Znała nazwy wszystkich ziół i pokazywała nam jaki można zrobić z nich użytek. Wiedziała jak odróżnić jadowitą żmiję od nieszkodliwego zaskrońca, jak siedzieć cicho i nie ruszać się żeby zobaczyć dzikie leśne zwierzęta. Jak po słońcu określić, która jest godzina, jak rozpoznać kierunki świata, jak odróżniać grzyby jadalne od trujących. Znała wszystkie leśne tajemnice: jak nazywają się różne gatunki drzew, które kwiaty są jadalne i jaki urodzi się motyl ze znalezionej gąsienicy, które ptaki kiedy odlatują do ciepłych krajów, dlaczego jelenie zrzucają rogi i czym tak bardzo zajęte są mrówki. Dlaczego nie można śmiecić w lesie i dlaczego jagody zbiera się ręcznie a nie maszynkami, które kaleczą krzaczki. Tego wszystkiego uczyła również nas, właśnie na wyprawach jagodowych.
Kiedy wracałyśmy wieczorem do domu po takiej wyprawie do lasu, Babcia choć bardzo zmęczona zawsze przygotowywała nam przepyszną kolację używając tego co akurat przywiozłyśmy z lasu. Jesienią był to smakowity sos grzybowy, w sezonie jagodowym były to jagodowe pierogi, naleśniki z jagodami, jagodowy placek lub jagodzianki.
Jeśli w lesie byłyśmy pracowite i udało nam się uzbierać dużo jagód, babcia zabierała nasze zbiory następnego ranka na targ, gdzie sprzedawała je za ogromne wtedy dla nas pieniądze. Wrzucałyśmy je potem do naszych skarbonek i oszczędzałyśmy na „coś ważnego”. Pieniędzy „jagodowych” nie wydawało się na byle co, wiedziałyśmy jak ciężko trzeba było pracować, zbierając jagódkę po jagódce i wkładając do słoiczka przywiązanego w pasie, ile razy trzeba było się schylić, ile kilometrów przejść, ile nadźwigać ciężkiego koszyka. Szanowałyśmy swoją pracę. Kolejna bezcenna jagodowa lekcja Babci. Kiedy kończyły się wakacje. My szłyśmy do szkoły a Babcia zaczynała jeździć do lasu na borówki. Wracała wieczorem bardzo zmęczona z koszami pełnymi tych czerwonych cierpkich jagód z których robiła potem przepyszne konfitury na zimę. Zaścielała piękny, wielki, secesyjny stół w salonie białym obrusem i wysypywała na niego zawartość koszyków. „Babciu! Babciu! Pamiętałaś o nas?” pytałyśmy ją z siostrą. „Oczywiście” -odpowiadała. Rozgarniała czerwone borówki i wtedy dostrzegałyśmy gdzieniegdzie, pieczołowicie wyszukane przez nią w lesie i specjalnie dla nas zebrane pojedyncze czarne jagódki. Biegłyśmy do kuchni, każda po swoją szklaneczkę i cierpliwie wybierałyśmy „nasze” jagódki ze stosu borówek. Babcia potem ucierała je każdej z nas ze śmietaną i cukrem.
Powiedzcie mi czy istnieje na tym świecie większa miłość od „Miłości Babcinej”???
Babci nie ma już z nami , odeszła parę lat temu. Wiecie jak wygląda niebo do którego poszła?
Pełno tam wielkich lasów gdzie sezon jagodowy trwa przez cały rok. Babcia codziennie wyprawia się do jednego z nich wracając z koszem pełnym dobroci. Wieczorami gotuje z nich przepyszne potrawy w swojej niebiańskiej kuchni. Stołują się u niej wszystkie okoliczne Anioły. Bardzo łatwo je rozpoznać- to te które mają najwięcej fioletowo-jagodowych plam na swoich niebiańskich szatach. Och i wiecie co jeszcze ?- nadali jej tam na pewno nowe imię. Teraz nazywa się Pani Jagoda!
W takie dni jak dzisiaj, w środku sezonu jagodowego tęsknię za Babcią najbardziej. Patrzę na mojego syna i żałuję, że to Ona nie pokaże mu i nie nauczy tych wszystkich wspaniałych rzeczy. Jak wąchać wiatr, jak słuchać ptaków, jak nie bać się deszczu i chodzić boso po trawie, jak oglądać wschody i zachody słońca, jak obejmować drzewa jak patrzeć w gwiazdy, jak pokochać las… jak być człowiekiem.
-Synku wyłącz ten komputer- proszę- Pakuj się. Jedziemy do lasu!
-Do lasu?? Po co mamo?- pyta moje dziecko.
-Jak to „po co”? -Na jagody! – odpowiadam.
Wy też spakujcie się, zabierzcie swoje dzieci i pojedźcie z nimi do najbliższego lasu. Pokażcie im norę zająca, żeremie bobra czy wielkie mrowisko. Nauczcie, że te ptaki z czerwonymi główkami to dzięcioły a te z niebieskimi piórkami na skrzydłach to sójki. Znajdźcie tropy zwierząt i napijcie się wody ze strumienia, poszukajcie leśnych skrzatów i polnych wróżek, uplećcie wianki i ponadziewajcie znalezione poziomki na źdźbła trawy. Nazbierajcie jagód do koszyka, wróćcie do domu i razem upieczcie jagodzianki. Usiądźcie na werandzie ze szklanką mleka, jagodzianką w dłoni i opowiedzcie swoim dzieciom o waszym dzieciństwie. Koniecznie opowiedzcie im jak bardzo kochały Was wasze BABCIE!
JAGODZIANKI na zaczyn: ZACZYN:
Drożdżowe ciasto potrzebuje do szczęścia 2 rzeczy: po pierwsze ciepła. Dlatego najlepiej wszystkie naczynia używane do jego wyrobu najpierw ogrzać (np. zanurzając w ciepłej wodzie), a wszystkie składniki wyciągnąć z lodówki na czas (ja zimą stawiam nawet mąkę na kaloryferze, żeby się ugrzała). Po drugie- czasu i spokoju. Dlatego nie warto się z nim śpieszyć i dać mu wyrosnąć odpowiednio długo i odpowiednią ilość razy. Odwdzięczy się niezwykłą puszystością i miękkością.
|
=)
o tak , jagodzianki są pyszne , ja wprawdzie nie mam wspomnień z babcią jagodową , u nas mój tata(kochany , jak bardzo mi go brakuje) zbierał jagody w ilościach hurtowych na pierogi , na jagodzianki, na dżemy i nie wiadomo na co jeszcze
Kinga zdjęcia pierwszy sort, jakość Q
Jestem zachwycona i zdjęciami, i przepisami 🙂
Wielkie dzięki, Daria. Miło, że tu zajrzałaś.
Dziękuję za świetny przepis i za to że podzieliłaś się swoimi wspomnieniami o babci . I mi przypomniało się dzieciństwo .Zabrałam nawet synka do lasu . Jagód nie było , nie wiem czy tu rosną , ale znaleźliśmy dziki sad z pięknymi figami i jabłkami , no i mnóstwo jadalnych kasztanów , ale na nie trzeba jeszcze poczekać .
Anandamayi – wielkie dzięki za piękny komentarz. Mam nadzieję, że synkowi podobało się na wyprawie.
Napisałas to tak pięknie, że i moje wspomnienia z babcią wróciły! nie jeżdziała co prawda ze mną do lasu ale każdego roku byłysmy razem nad morzem i to ona pożerała moje piaskowe obiady, to ona piła soki z morskiej, czasem spienionej wody…to ona kupowała duże gałki lodów….jak mi brakuje tej mojej ukochanej babci:( …żałuję, że nie widzi teraz kiedy gotuję, kiedy piekę i fotografuję..bardzo żałuję. Dziękuję za wspomnienia:)
Gosia, jakoś umknął mi twój komentarz. A taki jest piękny!
Babcie są niesamowite. Taka Babcia jak Twoja czy moja to największy skarb jaki może przytrafić się dziecku. Och i nie martw się, Ona na pewno widzi co robisz. Gdziekolwiek jest uśmiecha się do Ciebie i jest bardzo dumna ze swojej wnuczki.
pozdrawiam
Kinga
Właściwie niewiele jest osób, które piszą ciekawie a wśród nich jeszcze mniej, które piszą normalnie, bez przesadnej delikatności i romantyzmu (które moim zdaniem za bardzo dominują w blogosferze) i które mają naprawdę coś do powiedzenia! Pierwszy raz czytam bloga, który wciąga mnie tak, że zapominam, gdzie jestem bo przenoszę się w Twoją opowieść i jest mi ona bardzo bliska, czuję jak mnie porusza i sięgam po więcej. Ponadto czytając Cię nie mam uczucia takiej dziwnej nieuzasadnionej zazdrości, którą często odczuwam czytając o czyimś życiu, a która wpędza mnie w nieciekawy nastrój. U Ciebie jest inaczej, piękniej, wrażliwiej, prawdziwiej…
ps. w rodzinie fajne jest to, że przejmujemy od niej różne, wspaniałe cechy, mam wrażenie, patrząc tylko na to co piszesz, że Ty bardzo dużo masz ze swojej Babci, Twoje wnuki będą miały cudowne dzieciństwo.
Kathleene,
Dziękuję serdecznie za miłe słowa. Bardzo mnie zdziwiłaś- bo mnie się wydawało, że ja zdaniem wielu właśnie tak za słodko i przesadnie egzaltowanie tu piszę. A tu proszę- twoim zdaniem zupełnie inaczej. Super. Cieszę się, że podzieliłaś się swoją opinią jest dla mnie bardzo cenna.
Odnośnie babci to pewnie masz rację- miała na mnie duży wpływ- jednak charakter ukształtowała mi mama- silna i wspaniała kobieta. O niej jeszcze nie odważyłam się napisać bo to musi być epopea, żeby to udźwignęła. Na wszystko przyjdzie czas.
pozdrawiam Cię serdecznie.
Niedawno przywitałam się z Tobą :)))
Miło i sielsko jest tutaj… Twoje opisy napawają mnie nostalgią. .. Dziękuję.
A teraz z innej beczki – czy do jagodzianek rzeczywiście nie dodaję jajek?
Pozdrawiam serdecznie
Przepraszam najmocniej – juz doczytałam 🙂
Też myślałam o wegetarianiźmie, ale nie wiedziałam jak się w tym poruszać przy cukrzycy…
Pozdrawiam
Pycha!
Uwielbiam jagodzianki, jest to zdecydowanie ten smak, który na myśl przywodzi mi dzieciństwo. Chyba skuszę się na odtworzenie tego przepisu. Dobrze, że mam zapas woreczków strunowych, więc zabiorę w nich kilka sztuk do pracy.