.
W ten właśnie sposób zapragnęłam pojechać do Alentejo południowego regionu Portugalii, gdzie serwują to oto gazpacho. Robią to tam po swojemu, inaczej niż w sąsiedniej Hiszpanii, dodają do zupy pokruszony czerstwy chleb. Czyni on portugalskie gazpacho daniem nie tylko ożywczym i dodającym ochłody w upalne lato ale jednocześnie bardzo sycącym. Spróbujcie koniecznie- jeśli możecie to w Alantejo -jeśli nie, to chociaż w swojej kuchni. Na nieodpuszczające tego pięknego lata upały przepis IDEALNY!
Przepis ukazał się w 2014 roku, we wrześniowym numerze magazynu Voyage.
GAZPACHO ALENTEJANA
(czyli chłodnik po portugalsku)
1 kg dojrzałych pomidorów
1 szklarniowy ogórek
2 ząbki czosnku
po 1/4 papryki czerwonej i żółtej
2 łyżki oliwy z oliwek
5 łyżek soku z cytryny
1-2 kromki razowego pieczywa
1/2 szkl. lodowatej wody
sól, świeżo mielony pieprz
suszone i świeże oregano
Wszystkie składniki powinny być schłodzone w lodówce przynajmniej na 1 godzinę przed przygotowaniem zupy.
1. 3/4 kg pomidorów zmiksować w blenderze wraz z oliwą, sokiem z cytryny i rozgniecionymi ząbkami czosnku na gładkie pure. Można przetrzeć przez sito jak ktoś nie lubi resztek skórek pływających w talerzu.
2. Resztę pomidorów wraz z ogórkiem, papryką i pieczywem pokroić w drobną kostkę, wymieszać z pure.
3. Dodać wodę. Doprawić solą, pieprzem i oregano, ewentualnie odrobiną cukru lub sokiem z cytryny w zależności od tego jak słodkie były pomidory.
4. Schłodzić przez 15 minut w lodówce i podawać.
Kiedy jest naprawdę gorąco zamiast wody można dodać do zupy kostek lodu.
To nie jest danie dla vegan, ani dla odchudzających się Pań. Nie jest to danie dla dzieci, ani dla starszych osób, ani broń Boże dla tych, którzy muszą dbać o swój żołądek. Nie jest to danie dla lubiących zdrową kuchnię ani dla tych będących na różnych dietach, ani również dla tych co dbają o cholesterol. To jest danie (jak żartobliwie mawia mój mąż) dla „prawdziwych mężczyzn”.
Kostki domowego sera panir, w sosie z dojrzałych pomidorów, doprawione dużą ilością chili, imbiru, kurkumy z nieprzyzwoitą ilością masła to wegetariański HIT każdej indyjskiej restauracji. Nie ma się co dziwić danie jest ZNIEWALAJĄCO PYSZNE! Rozpływa się w ustach zachwycając na początku swą łagodnością aby na końcu eksplodować intensywnym smakiem przypraw. Uwaga- danie niebezpiecznie uzależnia! Moim zdaniem jest jednym z najlepszych w wegetariańskiej kuchni indyjskiej. Podaje je się z ugotowanym na sypko aromatycznym ryżem basmati i/lub roti (indyjskimi plackami- przepis znajdziecie tutaj). A co ciekawe i warte podkreślenia potrawa (jak na standardy kuchni indyjskiej) jest bardzo prosta w wykonaniu a przyprawy do jej ugotowania kupicie w każdym większym supermarkecie. Wystarczą zaledwie trzy: chili, imbir i kurkuma.
Dla tych, którzy nie lubią ostrych przypraw mam dobrą wiadomość, chili można pominąć w przepisie (lub zamienić na 1 łyżeczką słodkiej czerwonej papryki) i danie będzie równie dobre. Dla tych ,którzy uwielbiają ostre dania też mam dobrą wiadomość- ta potrawa „udźwignie” naprawdę duże ilości chili a jeśli ma być jeszcze intensywniej zielone świeże chili można zamienić na suszone czerwone (jest dużo bardziej ostre).
Ja zdecydowanie nie lubię ostrych potraw (więcej o tym piszę tutaj) lecz Panir Butter Masala jest jednym z nielicznych wyjątków. Chili po prostu pasuje tutaj idealnie. Jak wierzą Hindusi, ostre przyprawy pomagają rozpalić ogień trawienia w żołądku. Dzięki temu nawet najcięższe potrawy są trawione szybciej i sprawniej. Ale nie dla „lepszego trawienia” toleruję chili w tym daniu, moim skromnym zdaniem, chili pasuje do panir butter masala tylko dlatego, że duża ilość masła i śmietany po prostu łagodzi odczuwanie jego ostrości na języku. Dzięki temu nie dominuje on nad innymi smakami a potrawa doskonale balansuje na cienkiej krawędzi pomiędzy byciem ostrą a łagodną nie przestając być po prostu przepyszną.
Jeśli do tej pory nie robiliście sera panir to teraz jest najlepszy czas aby spróbować. To jest bajecznie proste i nie wymaga dużo czasu ani żadnego doświadczenia. Pokochacie ten ser z wzajemnością jak i Panir Butter Masalę- dokładnie tak jak od pokoleń robi to miliony hindusów, nie wyobrażając sobie żadnej większej uroczystości bez tej potrawy na stole. Zupełnie ich rozumiem.
Ps. Jak gotować idealną Panir Butter Masalę nauczyło mnie, parę lat temu, dwóch bengalskich nastoletnich mnichów. Po raz pierwszy (i jak na razie ostatni) spotkałam w swoim życiu nastolatków płci męskiej, którzy byli takimi ekspertami w gotowaniu. Uczta w ich wykonaniu, była jedną z lepszych jaką jadłam podczas ostatniej dekady. Dzisiejszy przepis zawdzięczacie ich naukom. Smacznego!
ser panir z 3 litrów mleka (przepis tutaj)
2 puszki dobrej jakości pomidorów (w sezonie mogą być świeże bardzo dojrzałe pomidory) 100g masła 200g śmietany (lub 100g śmietany i 100g mascarpone) 1 łyżeczka cukru (najlepiej brązowego)
1 płaska łyżeczka soli
1 czubata łyżka kurkumy
kawałek świeżego imbiru (około 25g)
malutkie indyjskie zielone chili (około 2g)
opcjonalnie:
1/2 łyżeczki asafetydy
1 łyżeczka nasion kozieradki
1. Zrób panir wg. tego przepisu. Pozostaw na sitku z obciążeniem aby szybciej odciekł z serwatki
2. Obierz imbir (najlepiej oskrobać używając łyżki, zobacz tutaj) i posiekaj najdrobniej jak potrafisz. Kurkumę wymieszaj w małej miseczce z 3 łyżkami zimnej wody na papkę. Chili rozkrój ( ja używam rękawiczek, żeby nie piekly mnie dłonie) i usuń z niego wszystkie pestki, pokrój na malutkie kawałeczki (możesz też chili pominąć lub użyć go mniej lub więcej w zależności jak ostro lubisz jeść). Indyjskie zielone chili są naprawdę malutkie, jeśli używasz innych ostrych papryczek, bądź ostrożny, cała to będzie zdecydowanie za dużo. Chyba ,że jesteś wielbicielem ostrej kuchni to możesz nawet posypać potrawę suszonymi nasionami chili (jak na zdjęciu).
3. Rozpuść 50g. masła w woku lub w garnku o grubym dnie. Dodaj asafetydę (jeśli używasz) i imbir, smaż mieszając aż imbir zrobi się złoto-brązowy na brzegach, dodaj chili, poczekaj aż lekko zabieli się na brzegach (dosłownie parę sekund) i wtedy dodaj pastę z kurkumy. Smaż cały czas mieszając przez 1 minutę.
Dodaj pomidory z puszki (jeśli są w całości, pokrój w kawałki) i pozostałe masło. Gotuj do czasu aż sos zredukuje się o 1/3.
4. Dodaj sól, cukier, zamieszaj i pogotuj jeszcze chwilę. Na koniec dodaj śmietanę i zmiksuj wszystko na idealnie gładki sos.
5. Panir pokrój w nieduża kostkę (1,5cm). Klasycznie do Panir Butter Masali dodaje się jak najświeższy ser, niepoddawany już żadnej dalszej obróbce. Można też kostki sera dodatkowo obsmażyć na maśle (najlepiej z odrobina asafetydy i soli) na patelni do złotego koloru z każdej strony (wtedy będą wyglądać jak na moich zdjęciach). Ale nie jest to konieczne. Ja chyba nawet wolę tą potrawę ze zwykłym niesmażonym panirem.
6. Wrzuć panir do sosu i zagotuj wszystko razem. Wyłącz gaz i pozostaw danie pod przykryciem (tak aby ser przesiąknął sosem) na około 10 minut.
7. Podawaj z basmati ryżem, lub roti, lub chlebkiem naan lub kromkami zwykłego chleba z masłem.
8. Przed podaniem możesz posypać danie, uprażonymi na suchej patelni a potem zmielonymi na proszek nasionami kozieradki. Musisz tylko uważać, żeby ich nie przypalić wtedy robią się koszmarnie gorzkie i zepsują smak twojej potrawy (spróbuj zanim posypiesz nimi potrawę).
Jeśli Panir-Butter-Masala okaże się dla ciebie za ostra możesz zawsze podać ją wymieszaną z 3-4 łyżkami naturalnego jogurtu, który ma niezwykłą moc łagodzenia ostrego smaku.
Można do dania dodać również cebuli jeśli ktoś lubi, należy ją wrzucić poszatkowaną (1 sztuka wystarczy) na uprażone przyprawy. Zeszklić a następnie dodać pomidory i postępować dalej jak w przepisie.
Najlepsze do Panir-Butter-Masali jest masło które w Indiach nazywa się Makhan- jest to nic innego jak świeżutkie masło zrobione ze zbieranej z wiejskiego mleka śmietany. Jeśli jesteś szczęśliwym posiadaczem takiego masła użyj go koniecznie w tym przepisie.
Kofta to jedno ze sztandarowych dań kuchni indyjskiej. A ta prezentowana dzisiaj, wykonywana z paniru to zdecydowanie arystokracja wśród koft. Danie idealne dla kucharzy, którzy lubią zabłysnąć przed swoimi gośćmi. U nas serwowane rzadko, najczęściej z okazji jakiegoś święta lub proszonej wykwintnej kolacji. Może dlatego, że kofta to danie trochę pracochłonne? Choć przecież nie za skomplikowane w wykonaniu i podaniu. Pierwszym krokiem do przyrządzenia kofty będzie wykonanie paniru. Panir to bardzo łatwy do zrobienia w domowych warunkach ser. Tak łatwy, że potrafi go uwarzyć nawet mój 10-letni syn. Instrukcję jak dokładnie wykonać panir znajdziecie TUTAJ. Pamiętajcie, że ser na koftę powinien być dość zwarty, dlatego warto go przycisnąć czymś ciężkim podczas odsączania z serwatki. Dostępny w polskich sklepach ser capri jest bardzo dobrym substytutem paniru, jednak w tym przepisie nie sprawdzi się tak dobrze. Capri ma w sobie za dużo płynu, dlatego pulpety z jego użyciem będą potrzebowały więcej mąki aby się skleiły a potem nie rozpadały podczas smażenia. Wpłynie to na konsystencję i lekkość kofty. Warto więc poświęcić trochę czasu i samemu zrobić panir- zachęcam bardzo- jest z tego dużo pysznej satysfakcji. Na sos do kofty najlepsze będą słodkie mięsiste pomidory, trudne do dostania poza sezonem. Dlatego w zastępstwie możecie użyć też tych z puszki, wtedy trzeba dodać do sosu mniej passaty.
Jeśli nie macie wszystkich przypraw potrzebnych do wykonania sosu, nie przejmujcie się zbytnio. Zróbcie po prostu najsmaczniejszy pomidorowy sos jaki potraficie (np. taki jak wykorzystujecie do spaghetti) i nim polejcie serowe pulpety. Będzie trochę inaczej, mniej egzotycznie ale na pewno równie pysznie.
Życzę wszystkim smacznego i… miłego” koftowania”. I obiecuję się poprawić i napisać wkrótce tutaj jakiś mądry post o czymś więcej niż tylko jak mieszać łyżką w garnku… Do przeczytania niedługo. Och i jeszcze proszę nie zwracajcie uwagi na kiepskie zdjęcia. Niech Was nie zniechęcą do spróbowania kofty. Nawet mnie czasami (nawet częściej niż czasami) zdarza się zostać pokonanym przez niefotogeniczne jedzenie…. lub może konkretniej -przez moją nieumiejętność odnalezienia w nim ukrytego piękna 😉
KOFTA W POMIDORACH
(czyli pulpety serowe w sobie pomidorowo-paprykowym)
na kofty (około 20 szt): 300g sera panir (z 2 litrów tłustego mleka) po 1/3 łyżeczki asofetidy, kurkumy, słodkiej papryki, pieprzu 3/4 łyżeczki soli 2 łyżeczki mąki 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia masło klarowane lub olej do smażenia
Na sos: 1 łyżka masła klarowanego lub oleju mały kawałek zielonego chili po 1 łyżeczce: nasion czarnej gorczycy, mielonego kminku indyjskiego (kuminu) papryki słodkiej 1/2 łyżeczki asofetidy 2 duże pomidory 500g passaty pomidorowej 1 łyżka śmietany (opcjonalnie) 1/2 papryki zielonej 1/2 papryki czerwonej świeże liście ziół (bazylia, oregano, rozmaryn, tymianek) sól, cukier, sok z cytryny, pieprz (do smaku)
1. Panir na koftę powinien być idealnie ostudzony i dobrze odciśnięty. Dlatego najlepiej zrobić go dzień wcześniej i przechowywać przez noc w lodówce.
2. Rozetrzyj panir na blacie ręką na jednolitą masę (taką aby dało się z niej lepić gładkie kulki). Po prostu pocieraj serem o blat stolnicy, tak jak na tym filmie od 2 minuty, tylko twój ser powinien być dużo twardszy. Do czasu aż uzyskasz plastyczną zwartą masę. Możesz też użyć do tego melaksera.
3. Dodaj do masy serowej przyprawy, sól i mąkę. Zagnieć do połączenia. Ulep z ciasta wałek i pokrój go na 20 równych plasterków. Z każdego ulep gładką kulkę.
4. Smaż kulki w głębokim tłuszczu (bardzo polecam klarowane masło) do brązowego koloru. Uważaj aby tłuszcz nie był za gorący bo wtedy kulki szybko spieką się z wierzchu a nie upieką w środku. Obracaj kulki potrząsając co jakiś czas garnkiem z tłuszczem aby kofty zbrązowiły się równomiernie.
5. Delikatnie wyciągaj kofty z tłuszczu łyżką cedzakową i odsączaj na papierowych ręcznikach.
6. W międzyczasie zrób sos. Pokrój paprykę na cieniutkie paseczki, obierz pomidory i pokrój w kostkę.
7. W garnku o grubym dnie rozgrzej łyżkę klarowanego masła, dodaj nasiona gorczycy, przykryj pokrywka i poczekaj aż wszystkie wystrzelają (jak popcorn). Uważaj aby ich nie przypalić, Odkryj pokrywkę, dodaj resztę przypraw, zamieszaj i wsyp do garnka pokrojona paprykę.
8. Mieszaj do czasu aż przyprawy obtoczą kawałki papryki a potem jeszcze 2-3 minuty aby papryka się lekko obsmażyła. Jeśli będzie taka potrzeba dodaj odrobinę wody aby nie przypalić przypraw.
9. Dodaj pomidory, zamieszaj, przykryj i gotuj do czasu aż papryka będzie miękka a pomidory prawie się rozgotują.
10. Dodaj passatę (czyli przecier pomidorowy w kartoniku), zioła, cukier, sól, pieprz i sok z cytryny do smaku. Gotuj następne 5 minut pod przykryciem. Na końcu dodaj śmietanę i dokładnie i szybko wymieszaj aby się nie ścięła.
11. Wkładaj po 3-4 pulpety do miseczki i zalewaj obficie sosem pomidorowo-paprykowym. Podawaj natychmiast. Np. z ryżem basmati lub kaszą gryczaną.
12. .
Kofta z paniru w przeciwieństwie do tej z warzyw nie potrzebuje długiego moczenia w sosie pomidorowym. Polana sosem namięka cała w ciągu minuty. A moim zdaniem jest najlepsza wtedy kiedy jeszcze lekko chrupie. Dlatego warto ją polewać bardzo gorącym sosem tuż przed podaniem bezpośrednio na talerzu. W ogóle kofty z paniru smakują rewelacyjnie, nawet bez sosu- najlepiej ciepłe, tuż po smażeniu.
Jeślki twoje kofty podczas smażenia się rozpadają musisz dodać do ciasta więcej mąki. Mąki powinno być w cieście jak najmniej, dlatego najlepiej dodawać ją stopniowo po łyżeczce i próbować czy już wystarczy, wrzucając pojedyncze kulki do tłuszczu.
Minął sierpień, minął wrzesień, znów październik i
ta jesień rozpostarła melancholii mglisty woal
Nie żałuję letnich dzionków, róż, poziomek i skowronków
Lecz jednego, jedynego jest mi żal
Addio pomidory, Addio ulubione
Słoneczka zachodzące za mój zimowy stół
Nadchodzą znów wieczory sałatki niejedzonej
Tęsknoty dojmującej i łzy przełkniętej wpół
To cóż że jeść ja będę zupy i tomaty
Gdy pomnę wciąż wasz świeży miąższ …
w te witaminy przebogaty…
Addio pomidory, addio utracone
Przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł!
Tak oto Jeremi Przybora ustami Wiesława Michnikowskiego żegnał pomidory jesienią.
Mnie chyba również dopadła jesienna melancholia, bo kiedy słucham tego nieśmiertelnego wykonania -myślę sobie- „Och! Nie ma już takich poetów, nie ma już takich interpretorów, nie ma już takich kabaretów i nie ma już… takich pomidorów.” Na pewno nie ma już ich w sklepach. Jeśli chcesz mieć pomidory do których będziesz wzdychał całą zimę to musisz je sobie samemu wyhodować. Na działce, w ogrodzie czy nawet na balkonie. Małe, duże, karbowane, pręgowane, nakrapiane, czerwone, zielone, pomarańczowe, żółte, czarne, białe- uprawiałam już wszystkie. Co rok odkrywam nowe odmiany i dokładam je do mojej pomidorowej tęczy.
W tym roku niestety żegnam się z moimi pomidorami dość szybko. I do mnie jak do Jeremiego Przybory przyszła „dziewczyna co oplotła pajęczyną” wszystkie moje krzaki. I jak w piosence Dziewczyna ta (czytaj zaraza ziemniaczana) ” zabrała pomidory te ostatnie com schowane przed nią miał”. Uratowałam co się dało, resztę chorych krzaków palę w ognisku, żeby w przyszłym roku choroba się nie rozprzestrzeniała. Z tego uratowanego kosza pomidorowej tęczy postanowiłam zrobić pyszną sałatkę godną zakończenia lata.
Na kołderce z liści świeżego szpinaku i liści jarmużu (taką zieleninę miałam w ogrodzie) ułożyłam słodziutkie pomidory z czarnymi oliwkami i pysznymi rozpływającymi się w ustach kotlecikami. Kotleciki to mieszanka domowego-jogurtowego sera (labneh) z przyprawami, kawałkami liści szpinaku, plasterkami oliwek i pomidorów. Wszystko to w panierce z mielonych płatków owsianych, usmażone na malutkiej ilości klarowanego masła. Chrupiące z zewnątrz, mięciutkie w środku, jeszcze ciepłe kotleciki wspaniale skomponowały się ze słodziutkimi pomidorami, soczystym szpinakiem i sosem który wyczarowałam z resztki jogurtowego sera, oliwy, ziół i soku z cytryny.
POLECAM BARDZO, BARDZO, BARDZO!
ADDIO!
Do zobaczenia- z Wami za tydzień- z pomidorami z ogródka dopiero za rok.
SAŁATKA POMIDOROWA TĘCZA
(z pysznymi kotlecikami z jogurtowego sera)
na kotleciki (10 szt):
2-3 szkl. jogurtu (najlepiej domowej roboty, jak najtłustszego, jeśli kupny to grecki)
1/2 łyżeczki soli (może być czarnej jeśli ktoś posiada)
1 łyżeczka mąki
pieprz, asafetyda lub inne przyprawy (do smaku)
garść posiekanych liści szpinaku
15 czarnych oliwek
3 koktajlowe pomidorki
8 łyżek płatków owsianych (górskich)
klarowane masło lub olej do smażenia
na sałatkę: Po dwie garście małych liści szpinaki i podartych liści jarmużu (lub innych zielonych sałat) DUŻO POMIDORÓW (najlepiej różnorodnych) garść czarnych oliwek
na sos: to co zostanie na dnie miski po robieniu kotlecików 3 łyżki oliwy z oliwek 1 łyżka sosu z cytryny parę listków świeżej bazylii i oregano (lub po 2 szczypty suszonego) 2 szczypty cukru (najlepiej brązowego) świeżo mielony pieprz
1. Jogurt przelej na sitko wyłożone pieluszką tetrową lub podwójnie złożona gazą, zawieś sitko na garnku i zostaw pod przykrycie na 2 dni poza lodówką lub na dłużej (do tygodnia) w lodówce. Po tym czasie otrzymasz na sitku, ser o kremowej konsystencji i dość kwaśnym specyficznym smaku (smak będzie się wyostrzał z każdym dodatkowym dniem). Ilość otrzymanego sera zależy od gęstości użytego jogurtu- proporcja na kotleciki podana jest na 1 szklankę sera.
2.Do dużej miski włóż ser, dodaj mąkę, sól i przyprawy, posiekane liście szpinaku oraz oliwki pokrojone w plasterki i pomidorki w malutkie kawałki (najpierw odsącz z nich nadmiar soku). Wszystkie składniki dodawane do kotletów muszą być jak najbardziej suche. Warto je osuszyć papierowymi ręcznikami.
3. Płatki owsiane zmiel w młynku, melakserze lub ubij w moździerzu- lecz nie na proszek tylko na mniejsze kawałki- posłużą do panierowania kotletów.
4.1 łyżkę mielonych płatków wsyp do miski z serem i wszystko dokładnie wymieszaj.
5.Mokrymi rękami (inaczej ser będzie się kleił do rąk) lep z sera kulki i obtaczaj w dużej ilości pokruszonych płatków. W czasie obtaczania spłaszczaj lekko kulki tak aby otrzymać kotleciki o średnicy około 5 cm. Dokładnie obtaczaj też boki kotlecików. Powinno wyjść 9-10 sztuk. Pozostaw w misce trochę sera (na około 1 kotlecik)- posłuży do zrobienia sosu.
6.Umyj warzywa i osusz na papierowych ręcznikach. Pomidory pokrój na połówki lub w ćwiartki, oliwki na pół.
7.Do miski z pozostałościami sera dodaj wszystkie składniki na sos (zioła porwij na drobne kawałeczki)- wymieszaj dokładnie aż do rozpuszczenia cukru. Wrzuć do miski warzywa na sałatkę i ostrożnie wymieszaj.
10.Na patelni rozgrzej klarowane masło lub olej- tylko tyle żeby pokrywało cieniutką warstwą całą patelnie.
11.Smaż kotleciki na średnim ogniu z obu stron na złoto (uwaga szybko się rumienią). Bądź bardzo ostrożny przy przewracaniu.
12. Układaj gorące kotleciki na sałatce z pomidorów i podawaj natychmiast. Kotleciki są najsmaczniejsze kiedy są ciepłe.
Ser, który otrzymasz z jogurty nazywany jest LABNEH. Ja zawsze robię go z domowego jogurtu, ten zaś powstaje z tłustego mleka prosto od krowy. Jeśli będziesz używać jogurtu kupnego- postaraj się znaleźć jak najgęstszy i najtłustszy. Ser można przechowywać w lodówce do tygodnia ( moje kotleciki najlepsze były właśnie z takie starego tygodniowego sera- który cały czas trzymałam na sitku, żeby zgęstniał).Tygodniowy ser, można zakonserwować zalewając jego kulki oliwą z oliwek. Najlepiej zrobić to w płaskim szklanym naczyniu z pokrywką, do oliwy dodać przyprawy i zioła a do sera odrobinę soli. W taki sposób można labneh przechowywać w lodówce do 2 miesięcy (podobno! u mnie nigdy tyle nie dotrwał- wyjedliśmy go zawsze dużo wcześniej).