Siedziałam zaledwie parę dni temu w biurze mojej firmy i w kilka godzin usiłowałam nadrobić zaległości, które gromadzą mi się od jakiegoś czasu. „Hobby fotograficzne” rozrosło mi się do rozmiarów drugiego pełnoetatowego zajęcia. To już chyba ten etap, kiedy powinnam (żeby nie zwariować) zrezygnować z jednej pracy aby w pełni zając się drugą ale jeszcze nie potrafię. Jeszcze cały czas mi się wydaję, że firma, którą przecież rewelacyjnie prowadzi mąż, sobie beze mnie nie poradzi. Tkwię więc w jakimś ekwilibrystycznym szpagacie (bo już nawet nie rozkroku) pomiędzy dwoma etatami i usiłuję, zupełnie nieskutecznie, rozciągać czasoprzestrzeń.
W takim momencie właśnie, kiedy próbuję jednocześnie płacić rachunki, zamawiać towar, układać grafik pracy dla pracowników, rozmawiać z klientami, wyjaśniać tym niecierpliwym dlaczego towar dla nich jeszcze nie zjechał z Włoch i tym bardziej cierpliwym, że musze przełożyć termin montażu bo rozchorowało mi się pół ekipy monterskiej… w całym tym stresie i harmiderze słyszę „pip pip”… To mój telefon daje znać, że przyszedł do mnie sms. Sięgam po telefon, przekonana, że to wiadomość od importera o terminie przesyłki a tam… !!! zupełnie co innego.
” Hej Cintamani! (tak nazywają mnie przyjaciele z którymi przez lata podróżowałam w grupie artystycznej, więcej tutaj i tutaj oraz tutaj) Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze. Ja właśnie siedzę w Klinice Hematologii w Londynie, bo zdiagnozowano u mnie raka krwi … takie tam … Nie wiem dlaczego ale przyszłaś mi na myśl, że chciałabym z Toba porozmawiać…”
… !!! … Świat wokół mnie na chwilę zwolnił. Nagle przestały być już ważne te tysiące spraw do załatwienia, klienci, zlecenia, problemy i niezapłacone rachunki. Ważne zaczęło być zupełnie co innego- życie i zdrowie- bo to fundamentalne- a zaraz za nimi przyjaźń, miłość, relacje, związki- czyli to co w życiu najbardziej realne- warte zachodu.
Zostawiłam rozbabrane na biurku sprawy firmowe (czekały tyle- mogą poczekać jeszcze), wzięłam telefon by zadzwonić do przyjaciółki, z którą nie widziałam się od paru lat. Wspaniała dziewczyna, matka dwójki fajnych nastoletnich córek, energiczna bizneswomen, śmieszka, która potrafi zarazić swoim śmiechem i entuzjazmem świat w promieniu co najmniej kilometra. Niedaleki czas temu walczyła dzielnie z ciężką choroba swojej córki i wygrała… A teraz TO!
Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam.
Usłyszałam klasyczną historię matki, żony, zapracowanej kobiety. O bagatelizowanych objawach, wizycie u lekarza kiedy już coś jest naprawdę nie tak, nagłym niedowierzaniu, potem buncie, „że dlaczego ja!”, wylanym morzu łez i śmiechu przez te łzy. O tym, że nagle twój świat się zatrzymuje choć ten dookoła pędzi dokładnie tak samo jak przedtem, że nagle dostrzegasz co jest ważne a co już zupełnie nie.
Cóż mogłam zrobić przez ten telefon? Nie za wiele. Mogłam po prostu być, wysłuchać. Starałam się zrobić to najlepiej jak potrafię…
a potem…
Cicho odłożyłam słuchawkę, popłakałam się jak bóbr, poszłam ucałować męża i podzielić się złymi wieściami. Następnie jeszcze ciszej zamknęłam za sobą drzwi biura z porozkładanymi na biurku „już nie tak ważnymi” sprawami. Pojechałam do domu wyciągnęłam magiczny notes i zaczęłam dzwonić.
Umówiłam się do ginekologa (Pani Kingo?! Jak dawno Pani u mnie nie było!), i na badania cytologiczne. Odwiedziłam mammobus bo akurat zatrzymał się w moim mieście. Odgrzebałam stare skierowanie do neurologa, które już 3-krotnie wypisywał mi lekarz rodzinny, znalazłam odpowiedniego lekarza i zapisałam się na wizytę. Odgrzebałam moje stare badania po przebytym zabiegu, zobaczyłam, że już rok temu powinnam zgłosić się na kontrolne prześwietlenie- zadzwoniłam i zapisałam się.
Kiedy skończyłam ze swoimi sprawami wzięłam telefon i zadzwoniłam do przyjaciół i bliskich. „Kiedy robiłyście ostatnio badania?” zapytałam. Co usłyszałam w odpowiedzi?- To samo co zawsze.
Ponieważ Was, moje czytelniczki, także uważam za kogoś ważnego i bliskiego- postanowiłam napisać dziś i Wam o tym oraz zapytać: Kiedy ostatnio się badałyście? Pamiętacie w ogóle? Jeśli nie- to najwyższy czas coś z tym zrobić.
Dlatego, SORRY, ale dziś nie będzie przepisu i dziś nie będzie obiadu. Dziś nie gotujecie. Za to bierzecie telefon do ręki i dzwonicie po kolei do wszystkich miejsc do których powinnyście zadzwonić już dawno. Umawiacie się na wizyty i badania kontrolne.
Kiedy ostatnio byłyście u ginekologa? Jeśli dłużej niż pół roku temu- dzwońcie. Kiedy robiłyście badania krwi? Jeśli dłużej niż rok temu- idźcie do lekarza po skierowanie. A co z cytologią? Co z mammografią? Robicie je w ogóle??? Nie chcę słyszeć, że nie macie czasu i pieniędzy i że kolejki do specjalisty za długie. Tutaj macie namiar na BEZPŁATNE BADANIA mammograficzne i cytologiczne. Zapiszcie się, błagam Was.
Dostajecie zawału serca i ciągniecie dzieci po lekarzach za każdym razem kiedy mają katar lub wysoką temperaturę, wozicie psa i kota regularnie do weterynarza, troszczycie się o swoich rodziców pilnując by brali leki i dbali o siebie. A wy?! Kto dba o Was i o Wasze zdrowie?
Bądźcie dla siebie dobre, zadbajcie o siebie same, nie bagatelizujcie objawów, badajcie się regularnie. Nie ignorujcie tego- to Wasze życie, Wasze zdrowie- warte jest dużo więcej niż wszystkie te „ważne” sprawy za którymi codziennie gonicie.
Zwolnijcie proszę, zróbcie co trzeba, zanim świat się dla Was zupełnie zatrzyma, zanim będzie za późno…
Och i jeszcze, bardzo proszę- jeśli możecie- pomódlcie się za moją przyjaciółkę, pomyślcie o niej ciepło lub wyślijcie jej do tego Londynu jakieś pozytywne energie- bardzo tego teraz potrzebuje…
Moja szwagierka choruje na raka… Też dowiedziałam się niedawno. Potraktowałam to jak sygnał od losu, że też powinnam się w końcu przebadać, bo u lekarza nie byłam bardzo długo. Odłożyłam to jednak na bok, bo dałam się wciągnąć w wir codziennych obowiązków, dziecięcych przeziębień i też dlatego, że się trochę boję.
Znowu mam wrażenie, że mi Siła Wyższa daje znaki.
Dziękuję za ten wpis.
Agata!
Do lekarza- MARSZ!
Nie ma się czego bać i nie ma co szukać nowych wymówek.
Trzymam kciuki. Za szwagierkę również.
Nie wiem jak Ty to robisz, ale jednym wpisem potrafisz dać mi takiego porządnego kopa w tyłek… Masz rację, w całym tym zgiełku znów zapomniałam o sobie… Pozdrawiam Cię ciepło i mam nadzieję, że przyjaciółce uda się pokonać chorobę.
Małgosia.
Małgosia, jaka Ty piękną kobieta jesteś. (To w nawiązaniu do twojego nowego zdjęcia, które widzę przy komentarzu).
Nie dawaj się, walcz o siebie i nigdy przenigdy o sobie nie zapominaj!
pozdrawiam ciepło.
No i co ja mam teraz powiedzieć… Powiem po prostu dziękuję, choć piękna to zbyt mocne słowo 🙂
Cieszę się, że tu jesteś 🙂
Ja natomiast badam się regularnie ze względu na obciążenia rodzinne. Cytologia, mammografia, usg piersi, ale wściekła jestem na to, że mimo corocznych badań okresowych, nie wykryto u mnie chorób, do których tak naprawdę sama doszłam. Jak chodziłam do lekarzy sygnalizując, że coś jest nie tak – bagatelizowali to. Teraz usłyszałam, jak dobrze, że sama drążyłaś temat, inaczej za rok byłabyś wrakiem człowieka…Mieszkam w mieście ponad 100-tysięcznym i tak oto diagnostyka jest na etapie zerowym,a co dopiero w mniejszych ośrodkach. Kingo, tym bardziej takie akcje jak Twoje mają wielki sens, żeby samemu słuchać swojego organizmu, który daje nam sygnały i samemu zadbajmy o siebie!
Marzena, z poziomem polskiej służby zdrowia masz zupełna rację ale jak sama napisałaś to nas w żaden sposób nie zwalnia i nie usprawiedliwia, żeby dbać o siebie i regularnie się badać.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za głos w dyskusji.
Czasem potrzeba szoku, żeby na nowo przewartościować pewne rzeczy i wiadomo, że są sprawy, na które nie mamy wpływu i takie, na które mamy.
Wiem, jak to jest żyć pożyczonym życiem…i mam nadzieję, że Twojej przyjaciółce tez uda się pożyczyć jeszcze trochę czasu.
Jo, ja mam nadzieję, że Jej się uda po prostu z tą chorobą wygrać. Na razie jest na początku – więc wszystko jeszcze przed nią.
Dzięki za twój komentarz i życzę Ci ZDROWIA.
Dziekuje za wpis. Za znajoma oczywiscie sie pomodlę i wierze , ze z tego wyjdzie.
Zatrzymuje sie tak od jakiegos czasu … Jak zadzwonił do mnie brat 16.10.2012roku.Pamietam to jak dzis. Było po 13:00. … ,, hej dzwonię ze szpitala onkologicznego ” .pierwsza myśl ,, o poszedł kogos odwiedzić. Pytam kogo. I dopiero do mnie dociera. … ,, nikogo , ze soba jestem. Mnie dopadło”. Od tamtej pory stres, wiele radości, tysiące włosów ktore wyleciały ( mi , bo jego to nawet nie liczę), nieprzespane noce , strach, czekanie,…masa uczuć. Umocniła sie wież napewno i chociaz dzieliło nas 2000 km to bylismy blizej niz rodzice czy siostra , którzy mieszkali na miejscu. Czasem choroba weryfikuje takie pojęcia jak rodzina, przyjaciele i co wazne a co mniej wazne . U nas chlonniak wywalił wszystko do góry nogami. Mimo ze dzielnie zawalczył z choroba , długa i ciężka chemia, przeszczep i poprawa to dalej czekamy … Kolejny PET , kolejne wyniki( oprucz tych , ktore robi co tydzien czy dwa) , bo cos tam sie nie podoba ale najważniejsze ze sie nie poddał bo wiele razy byłam świadkiem ( niestety glownie przez telefon ) jak ma dosc.
Zdrowia znajomej życzę . Najważniejsze. Bez zdrowia wiele sie wali. Wierze w Nią.
Oj Sila, dziękuję za piękną historię brata. Życzę mu bardzo dużo zdrowia. Mnie do tej pory ominęły takie historie wśród najbliższych przyjaciół i rodziny. To musi być wielki test dla wszystkich dookoła nie tylko tego chorującego.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Dziekuje. Wiem ,ze jeszcze wiele przed nami ale najważniejsze ze ma pozytywne nastawienie bo wiele razy juz miał dosc ale jest silny a to najważniejsze.
Niestety …( przyszłam przeczytać z kiedy ten wpis był i) zaraz miesiąc po tym jak to pisałam okazało się ,że mimo wyników dobrych przerzuty są dość rozległe także teraz wszystko od nowa.
Mam nadzieje , że koleżanka się trzyma dzielnie .
Ojejjej! Ale niedobre wieści. Pomodlę się za brata dziś. Jak ma na imię?
Sebastian. Dziękuje Droga Cintamani
Kinga! Kobieto – uwielbiam Cię za tą energię;-) ja takiego właśnie wpisu potrzebiwalam. Jutro dzwonię i umawiam.
I trzymam mocno kciuki za wygraną Przyjaciółki.
Dziękuje!!
Ania, nie ma za co.
Powodzenia życzę i samych poprawnych wyników.
Kciuki przyjaciółce bardzo pomogą, dziękuję.
Fajny wpis. Ja co prawda jestem na bieżąco ale wg. mnie super że motywujesz do takich działań. Pozdrawiam 😉
Dzięki Joanno,
fajnie słyszeć, że ktoś „jest na bieżąco”.
Kochana Cintamani! zatrzymałaś się…zwolniłaś na moment…po jednym sms-ie…dałaś przyjaciółce wsparcie ( co i ja czynię z całego serca!!) – a ileż ona dała Tobie! …
Tak mało my kobietki dajemy sobie czasem swojej własnej uwagi.. mamy jej więcej dla innych…dbaj o siebie niespożyta Energio!! dziękuję za ten tekst..
PS: Wiesz że Cię uwielbiam 😉
Jahnavi, dzięki kochana.
Staram się jak mogę dbać o siebie ale ja niestety choruję ostatnio na chorobę „za długa lista spraw do załatwienia”. To jakieś szaleństwo jest- muszę coś z tym zrobić bo to się robi nienormalne.
Pozdrawiam ciepło.
I have had close encounter with Cancer in my family. Cannot emphasize the need for regular checkup. Pray we find a cure soon…
I do pray too. So many people suffer from it.
Hope it meets you in good health.
Take care Ratna.
Ja tez dziękuję za ten wpis.Jestem na bieżąco z badaniami,ale Twój wpis uświadomił mi,ze musze zmotywowac kobieto w mojej rodzinie;)Pozdrawiam ciepło i trzymam usciski za przyjaciółkę!