Witam serdecznie, dziś przepis na mój ulubiony zielony koktajl. Dodam, że obecnie ulubiony- bo moje sympatie w tym względzie potrafią się dość często zmieniać. Dlaczego? Może dlatego, że piję zielone koktajle bardzo często i staram się aby nie popadać w rutynę i dostarczać organizmowi cały wachlarz wartości odżywczych?
Prezentowane dziś zdjęcia i przepis pochodzą z mojej stałej autorskiej rubryki w magazynie Moje Gotowanie. Już od 20 lutego znajdziecie w kioskach marcowe wydanie magazynu a w nim przepisy na wszystkie przedstawione na dzisiejszych zdjęciach zielone koktajle oraz sporą garść informacji jak z głową przejść na marcowy zielony detoks. A wszystko to aby uniknąć lub pozbyć się marcowej chandry i z pełną energią ruszyć ku wiośnie. Niech Moc będzie z Wami- Wszystkiego Zielonego Wam życzę!!!
ZIELONY KOKTAJL „OSTRY SHREK”
(z zielonym chili i kolendrą)
1 garść liści szpinaku
liście z 1 doniczki kolendry
kawałek zielonego świeżego chili lub papryczki jalapeno
parę liści świeżej mięty
1 duże dojrzałe mango
sok z 1 limonki
10 cm kawałek ogórka szklarniowego
woda kokosowa lub świeży sok jabłkowy lub pomarańczowy- 1-2 szkl
kostki lodu
Wszystkie składniki miksujemy dokładnie na idealnie gładki koktajl dodając tyle płynu aby uzyskać ulubioną konsystencję.
Kostki lodu są potrzebne aby: 1. Koktajl smakował lepiej (schłodzone zielone koktajle zyskują mocno na smaku) , 2. Miał gładszą konsystencję(kruszony lód pomaga w rozdrabnianiu), 3. koktajl pozostał żywy (tzn aby jego temperatura podczas miksowania nie podniosła się tak aby wpłynęło to na utratę składników odżywczych) .
Szparagi- mają swoich wielbicieli ale są i tacy dla których mogłyby nie istnieć. Wiecznie nierozstrzygnięty pozostaje spór, które lepsze- białe czy zielone? Dla mnie zdecydowanie tylko i wyłącznie te drugie.
Właśnie rozpoczyna się -wyczekiwany przez cały rok – sezon na polskie zielone szparagi. Chwilo trwaj!!! Będziemy je piekli, gotowali, grillowali i dusili. Ci co bardziej odważni będą je jedli na surowo a ci najodważniejsi będą z nimi eksperymentować i używać ich w niekonwencjonalny sposób jak np. w …LODACH. Jak smakują lody szparagowe?
Żeby się o tym przekonać trzeba udać się do kiosku- gdzie można nabyć już majowy numer miesięcznika Moje Gotowanie a wraz z nim garść moich szparagowych przepisów, m.in. na lody.
Wielbiciele szparagów nie powinni być nimi zawiedzeni- natomiast tym którzy chcą dopiero zacząć swoją szparagową przygodę- polecam inny- prosty i smakowity przepis.na pieczone szparagi w plastrach oscypka posypane tłuczonymi w moździerzu nasionami kolendry (mniam!).
Aby szparagi były smaczne musi zostać spełnionych parę warunków. Po pierwsze powinny być jak najświeższe, po drugie jak najmłodsze- czyli posiadać jak najmniej zdrewniałych końcówek (które oddzielamy przełamując pojedynczego szparaga na dwie części- sam przełamie się w odpowiednim miejscu). Bardzo ważny jest też czas gotowania. Nie ma nic gorszego niż rozgotowane miękkie szparagi- wtedy stają się włókniste i po prostu okropne. Te warzywa żeby zachwycać smakiem muszą pozostać jędrne- wręcz chrupiące. Oznacza to, że poddajemy je obróbce cieplnej przez bardzo krótki czas. Naprawdę, lepiej szparagów nie dogotować niż miałyby być rozgotowane.
Polecam również jedzenie zielonych szparagów zupełnie na surowo. Są przepyszne- ja w takiej formie chyba lubię je najbardziej i często chrupię jak marchewkę. Mają lekko orzechowy smak. Kiedy chcę być bardziej wykwintna używając obieraczki do warzyw- robię „szparagowe wstążki”. Dodaję je do sałatek (patrz zdjęcie powyżej i magazyn Moje Gotowanie), kładę na kanapki lub finezyjnie nabijając na wykałaczki używam do koreczków serwowanych na majowych przyjęciach w moim ogrodzie. Bo czy jest coś cudowniejszego niż majowe przyjęcia w ogrodzie? (chyba tylko czerwcowe przyjęcia w ogrodzie 😉
Pozdrawiam Was serdecznie i szparagowo i bardzo ciekawa jestem Waszych pomysłów na szparagi. Co z nich przyrządzacie??
PĘCZKI cieniutich SZPARAGÓW ZAPIEKANE Z OSCYPKIEM
(oraz nasionami kolendry)
cieniutkie zielone szparagi- dwa opakowania
duży oscypek
masło lub olej do wysmarowania blachy
utłuczone w moździerzu nasiona kolendry
sól i pieprz do smaku
Szparagi, myjemy, osuszamy , odłamujemy zdrewniałe końcówki. Używając obieraczki do warzyw kroimy oscypka w długie cieniutkie plastry-wstążeczki. Smarujemy tłuszczem blaszkę do pieczenia i poszczególne szparagi. Grupujemy szparagi w małe bukieciki (można też pozostawić pojedyncze) i zawijamy w „oscypkowe wstążki”. Posypujemy, sola, pieprzem i kolendrą. Pieczemy w 200″C przez około 10 minut lub do czasu aż szparagi będą upieczone ale cały czas jędrne. Podajemy jak najszybciej.
Zdrewniałe końcówki szparagów usuwa się po prostu przełamując pojedyncze sztuki, same zrobią to w idealnym miejscu, tak że w jednej dłoni zostanie nam zdrewniała końcówka a w drugiej część „jadalna”.Cieniutkie mini szparagi często nie mają w ogóle zdrewniałych końcówek i wtedy można je piec w całości.
Witam wszystkich wielbicieli awokado. Dziś mam dla Was wielką ucztę. W lutowym numerze magazynu Moje Gotowanie moja stała rubryka „Po wegetariańskiej stronie stołu” w pełni poświęcona jest temu cudownemu owocowi. Znajdziecie tam obok przepisu na sernik z awokado (którym dzięki uprzejmości Redakcji mogę się z Wami tu podzielić) 5 innych ciekawych propozycji. Jeśli „przemówiło do Was”, któreś z dzisiejszych zdjęć to zapraszam do kiosku po przepis na: makaron linguine z pysznym sosem awokadowo-bazyliowym, zielonym warzywami i orzeszkami pini, moje patenty na najlepsze zielone kanapki z awokado, pyszne(!) lody awokadowo-miętowe, dietetyczne krążki awokado pieczone w panierce z siemienia lnianego oraz nietypowy sposób na quacamole z ogórkami kiszonymi i kiszonym czosnkiem.
Lubicie awokado? Ja odkąd pierwszy raz znalazłam się w awokadowym gaju – jestem tymi drzewami zupełnie oczarowana. To jedna z tych jadalnych roślin, która towarzyszy człowiekowi od tysiącleci ( są archeologiczne dowody, że jedzono awokado w Meksyku już 10 tys lat przed naszą erą!). Obecnie uprawia się je na całym świecie (oczywiście tam gdzie pozwala na to klimat) czyli w obu Amerykach, Australii, w Indiach, na Filipinach, w Południowej Afryce oraz na południu Europy, głównie w Hiszpanii i na Południu Włoch.
Botanicznie owoc awokado jest jagodą z pojedynczym nasionkiem (pestką), rosnącą na wysokich zimozielonych drzewach o takiej samej nazwie. W zależności od gatunku owoce mogą być o kształcie gruszki, jajka lub kuli o skórce w kolorach, zielonym, fioletowym lub czarnym (raz udało mi się zobaczyć nawet czerwone!). Rosną na pojedynczych długich ogonkach lub w całych kiściach, zdarzają się też owoce bezpestkowe- te niezmiennie ze względu na swój kształt przypominają mi korniszony zwisające z drzewa. Z najlepszych odmian dostępnych w Polsce kupić można: Hass o skórce fioletowej i mocno kremowym miąższu (w moim warzywniaku mówią na nie awokado orzechowe), Gwen w kolorze ciemnozielonym i jajkowatym kształcie z mocno orzechowym miąższem i Bacon z cieniutką skórka o miąższu z mniejszą ilością tłuszczy.
Awokado można jeść na słono: w zupach, zapiekane lub w tostach, w quacamole, w różnego rodzaju pastach kanapkowych, w formie majonezu, sosu do makaronu, dresingu do sałatek a nawet w sushi. W Afryce i Azji je się awokado najczęściej na słodko w formie milksake’a lub deseru polewanego specjalnym syropem. Awokado idealnie sprawdzi się również w wegańskim musie czekoladowym, lodach czy dzisiejszym „serniku”. Życzę smacznego!
ps. Zdjęcie sernika tak spodobało się redakcji, że wylądowało na okładce, spójrzcie jak pięknie wygląda.
WEGAŃSKI SERNIK Z AWOKADO
(z limonką, na spodzie z orzechów i daktyli)
na spód:
50g migdałów
50g orzechów pekan
50g wiórków kokosowych
5-6 świeżych daktyli (ewentualnie suszonych*)
1 łyżka kakao
2 łyżki oleju kokosowego**
ewentualnie syrop z agawy do smaku (można zastąpić miodem)
na masę:
400g awokado (miękkiego, obranego, wypestkowanego)
8 łyżek soku z cytryny
2 łyżki soku z limonki
otarta skórka z całej limonki
5 łyżek oleju kokosowego**
5-8 łyżek syropu z agawy lub płynnego miodu
do dekoracji:
3-4 owoce kiwi
parę kostek gorzkiej czekolady
* Jeśli używasz suszonych daktyli namocz je w gorącej wodzie na co najmniej pół godziny, po czym odsącz i odciśnij. **Ogrzej olej kokosowy tak aby był płynny ale już nie ciepły.
1. Najpierw spód: w melakserze zmiel orzechy i wiórki kokosowe na drobne kawałki, dodaj pozostałe składniki i wymieszaj jeszcze raz. Średnią tortownice wyłóż papierem do pieczenia (boki też), wysyp masę i dokładnie uklep. Wstaw do lodówki.
2. Teraz masa: do misy blendera wrzuć miąższ awokado, dodaj syrop, soki i skórkę z limonki. Zblenduj na gładka masę. Pod koniec dodaj łyżka po łyżce płynny olej kokosowy. Spróbuj i ewentualnie dopraw większa ilością soku lub syropu.Wylej na schłodzony spód, wyrównaj,przykryj (najlepiej folią spożywczą tak aby szczelnie dotykała masy wtedy sernik nie powinien z wierzchu się utlenić i zmienić koloru).
3. Wstaw do lodówki na co najmniej 5 godzin. Tuż przed podaniem ozdób plastrami kiwi i posiekaną gorzką czekoladą.
Ilość oleju kokosowego jest ważna w tym przepisie, to on tężejąc w lodówce trzyma masę razem i jeśli by Cię bardzo kusiło aby zredukować jego ilość- to z góry uprzedzam, że nie jest to dobry pomysł.
Witam serdecznie, trochę pod prąd z tymi zdjęciami pełnymi słońca. W nastroju mało świątecznym za to z przepisem na pyszną, orzeźwiającą, zdrową, dietetyczną salsę z mango. Coś w sam raz do wypróbowania po świątecznym obżarstwie 🙂 Jak pewnie pamiętacie na przełomie października i listopada odwiedziłam hiszpańską Andaluzję gdzie fotografowałam lokalne uprawy- głównie mango, awokado i oliwki. To był piękny czas, w bardzo uroczym miejscu, we wspaniałym towarzystwie (postaram się napisać o tym osobny wpis i pokazać trochę więcej zdjęć z tego miejsca). Spełniłam kolejne swoje marzenie by móc fotografować na drzewie jeden z moich ukochanych owoców- MANGO.
Nie wiem czy wiecie ale w wielu krajach naszego globu mango uważane jest za najwspanialszy owoc świata. Oryginalnie pochodzi z Indii ale mangowe drzewa uprawia się obecnie w wielu zakątkach globu. M.in na południu Europy (hiszpańska Andaluzja gdzie byłam to zagłębie mangowe),na Filipinach, Florydzie, w Tajlandii, Pakistanie, Australii, Meksyku i wielu krajach Ameryki Południowej. Istnieje ponad 100 odmian mango o skórce w wielu kolorach od intensywnej żółci, poprzez pomarańcz, ciemną zieleń, głęboką czerwień aż do fioletowej czy różowej purpury. Miąższ jednak zawsze pozostaje żółto- pomarańczowy (przynajmniej u tych odmian które widziałam i jadłam). Drzewa mango są duże z podłużnymi grubymi liśćmi, bardzo żywotne (owocują nawet do 300 lat) bardzo przypominają drzewa awokado i mnie osobiście trudno rozróżnić je od siebie kiedy nie owocują. Nawet owoce rosną podobnie jak u awokado na długich często nawet półmetrowych ogonkach.
Są różnych kształtów i rozmiarów- od wielkości zaciśniętej dziecięcej piąstki począwszy na olbrzymich nawet kilogramowych owocach skończywszy. Za najlepszą odmianę w świecie uchodzi indyjskie Alphonso Mango(choć uważajcie z wygłaszaniem publicznie takich opinii w innych krajach produkujących ten owoc!) jest bardzo niepozorne, malutkie, z plamami na pomarańczowej skórce, miąższ ma jednak niesamowicie słodki,soczysty i orzeźwiający. W Indiach Hindusi porównują go do amrity- legendarnej ambrozji indyjskich Bogów. Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję je spróbować- polecam! W Warszawie w sezonie na indyjskie mango (czyli od kwietnia do końca lata) można kupić je w tym prowadzonym przez hindusów sklepie. Sprowadzają je co poniedziałek całymi kartonami z Londynu, ustawiają się po nie kolejki a czasami trzeba się nawet zapisywać na specjalna listę.
W pierwszej trójce najbardziej polecanych do spróbowania odmian umieściłabym jeszcze pochodzącą z Florydy odmianę Glenn (ma cudowny aromat, parę owoców umieszczonych w kuchni może posłużyć jak najlepszy odświeżacz powietrza) i Ataulfo. To tą odmianę można w Meksyku zjeść nadzianą na patyk, finezyjnie ponacinaną w kształt róży i obficie posypaną (!!!)… ostrą papryką (kto był w Meksyku ten wie o czym mówię). Słodkość owocu mango często w kuchniach świata przełamywana jest nietypowo- np. czosnkiem, chili czy cebulą. Wiem,wiem, brzmi dziwnie ale zapewniam- smakuje genialnie- przekonacie się jeśli tylko spróbujecie dzisiejszego przepisu na salsę. Pochodzi on (wraz z wszystkimi dzisiejszymi zdjęciami) z sesji wykonanej do styczniowego numeru Magazynu Moje Gotowanie. Można już go znaleźć w kioskach wraz z innymi moimi przepisami na wykorzystanie mango. Oprócz salsy, znajdziecie tam pyszny sernik na zimno z mango, oryginalną sałatkę z marynowanymi w mango i grillowanymi warzywami, mango lassi- słynny indyjski słodki napój i mango sushi (na słodko, z pysznym mleczno-kokosowym ryżem).
W Polsce niełatwo jest dostać dobre mango– to co oferuje większość sklepów w żaden sposób nie przypomina króla owoców. Tym którzy nie mieli doświadczenia z dobrym mango tłumaczę, że jest to taka różnica jak pomiędzy pysznymi polskimi czerwcowymi truskawkami a tymi plastikowymi niewiadomego pochodzenia sprzedawanymi w zimie w supermarketach.
Najlepsze mango sprzedawane powszechnie w Polsce można kupić w Biedronce (i nie, to nie jest pseudo-reklama albo lokowanie produktu). Pochodzi najczęściej z Ameryki Południowej lub z Hiszpanii i jest dojrzałe- czego nie można powiedzieć o owocach sprzedawanych w innych sklepach. Bo mango jest dobre dopiero wtedy kiedy dojrzeje, jak to sprawdzić -owoc powinien być miękki- nie kupujcie twardego mango– większość z nich nigdy nie dojrzeje a co za tym idzie nie nabierze słodyczy. Dojrzałość owocu sprawdza się dokładnie tak samo jak u awokado. Należy lekko nacisnąć skórkę, miąższ powinien ustąpić ale z lekkim oporem. Nie kupujcie również bardzo miękkich owoców będą najczęściej przejrzałe i lekko sfermentowane. Mango sprzedawane jest w Polsce jeszcze w dwóch formach – jako suszone owoce (są przepyszne- polecam spróbować) i w puszce- rzadziej jako kawałki owoców częściej jako owocowa pulpa. Jest ona dobrym substytutem puree ze świeżych owoców, idealnie nadaje się do deserów, lodów, lassi, smootie i koktajli. Poeksperymentujcie z mango- jest tego warte- nie bez przyczyny to przecież „król owców”. Zacznijcie od tego prostego przepisu na salsę- jestem pewna, że Wam posmakuje.
ORZEŹWIAJĄCA SALSA Z MANGO
(jedna z lepszych sals jaką jadłam!)
1 duże dojrzałe mango
1 małe dojrzałe awokado
1/2 krótkiego ogórka szklarniowego
1 mała czerwona cebula
1/2 małej czerwonej papryki
świeże chili lub różowy pieprz (dla tych, którzy lubią)
parę gałązek mięty lub świeżej kolendry
sok z limonki lub cytryny około 3-4 łyżek
Mango, awokado i cebulę obrać, drobno posiekać razem z ogórkiem, papryką i listkami ziół. Doprawić sokiem z cytryny i ewentualnie posiekanym świeżym chili czy utłuczonym w moździerzu różowym pieprzem. Pozostawić w lodówce na godzinę aby smaki się przegryzły. Podawać samą lub jako dodatek do ryżu i curry.
Jeśli ktoś lubi można salsą lekko posolić ale warto to zrobić dopiero po wyjęciu z lodówki i spróbowaniu- z reguły jej smak jest kompletny bez soli a jeśli salsa wydaje nam się niedoprawiona to naszym pierwszym wyborem powinien być sok z cytryny.
Uprzejmie donoszę, że w listopadowym wydaniu magazynu Moje Gotowanie znajdziecie mój materiał o przysmakach z mąki ciecierzycowej. Nie, nie przesłyszeliście. Mąka z mielonych ziaren ciecierzycy jest bardzo popularna w krajach basenu Morza Śródziemnego a także w Indiach. Nazywa się ja tam desan i używa do wyrobu słodyczy, zup, sosów, chleba i wszelkiego rodzaju przekąsek.
W magazynie znajdziecie m.in. przepisy na dwa dania kuchni indyjskiej nazywające się bardzo podobnie. Pierwsze z nich to khandvi widoczne na zdjęciu powyżej. Pochodzi z regionu Gujarat- ten stan słynie w całych Indiach z bardzo dobrej lecz odważnej w połączeniach smakowych kuchni. Khandvi to jedno z tych dań, które nikogo nie zostawia obojętnym- albo się je kocha albo nienawidzi od pierwszego kęsa. Z mąki ciecierzycowej gotuje się coś w stylu bardzo gęstego pikantnego budyniu, który rozsmarowuje się cieniutką warstwą na metalowych tacach, pozostawia do ostygnięcia, kroi na pasy z których zwija się malutkie ruloniki. Te układa się w stosy i bogato okrasza mieszanką uprażonych na klarowanym maśle przypraw (m.in. nasion czarnej gorczycy, słupków świeżego imbiru i liści curry), posiekanego chilli, potartego świeżego orzecha kokosowego i dużej ilości liści kolendry.
Drugie danie to Kadhi- pochodzi z mojego ukochanego stanu w Indiach -Rajastanu. Oryginalnie jest to podawany na ciepło gęsty pikantny sos, którego bazą jest jogurt gotowany z mąką desan (aby go zagęścić oraz uchronić przed ścięciem i zamienieniem się w twarożek). Ja wolę kadhi w formie lżejszej zupy z dodatkiem mleka kokosowego. Serwuje ją z chrupiącymi spiralkami. Do ich przygotowania używam również maki z ciecierzycy. Wyrabiam ją z wodą i przyprawami na pikantne naleśnikowe ciasto, pakuję do pojemnika po ketchupie i wyciskam spiralki , które smażę do złotego koloru w klarowanym maśle. Mąka groszkowa nadaje wszystkim smażonym daniom idealnej chrupkości. Dlatego z jej użyciem można wykonać idealną tempurę do smażenia kawałków warzyw- to danie nazywane jest w Indiach pakorą i na nie również znajdziecie przepis w Moim Gotowaniu, w wersji z kalafiorem- polecam bo choć danie wygląda mało spektakularnie to jest moim zdaniem najlepsze z całego zestawu.
A dla tych którzy lubią się zaskakiwać w kuchni jest przepis na pyszny słodki blok z prażonej na maśle mąki z ciecierzycy z dodatkiem sezamu i orzechów. Ladhoo to przysmak każdego małego hindusa- może i Wam przypadnie do gustu. Naprawdę warto spróbować.
Zastanawiacie się, gdzie kupić mąkę z ciecierzycy? Dostępna jest w większości sklepów ze zdrową lub egzotyczną żywnością. Można też ją wykonać samemu w domu- wystarczy suche nasiona ciecierzycy zemleć w młynku na proszek i przesiać przez sitko. Mąka powinna w dotyku przypominać zwykła białą mąkę (nie powinna być jak krupczatka) dlatego sitko powinno być bardzo drobne. Jeśli chcemy podnieść walory smakowe mąki możemy ziarna ciecierzycy najpierw uprażyć na suchej patelni. Zabieg ten wzmocni orzechowy aromat tak charakterystyczny dla mąki desan. Bo jeżeli ktoś z Was myśli, że mąka z ciecierzycy smakiem przypomina hummus lub inne dania z ugotowanych ziaren to nie może być w większym błędzie…
To jak? Zachęciłam Was do wyprawy do kiosku po Moje Gotowanie? Skoro jeszcze nie- to dodam, że jeśli nie jecie jajek a marzy Wam się pyszny omlet lub fritatta -to mąka z ciecierzycy jest dla Was idealną alternatywą. Przepis na przepyszną frittatę z kolorowymi warzywami również znajdziecie w numerze. Życzę smacznego i mam nadzieję, że mąka z ciecierzycy wejdzie na stałe do waszego menu. Ja nie wyobrażam sobie bez niej gotowania.
Moi Drodzy- zaczynam współpracę z kolejnym polskim magazynem- tym razem stricte kulinarnym- i bardzo się z tego cieszę! Moje Gotowanie – to (wg. mnie) Magazyn z naprawdę dobrymi fotografiami kulinarnymi. Szczególnie wyróżniają się tam prace autorstwa duetu: foto: Artur Rogalski/stylizacja: Anna Borowska. Z magazynem współpracują liczące się na rynku studia fotograficzne jak choćby Miód Malina Studio. Od teraz dołączam (z wielką nieśmiałością) do tego grona profesjonalistów. Trzymajcie kciuki abym podołała.
Debiutuję sesją na pyszne sosy do sałatek oraz przepisami na idealne wykorzystanie tych sosów. W magazynie znajdziecie: sos ziołowy, koktajlowy, chlebowy z żurawina, ogórkowy, malinowo-buraczany i musztardowy z curry.
W sesji sosowo-sałatkowej pomagała mi jedna z moich kursantek -nieoceniona Ania Simon, która wygrała tegoroczną edycję konkursu na najlepszą polska fotografię kulinarną w sekcji dla amatorów. Ania jest genialnym kucharzem i najlepszym organizatorem kulinarnych sesji fotograficznych jakiego znam. Aniu- bardzo Ci dziękuję i jeszcze raz serdecznie gratuluję wygranej.
Tegoroczny konkurs dał mi wiele powodów do radości bo w wybranej czterdziestce najlepszych zdjęć znalazło się naprawdę wielu moich kursantów, a wśród 3 laureatów- aż dwoje to moje kursantki. Broń Boże, nie uważam, że ich sukces jest moją zasługą- po prostu cieszę się, że mogłam im pomóc na pewnym etapie ich przygody z fotografią i że moja skromna wiedza pomnożona tysiąckrotnie przez ich ciężka pracę dała taki wspaniały rezultat. Nieodmiennie i nieustannie trzymam kciuki za wszystkich moich kursantów i życzę im wszystkiego wspaniałego 🙂
Pochwalę się Wam, że mam jeszcze jeden mały powód do radości- otóż prezentowana dziś sesja została w całości wykonana przeze mnie TYLKO przy użyciu sztucznego oświetlenia. Z wielkimi oporami cały czas, kroczek po kroczku- uczę się sztuki korzystania z lamp studyjnych. Idzie mi to jak po grudzie bo kocham światło słoneczne i wydaje mi się ono niezastąpione w mojej pracy. Wiem, jednak, że po jasnym lecie i pięknej złotej polskiej jesieni, przyjdzie listopad i grudzień z tylko dwoma godzinami dobrego światła w ciągu całego dnia (albo i nie) i ja muszę być na to przygotowana- czy mi się to podoba czy nie. Więc staram się jak mogę…
Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie z wakacji, które spędzam tego roku w Karkonoszach. Po wielu latach na nowo odkrywam piękno tych gór. Mam nadzieję dużo tu fotografować więc może uda mi wkrótce pokazać Wam w jak cudnym miejscu mieszkamy. Na razie przeżywam kwarantannę od aparatu i obserwuję wszystko oczami bez wspomagania obiektywem. Jestem cała w zachwytach nad otaczającym mnie pięknem! Moje dziecko policzyło, że odkąd tu przyjechaliśmy powtórzyłam „Boże jak tu jest pięknie!!!” 58 razy 🙂 I choć jestem nad wyraz egzaltowana 58 razy w dwa niecałe dni to naprawdę rekord świata 🙂
Zachęcam do wypraw na Dolny Śląsk bo to niezwykły i piękny rejon Polski. Zachęcam też do wizyty w kiosku, gdzie lipcowy numer Mojego Gotowania z prezentowana dziś sesją i przepisami. Oprócz moich sałatek znajdziecie w numerze dużo przepisów na nietypowe przetwory, domowe lody, lekkie dania z makaronem, bobem, fasolką szparagową i owocami leśnymi. Pozdrawiam i Smacznego!