Moi Drodzy, dziś przepis na moje odkrycie kulinarne ostatniego półrocza. Lody z czarnym sezamem- brzmi trochę dziwnie a nawet niesmacznie??? Nic bardziej mylnego!!! To jedne z lepszych lodów jakie jadłam. Trudno opisać ich smak – po prostu TRZEBA spróbować. Bazą do nich jest słodka pasta z prażonego czarnego sezamu- bardzo dobrze znana osobom zaprzyjaźnionym z cukiernictwem japońskim. W moim domu nazywamy ją „czarną nutellą” Jest zniewalająco pyszna i można jej bardzo kreatywnie używać do różnego rodzaju ciast i deserów (często ze względu na swój specyficzny szary kolor nazywanych „betonowymi”). Ja w każdym radzie ją uwielbiam i w najbliższej przyszłości planuję poeksperymentować nie tylko z betonowymi lodami ale i sernikami oraz puddingami. Czarny sezam jednak nie tylko można wykorzystywać do dań słodkich. W ostatnim numerze miesięcznika Moje Gotowanie dziele się z Wami moimi pomysłami na używanie tych jakże niezwykle fotogenicznych ziarenek. Oprócz dzisiejszych lodów znajdziecie tam również przepisy na domowe mini pity z prażonym sezamem, rewelacyjny gryczany makaron Soba z glazurowaną rzepą i sosem z czarnym sezamem, domowe czarne sezamki (te ze sklepu nie mają z nimi szans!). Oraz pyszne trufle z czarnym sezamem i orzechami nerkowca. Pociekła już Wam ślinka? To zapraszam do kiosków gdzie jeszcze cały czas można nabyć marcowy numer Mojego Gotowania a tam wszystkie receptury na dania zaprezentowane w dzisiejszym wpisie. A poniżej dzięki uprzejmości redakcji- dzielę się z Wami przepisem na „betonowe lody”, które musicie zrobić- k o n i e c z n i e !!!
ps. Piękny szary talerzyk i grafitowa miska użyte w tej sesji pochodzą z rewelacyjnego sklepu z ceramiką TUTAJ.
LODY Z CZARNYM SEZAMEM
(przepyszne,proste i oryginalne)
400ml śmietanki kremówki 36% 1/2 szkl skondensowanego słodkiego mleka w puszce „nutella” z czarnego sezamu (3/4 porcji z przepisu poniżej- resztę możesz po prostu zjeść)
Wszystkie produkty zimne przechowywane parę godzin w lodówce.
Ubij śmietanę na sztywno, i stopniowo dodawaj skondensowane mleko cały czas mieszając na wolnych obrotach.
W osobnym mniejszym naczyniu zmiksuj sezamową nutellę z paroma łyżkami ubitej śmietany. Połowę powstałej masy wmiksuj w ubita śmietanę a druga połowę delikatnie wmieszaj łyżka tak żeby uzyskać nierównomierne smugi szarości. Wylej masę do płaskiego naczynia i wstaw do zamrażalnika na parę godzin. Ta masa lodowa nie wymaga używania maszynki do lodów czy miksowania podczas zamrażania- pozostaje puszysta i nie tworzą się w niej kryształki lodu.
To jest przepis warty zachodu-ten smak Was zupełnie zaskoczy i pokochacie go od razu.
„NUTELLA” Z CZARNEGO SEZAMU
(słodka pasta z czarnego sezamu)
250g czarnegosezamu
płynny miód (może być nawet sztuczny) lub syrop klonowy lub z agawy -do smaku (około 4-5 łyżek)
szczypta soli
1 łyżeczka soku z cytryny
Upraż sezam na suchej patelni (patrz ramka poniżej) i jeszcze ciepły miel partiami w młynku lub melakserze na pastę. Będzie to wymagało parokrotnego otwierania młynka i obskrobywania ścianek i mielenia ponownie. Masa jest dobra kiedy ma głęboko czarny kolor i zaczyna wytrącać się z niej tłuszcz. Wymieszaj masę z pozostałymi składnikami i taka ilością miodu aby odpowiadała twoim upodobaniom smakowym(po prostu dodawaj do czasu aż zacznie Ci smakować). Ja lubię ją dość słodką bo najczęściej i tak używam jej jako bazy do innych słodkich dań.
Jak dobrze uprażyć czarny sezam? Wysypujemy ziarna na suchą nagrzaną patelnię o grubym dnie i cały czas mieszając prażymy do czasu…. no właśnie tu jest zawsze największy problem. Czarnysezam ani nie wydaje specjalnego aromatu przy prażeniu jak większość innych ziaren czy przypraw ani tym bardziej nie zmienia koloru na ciemniejszy. Jak więc uchwycić ten właściwy moment kiedy ziarna są już uprażone ale jeszcze nie przypalone ( przypalone zaczynają dymić i stają się gorzkie)? Najlepiej „na słuch”- otóż kiedy ziarna zaczynają „strzelać” (trochę jak popcorn) oznacza to, że proces prażenia dobiega końca, warto jeszcze potrzymać ziarna na ogniu nie dłużej niż minutę a potem przełożyć z gorącej patelni do zimnego naczynia.
Przyznać się Wam muszę, że agrest nigdy nie należał do moich faworytów. Oczywiście lubiłam go podjadać prosto z krzaka, kiedy już był dojrzały i słodki. Jednak jakoś nie potrafiłam znaleźć na niego sposobu w kuchni. Dżem agrestowy- nie, czatnej agrestowy- jeszcze gorzej, kompot z agrestu- od biedy może być- ale gdzie mu tam np. do kompotu rabarbarowo-malinowego z nutką mięty? Ciasto z agrestem- porażka. Agrest w deserach- skrupulatnie wybierany i odkładamy na bok przez domowników. Impas i koniec. Miałam ostatnio parę dni wolnych. Moje chłopaki jak co roku pojechały „walczyć” na Grunwald- czyli oglądać coroczną inscenizacje bitwy pod Grunwaldem oraz szereg imprez rycerskich jej towarzyszących. A ja w tym czasie szalałam w ogródku.
Plewiłam chwasty, które już powoli zaczynały być wyższe niż moje plony w warzywniku, rozsadzałam sadzonki jarmużu, podwiązywałam pomidory, siałam nową porcję groszku zielonego, który mam nadzieję zaowocuje na początku września. Pozdejmowałam, już niepotrzebne, siatki przeciw-szpakowe z czereśni, obejrzałam gąszcz moich malin i okazało się, że w końcu owocuje posadzona 2 lata temu czarna malina (delicje!!). Znalazłam zapomniany krzaczek czarnych porzeczek, który wydał owoce po raz pierwszy odkąd się tu wprowadziliśmy, zebrałam wszystkiego może ze dwie garści ale jednak to już postęp. Odkryłam również ku mojej wielkiej rozpaczy, że jedyna sadzonka czereśni, (wśród ponad 20 drzewek sadzonych od 5 lat) która w końcu się przyjęła, zakwitła i wydała owoce- to jednak nie czereśnia lecz WIŚNIA! No cóż, życie znowu mnie oszukało. Ale ja się nie poddaje- na jesieni próbuję znowu!
Na końcu podeszłam na krzaków agrestu, zasadzonych jeszcze przez poprzednich właścicieli domu. „Jakiż tu urodzaj”- pomyślałam patrząc na uginające się od owoców krzaczki. Spróbowałam paru owoców- pysznie słodkie i dojrzałe. „No mój Drogi!” powiedziałam do krzaka agrestu (tak, tak!! czasami rozmawiam z roślinami!) „Jeśli ty jesteś dla mnie tak miły i dajesz takie wspaniałe plony to ja się też postaram żebyśmy w końcu Cię polubili”.
Siadłam do internetu i zapytałam Google o „gooseberry recipie”. Okazało się, że w USA i Wielkiej Brytanii agrest najczęściej jest wykorzystywany do deseru zwanego Gosseberry Cobbler (czyli duszony agrest zapiekany pod pierzynką ze słodkiego maślanego ciasta- ta opcja zdecydowanie nie dla nas ) oraz Gooseberry Fool- czyli deseru z duszonego agrestu, słodkiego jogurtu i często również bitej śmietany. Druga wersja wykorzystania agrestu spodobała mi się bardziej. Nie podobało mi się tylko duszenie owoców- my po prostu lubimy tylko świeży agrest- gotowanie lub duszenie zabija to co w nim najlepsze- jego charakterystyczny świeży i lekko cierpki smak.
Postanowiłam więc agrestu nie dusić tylko zamrozić i zrobić z niego sorbet a ten dopiero dodać do deseru. W międzyczasie zmieniłam jednak zdanie (jak to ja w kuchni) i zamiast deseru zaczęłam robić lody. Sorbet agrestowy okazał się przepyszny. Prawdziwa kwintesencja agrestowego orzeźwienia. Szczególnie, że przecierając go przez sitko pozbyłam się wszystkich pestek i otrzymałam naprawdę aksamitny mus. Musiałam się bardzo powstrzymywać ,żeby go łyżką nie wyjadać cały czas z zamrażarki.
Natomiast połączenie cierpkiego sorberu z jogurtowo-śmietankowymi lodami okazało się strzałem w dziesiątkę. Ja, która w dorosłym życiu nie lubię lodów, tak długo chodziłam po dokładkę do lodówki, że wyjadłam wszystko co miało starczyć dla całej rodziny. Jakoś mi te lody niebezpiecznie przypominały te z dzieciństwa, które jadłam tonami i wydawałam na nie całe swoje kieszonkowe. Wtedy w słynnej w moim mieście cukierni Pani Budzińskiej były tylko 3 smaki : śmietankowe, czekoladowe i …owocowe (właśnie tak bardzo podobne w smaku do moich agrestowych).
Z ostatnią porcją lodów nałożoną do rożka poszłam do ogrodu usiadłam na stołeczku obok krzaczka agrestu: „No, Mój Drogi! Będą z nas przyjaciele! „- powiedziałam i pogładziłam kolczaste gałązki . Potem wzięłam koszyczek, nazbierałam do niego cały dojrzały agrest, umyłam, poporcjowałam i włożyłam do zamrażalnika.
Z jednej porcji zaczęłam od razu robić następne lody dla moich chłopaków. Trzeba w końcu czymś przywitać Rycerzy wracających ze zwycięskiej bitwy. Szczególnie jeśli to jedyna na tysiąc lat bitwa w której udało nam się tak spektakularnie pokonać Niemców. Czy lody agrestowe godne będą Zwycięskich Rycerzy? Moim zdaniem- jak najbardziej.
DOMOWE LODY JOGURTOWO-AGRESTOWE
(czyli jak oswoić agrest w kuchni)
2 szkl. dojrzałego agrestu (nie potrzeba szypułkować- ja użyłam mieszanki zielonego i czerwonego)
2 łyżki cukru
1 szkl. odcedzonego jogurtu waniliowego (mnie zostało tyle po odcedzeniu 1 dużego kartonu (850g) takiego
jogurtu Finezja firmy Bacha) można też użyć homogenizowanego serka waniliowego
1/2 szkl. słodzonego skondensowanego mleka z puszki
1 szkl. śmietanki kremówki
sok z 1/2 cytryny
1-2 łyżki cukru pudru
1. Jogurt wylać na sito wyłożone gazą lub tetrą, pozostawić na misce (gdzie będzie zbierać się serwatka) na 4 godziny w lodówce. Ja użyłam słodzonego już jogurtu waniliowego (po prostu taki miałam w lodówce). Zwykły jogurt naturalny po dosłodzeniu do smaku i dodaniu wanilii lub cukru waniliowego zda tutaj też egzamin (dosładzamy po odcedzeniu lub na samym końcu robienia lodów). Lody będę również dobre z serka homogenizowanego (nie trzeba go już odcedzać).
2. Agrest umyć (nie trzeba szypułkować) i włożyć do zamrażarki, również na co najmniej 4 godziny lub na noc.
3. Po tym czasie, agrest zalać na parę sekund wrzątkiem, odcedzić, dodać 2 łyżki cukru i zmiksować idealnie blenderem na mus. Jeśli trudno jest miksować dodać 1-2 łyżki wrzątku i miksować dalej.
4. Mus przetrzeć przez sito, tak aby oddzielić szypułki i pestki, które trzeba wyrzucić.
5. Wstawić mus z powrotem do zamrażarki.
6. Odcedzony jogurt zmiksować mikserem przez minutę.
7. Dodać skondensowane mleko i miksować przez następną minutę.
8. W osobnym naczyniu ubić śmietanę z cukrem pudrem, na końcu ubijania dodać sok z cytryny. (Nie powinna być idealnie sztywna, jeszcze będziemy ją wielokrotnie miksować podczas zamrażania lodów).
9. Wyciągnąć mus z zamrażarki, jeśli zrobił się z niego już sorbet- zmiksować, żeby miał rzadszą konsystencję.
10. Bitą śmietanę delikatnie ale dokładnie wymieszać z jogurtem i musem agrestowym. Można zostawić trochę musu do dekoracji lodów.
11. Masę umieścić w płaskim (szybciej zamarźnie) najlepiej okrągłym (łatwiej w nim miksować) pojemniku. Wstawić masę do zamrażalnika lub wlać do maszyny do robienia lodów (ja takich luksusów nie posiadam więc radziłam sobie jak poniżej).
12. Co godzina wyciągać lody i miksować mikserem, żeby były puszyste. (spowoduje to, że rozbijecie zawiązujące się kryształki lodu, powstające z soku i innych płynów zawartych w masie). Dzięki temu lody po zamrożeniu będą miały jedwabistą konsystencję.
13. Lody po 3-4 godzinach powinny być już gotowe- wtedy są najlepsze, bo nie zmrożone na kość. Mają najprzyjemniejszą do lizania konsystencję i czuć bardzo dobrze ich smak a nie tylko zimno na zamrożonym języku;-))
14. Możesz też lody zostawić już teraz spokojnie (bez miksowania) na później. Po dłuższym przebywaniu w zamrażarce lody będą bardzo twarde dlatego warto je przed podaniem przełożyć najpierw na co najmniej 30-40 minut do lodówki.
15. Podawaj lody w wafelkach lub w pucharkach polane lekko rozmrożonym sorbetem agrestowym.
Następnym razem spróbuję zamrozić lody jogurtowe osobno bez dodawania musu i agrestowy mus osobno. Uzyskam lody waniliowe i sorbet agrestowy, które będę na przemian nakładać do wafelków. Wydaje mi się, że będzie nawet pyszniej. Wy też spróbujcie.