Jaką piękną jesień podarowała nam Matka Natura tego roku. Aż chce się żyć pełnią życia i jak najwięcej czasu spędzać na zewnątrz. Jesień to moja ukochana pora roku- szczególnie taka jak ta. Jest ciepło, jest kolorowo, jest bajecznie zielono- chwilo trwaj! Taka jesień pełna słońca to wymarzony czas dla fotografa. Przynajmniej ja spędzam wtedy więcej czasu nie w moim studio lecz na zewnątrz w ogrodzie lub jeszcze lepiej w pobliskim lesie. Październikowe, popołudniowe słońce jest miękkie i pięknie rozproszone. Koloruje moje zdjęcia niesamowicie nasyconymi barwami. Uwierzcie lub nie, ale zieleń prezentowana na dzisiejszych fotografiach jest autentyczna. Tak zobaczył ją mój obiektyw, nie musiałam już nic poprawiać w post-produkcji. Moje oczy namiętnie szukają zieleni każdej jesieni. Wiedzą, ze trzeba się nią cieszyć tu i teraz bo za chwilę zniknie. Najpierw będzie żółto, czerwono, pomarańczowo, złoto potem długo szaro-buro, następnie przez chwilę olśniewająco biało, by znów zmęczyć nas szarością i brakiem światła. Minie 6 długich miesięcy zanim znowu zobaczymy tyle różnorodnych odcieni zieleni wokół. Choć ja już w marcu będę wygrzebywać spod śniegu pierwsze zielone listki aby sfotografować je w moim studio.
Teraz jeszcze nie muszę, w moim ogrodzie pysznią się zieloną tęczą: jarmuż, szpinak, brukselka, resztki brokułów oraz wielkie główki włoskiej kapusty. Uprawiam kapustę po raz pierwszy i jestem zaskoczona, że jeśli jej nie dopilnuję i nie zerwę w odpowiednim czasie to „urodzi małe dziecko”- jak to pięknie określił mój syn. Spójrzcie zresztą sami poniżej. Te malutkie kapusty wyglądają jak kangurze dzieci wystawiające głowy z torby mamy. Niezwykle fotogenicznie- wybaczyłam im więc te „niespodziewane porody” tak jak wybaczyłam moim brokułom, że nie rosną tak wielkie jak te kupowane w sklepie za to namiętnie kwitną pięknym żółtym kwieciem.
W poszukiwaniu resztek zieleni jeździmy na rowerowe wycieczki, spacerujemy po okolicznych lasach i spędzamy tak dużo czasu w ogrodzie jak to tylko możliwe. Was też zachęcam. Upieczcie dzisiejsze pierożki lub/i inne smakołyki zapakujcie do koszyka i wybierzcie się na piknik. W nieznane, w poszukiwaniu zieleni. Jak już ją znajdziecie, napawajcie się jej widokiem jak najdłużej- musi Wam wystarczyć do następnej wiosny. Z pierożkami jest znacznie lepiej, jak się skończą można je upiec znowu i znowu. A są idealne na długie jesienne i zimowe wieczory. Spróbujcie koniecznie. Smacznego!
PIECZONE PIEROŻKI na ciasto: 1. Kapustę umyj, osusz i zetrzyj na tarce o grubych oczkach.
Z reszty ciasto (powinno go trochę zostać) wywałkuj okrągłe cienkie placki. Posyp obficie sezamem (możesz go lekko wwałkować w ciasto aby się nie osypywał). Ułóż placki na suchej blasze do pieczenia i wstaw do piekarnika na 10 minut lub do czasu aż się zezłocą. Mój syn uwielbia te placki, twierdzi że są o niebo lepsze niż same pierogi.
|
Ja też uwielbiam jesień! 🙂 Ma najlepsze na świecie smaki i cudowne warzywa!Ach zazdroszczę ci tak pięknej domowej kapusty 🙂 A pierożki chętnie zrobię, wyglądają tak apetycznie,że aż głodna się robię.
Pozdrawiam ciepło z mokrej i deszczowej Anglii 🙂
Bea, no ta kapusta właśnie TYLKO jest piękna. Bo jak już tak „zapączkuje” to marne z niej plony.
A u nas w Polsce- słońce i susza. Jak jadę przez mój las do domu samochodem to się za mną kurzy jakbym mieszkała na prerii.
Trochę szkoda bo w takiej suszy nie rosną grzyby. A ja przegapiłam te we wrześniu i nie ususzyłam prawie nic na zimę :(((
Jesień nas w tym roku rzeczywiście rozpieszcza! Mi udało się wybrać na slowfoodowe śniadanie na świeżym powietrzu oraz na spacer z przyjaciółmi do parku, niestety skończyło się to przeziębieniem 😉
Ciekawy sposób na lepienie pierożków, muszę zapamiętać. Pozdrawiam 🙂
Zuzia ulepiłam w taki sposób w sowim życiu grube tysiące pierogów. Mogę to robić z zamkniętymi oczami i we śnie. Proste i efektowne.
Do zobaczenia już niedługo :))
A ja jesienią z uporem maniaka zachęcam (a wg niektórych zamęczam zachętami 😉 ) wszystkich znajomych i rodzinę do wycieczek do Arboretum w Rogowie, gdzie klony oszałamiają przekrojem barw! byłam ostatnio i nawet troszkę zieleni jeszcze na sobie mają 😉 tymczasem ten sposób lepienia ciasta przypomina mi przepyszne samosy 🙂
Ania w Rogowie jeszcze nie byłam, obejrzałam dziś ich stronę i chyba się wybiorę bo wygląda super.
Dzięki za podpowiedź.
Ja uwielbiam każdą porę roku , każda ma takie coś w sobie ,ze mi się podoba 😀
a te pierogi Kingo wyszły ci perfekt , są idealne w każdym calu , no zdjecia aż o tym krzyczą
p.s mi tez one przypominają samosy
Bo to są samosy- tylko, ze nie smażone tylko pieczone w piekarniku.
Choć oryginalnie samosów nie zawija się w taki sposób lecz w dziwną figurę o 3 bokach a każdy z nich w kształcie trójkąta.
Kiedyś mi pewien hindus na temat moich samosów zawijanych tak jak na zdjęciu powiedział, że to są „mletcha samosas”. Mletcha to w hindi pogardliwe określenie innych kultur, szczególnie zachodnich.
Jesien, to nam natura cudowna dala, zgadza sie.Ale Tobie Bozia dala tak cudowny dar robienia fotografii, ze ogladajac te cudownosci, nie wierze wlasnym oczom, ze zdjecia moga byc tak WSPANIALE.Gratuluje i taelntu i warsztatu.
p.s. kulinarnie tez idealnie
Viola- to jest dużo łatwiejsze niż Ci się wydaje. Każdy talent jest darem od Boga (piszę o tym więcej tutaj https://www.greenmorning.pl/chaczapuri/) i moim zdaniem każdy z nas w taki lub inny talent został przez Boga wyposażony. Wystarczy to odkryć i wtedy wszystko staje się łatwe i oczywiste (choć naturalnie wymaga pracy, bez niej i największy talent nie pomoże).
Dziękuję za komplementy. Zawsze mi się miło od nich robi 🙂
Och jak ja Ci zazdroszczę tego ogrodu 😉 Marzy mi się taki z mnóstwem warzyw, owoców i ziół. Póki co będę marzyć, może kiedyś uda mi się to marzenie spełnić, kto wie 🙂
Mój warzywniak jest mały za to ogród bardzo duży (to bardziej park niż ogród). No i jesienią nie robimy nic innego tylko cały czas grabimy liście :))))
Więc jak już sobie w tych marzeniach wszystko planujesz to sobie wymarz taki ogród, żeby nie trzeba było za dużo grabić 😉
Bo marzenia bardzo często się spełniają.
Ps. Nie robię dziś nic innego tylko cały czas oglądam Twoje zdjęcia. A im dłużej je oglądam tym bardziej się zastanawiam czy ja cię tak naprawdę muszę czegoś uczyć. Robisz super zdjęcia, tam już nie trzeba prawie nic poprawiać.
Witaj Kinga. Jak zwykle smakowite i cudownie przedstawione jedzonko. Tego sposobu zwijania pierozkow nie znalam, przy najbliższej okazji wypróbuję. Pozdrawiam serdecznie.
Aż mi ślinka pociekła.. 🙂
Kingo, tak pięknie u Ciebie, że najchętniej grabiłabym Ci liście w ogrodzie dzień i noc. Może i na takiego cudnego pieroga bym się załapała 😉