Na poprawę zimowych nastrojów mam dla Was przepyszny zdrowy deser. Nieskomplikowany i łatwy w wykonaniu. Bardzo dobra alternatywa do kupnych „owocowych” jogurtów w których jest masa cukru, syropu glukozowego i innych słodzików.
Kiedy pogoda za oknem lekko depresyjna -mój organizm zawsze dopomina się o trochę słodkiej przyjemności. Nic na to nie poradzę- tak już jest. Jedyne co mogę zrobić to postarać się aby ta przyjemność nie była zbyt kaloryczna i jak najbardziej zdrowa. Oto jedno z moich rozwiązań.
Dla tych, którzy nigdy nie robili samodzielnie jogurt, będzie wielkim zaskoczeniem- jakie to jest proste. Dla tych, którzy robią jogurt często- zaskoczeniem będzie smak tego deseru. Słodycz daktyli plus kwaskowość jogurtu plus świeżość skórki cytrynowej to strzał w dziesiątkę. Konsystencja deseru jest jedwabista i delikatna- ja taką uwielbiam. Wy- jeśli chcecie aby coś w niej chrupało- możecie deser posypać przyprażonymi orzechami włoskimi lub laskowymi (ja posypałam deser odrobiną brązowego cukru z melasy ale nie dla smaku tylko po to aby deser lepiej prezentował się na zdjęciach).
Najlepsze do deseru są daktyle świeże (ja kupuję swoje tutaj lub tutaj ). Jeśli planujecie użyć daktyli suszonych- wybierzcie jak najmiększe w dotyku (ostatnio wydziałam w Biedronce bardzo dobre suszone daktyle na podłużnych tackach), zalejcie ciepłą wodą i zostawcie na noc. Ładnie napęcznieją i będą się dobrze blendować. Uważajcie tylko na pestki i sprawdźcie, czy na pewno usunęliście wszystkie przed miksowaniem. Są bardzo twarde i „załatwiły” już nie jeden mikser. Och! I niech Wam nie przyjdzie, Broń Boże!, do głowy ominąć krok przelewania mikstury przez sitko wyłożone gazą- to trzeba zrobić- inaczej deser zamiast jedwabiście gładki będzie miał w sobie mnóstwo kłujących cząstek ze zmielonych skórek daktyli.
Domowy jogurt daktylowy jest moją nową, zdrowszą wersją TEGO PRZEPISU popatrzcie koniecznie i przeczytajcie o jego historii.
1 litr mleka (najlepiej tłustego, nie UHT)
20 świeżych daktyli (ew. suszonych namoczonych na noc w ciepłej wodzie, bez pestek)
5 łyżek mleka w proszku (lub 7 łyżek mleka w granulkach lub trzeba zredukować mleko)
5 łyżek jogurtu naturalnego
skórka otarta z jednej cytryny (ekologicznej)
ew. 1/2 łyżeczki kardamonu lub cynamonu
1. Mleko w proszku wymieszaj z paroma łyżkami zimnego mleka na papkę. dodawaj stopniowo resztę mleka aż całe mleko w proszku się rozpuści- mozna użyć miksera lub mleka w granulkach).
2. Zagotuj mleko, wyłącz zanim zacznie się podnosić.
3. Zalej daktyle szklanką gorącego mleka i zmiksuj w blenderze na jednolitą masę. Przelej do garnka, dodaj otartą skórkę z cytryny i pozostaw do częściowego ostygnięcia.
4. Mleko ma być ciepłe ale nie gorące, optymalna temperatura to 40’C (jeśli nie masz termometru, wkładasz palec do mleka i liczysz do dziesięciu, ma być bardzo ciepło ale nie zdążysz się oparzyć). Dodajesz do mleka jogurt i dokładnie mieszasz, do czasu aż się rozpuści.
5. Przelewasz wszystko przez sito wyłożone gazą dokładnie odciskasz.
6. Rozlewasz do małych słoiczków i zostawiasz w ciepłym miejscu na co najmniej 6-7 godzin.
7. Ja używam piekarnika. Włączam go na najniższą temperaturę (u mnie to 30’C i nie może być więcej). I zostawiam w nim słoiczki na noc, przykryte ściereczką.
8. Rano przekładam do lodówki na kolejne parę godzin (najlepiej na całą dobę).
9. Otrzymuję cudownie kremowy, orzeźwiający i słodki deser jogurtowy. Zdrową alternatywę do kupnych słodkich jogurtów.
Jeśli używasz kardamonu lub cynamonu dodaj go do gotującego się mleka. Jeśli nie chcesz użyć mleka w proszku, musisz swoje mleko zredukować, tzn. gotować je na małym ogniu cały czas mieszając aż wyparuje z niego część wody i pozostanie 3/4 litra gęstszego mleka. Można też mleka nie redukować, wtedy deser będzie mniej w konsystencji przypominał pudding i będzie bardziej „wodnisty”.
Wiem, wiem, już po sezonie truskawkowym. Miałam zachować przepis na następny rok ale sobie pomyślałam, że przecież szkoda, że możecie użyć innych owoców. Mamy cały czas sezon na: maliny, jeżyny, porzeczki, borówki, jagody, brzoskwinie, winogrona, morele. Wszystkie będą dobre do tego ciasta.
Tort jest bardzo prosty w wykonaniu i cały pachnie oraz smakuje latem. Jeśli nie chce się Wam odcedzać jogurtu użyjcie więcej mascarpone i więcej soku z cytryny do kremu. Jeśli nie macie wegetariańskiej galaretki, użyjcie dżemu lub kisielu owocowego. Dzieci uwielbiają ten tort i chętnie go jedzą (co nie jest taką oczywistością jak wie każda mama). Dlatego z całego serca rekomenduje dzisiejszy przepis jako tort urodzinowy dla Waszych pociech. Podobno w niektórych częściach Polski cały czas są truskawki ( w moim lokalnym warzywniaku w każdym razie sprzedają). A jeśli chodzi o poziomki to każdy kto ma je w ogródku wie, że zaraz zaczną owocować drugi raz. Oczywiście te z ogródka choć większe i czerwieńsze nie mogą się równać smakiem do tych zbieranych w lesie i na dzikich polanach.
Mieszkam w lesie, więc mam tej przywilej, że wystarczy wyjść przed dom by na trawniku pod drzewami nazbierać dzikich leśnych poziomek prosto z krzaczków. Żeby jednak zrobić takie zdjęcie jak poniżej muszę wstać rano i nazbierać świeżych poziomek jako pierwsza. Jak zaśpię poziomki oberwie jakiś domownik lub jeden z naszych licznych gości. To zawsze jest wyścig, tak samo jak z szukaniem grzybów na naszym domowym trawniku (poczytajcie tutaj). W tym roku mi się udało! Moje portfolio poszerzyło się o parę naprawdę dobrych zdjęć poziomek.
Życzę powodzenia z pieczeniem tortu- to naprawdę nie takie straszne jak się wydaje i na pewno nie takie skomplikowane jak brzmi mój opis. Wśród licznych talentów danych mi od Boga nie ma niestety daru „klarownego, skondensowanego i oszczędnego wypowiadania się” 🙂 No cóż! Jak mawiała moja Babcia „nie można mieć wszystkiego bo się od tego w głowie przewraca.” Pozdrawiam upalnie. Lato trwaj!
TORT BEZ JAJEK – TRUSKAWKOWO-POZIOMKOWY
(lub z innymi ulubionymi owocami)
na ciasto:
1 puszka (530g) słodzonego mleka skondensowanego
160 g masła roślinnego
otarta skórka z 1 małej limonki lub cytryny
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 płaskiej łyżeczki sody+ 1 łyżka soku z cytryny
1 i 1/2 szkl maki
4 łyżki wody
1 łyżka kaszy manny+ 1 łyżeczka masła roślinnego do wysmarowania tortownicy (śr.24cm) na krem:
2 jogurty naturalne (po 400g każdy)
500g mascarpone
7 łyżek cukru pudru
7 łyżek soku z cytryny
cukier waniliowy
otarta skórka z całej limonki i pół cytryny dodatkowo:
400g truskawek
garść poziomek
wegetariańska galaretka (używam takich)
listki mięty
cukier puder do posypania
1. Poprzedniego wieczoru wyłóż dno sitka lub durszlaka złożoną parokrotnie gazą lub tetrową ściereczką. Wylej jogurt na sitko, ustaw je na misce do której będzie ściekać serwatka. Wstaw do lodówki. Następnego ranka powinieneś otrzymać jogurtowy serek o konsystencji śmietankowego serka do smarowania pieczywa.
2. Nagrzej piekarnik do 165’C. Tortownicę o średnicy 24cm. nasmaruj masłem roślinnym i wysyp kaszą manną. Odstaw.
2. Do miski wlej mleko z puszki i dodaj masło roślinne. Ubijaj mikserem ręcznym aż otrzymasz puszysta masę. Dodaj skórkę otartą z limonki.
3. Zatrzymaj mikser, wsyp do miski proszek po pieczenia i sodę. Na sodę wylej sok z cytryny (powinno się spienić). Znowu zamieszaj mikserem i dalej miksując wsyp mąkę w dwóch partiach.
4. Na koniec dodaj wodę i wmiksuj ją w ciasto. Powinieneś otrzymać, puszystą i sztywna masę, która nie wyleci kiedy obrócisz miskę do góry dnem.
5. Przełóż ciasto do przygotowanej tortownicy, wstaw do nagrzanego piekarnika i piecz przez około 30-40 minut do złotego koloru i suchego patyczka.
6. W tym czasie, umyj i osusz na papierowych ręcznikach owoce.
7. Do miski włóż zimne schłodzone mascarpone i ser otrzymany przez odcedzanie jogurtu. Zmiksuj mikserem na jednolitą puszystą masę, dodaj cukier, cukier waniliowy, otarte skórki i sok z cytrusów, zmiksuj dokładnie na jednolita dość sztywną masę. Wstaw do lodówki na co najmniej 30 minut.
8. Schłodzone ciasto, przekrój na 2 części ( jeszcze lepiej przekroić je na 3 części i środkowej części nie użyć do tego tortu tylko zjeść osobno) .
9. Włóż jeden krążek ciasta na dno tortownicy (ten krojony z wierzchu ale rozkrojoną częścią do góry, dzięki temu galaretka łatwiej wsiąknie w ciasto). Ułóż na nim grube plasterki truskawek i poziomek tyle ile się mieści w jednej warstwie na cieście.
10. Przygotuj galaretkę zgodnie z instrukcją na opakowaniu (ale użyj tylko 3/4 wody o którą proszono w przepisie). Lekko ostudzoną ale niestężałą galaretką zalej owoce na cieście. Najlepiej zacząć kiedy galaretka jest jeszcze ciepła i robić to łyżeczka po łyżeczce. (Dobrze jest najpierw zrobić próbę naszej tortownicy. Do zapiętej pustej tortownicy wlej wodę jeśli woda przecieka tzn. że tortownica jest nieszczelna i nasza galaretka też wycieknie zanim zdąży stężeć, wtedy dno i boki tortownicy przed włożeniem pierwszej warstwy ciasta na tort trzeba wyłożyć papierem do pieczenia lub folia aluminiową, którą należy usunąć kiedy galaretka zastygnie).
11. Wstaw ciasto zalane galaretką do lodówki aż stężeje (galaretki wegetariańskie mają w sobie pektyny a te ścinają się znacznie szybciej niż żelatyna, wystarczy 10-15 minut).
12. Na schłodzoną stężałą galaretkę wyłóż krem jogurtowo-mascarponowy. Powciskaj w niego pozostałe owoce (zostaw trochę do dekoracji). Przykryj drugą warstwą ciasta i posyp obficie cukrem pudrem po wierzchu.
13. Udekoruj plastrami lub kawałkami truskawek oraz listkami mięty.
14. Schłodź w lodówce przez co najmniej godzinę ale podawaj nie prosto z lodówki lecz lekko ocieplone.
Możesz oczywiście użyć do ciasta innych owoców jak maliny, borówki, porzeczki, agrest, mango, banany, winogrona. Jeśli nie masz galaretki truskawkowej to użyj jakiejkolwiek ale zamiast na wodzie zrób ją na niesłodzonym kompocie truskawkowym. Jeśli upieczesz ciasto wcześniej i ma ono czekać na przełożenie kremem, włóż je do foliowej torebki inaczej szybko wyschnie i stwardnieje.
Moje wakacje w Chorwacji wypadły w samym środku sezony truskawkowego. Jak cudnie w Chorwacji nie było to miała jeden mankament- nie było tam już truskawek. Po powrocie nadrabiam więc niedosyt truskawkowy szukając ich resztek w zarośniętym chwastami ogródku (niby susza i upały, nic nie rośnie a chwasty jednak dają radę) czy kupując ich ostatnie sztuki za niebotyczne sumy na lokalnym bazarku.
Delektuje się nimi jedząc tak jak lubię najbardziej- z prostym jogurtowym deserem, który trochę przypomina serek homogenizowany (ale tylko trochę). Zapewne wiecie, że jestem fanką prostego nabiału robionego w domu i ten przepis idealnie wpisuje się w te upodobania. Pierwowzór pochodzi z kuchni indyjskiej, gdzie taki przysmak z odcedzonego jogurtu nazywany jest śrikhand i najczęściej serwowany jest nie z owocami lecz cukrem i szafranem. Uwielbiam też jego wersję serwowaną ze świeżym indyjskim słodkim jak ulepek mango (wtedy nawet nie potrzeba cukru aby złamać kwaśność jogurtu). Jeśli nie macie już truskawek, nie szkodzi, użyjcie innych sezonowych owoców- malin, borówek, jagód.
To naprawdę jest dziecinnie proste i musi się udać. Nie potrzebujecie robić sami jogurtu (choć to przecież takie łatwe i czemu nie spróbować) wystarczy sklepowy naturalny zwykły jogurt (np. Danone) chwila cierpliwości w oczekiwaniu na odsączenie i już możecie cieszyć się wspaniałym deserem.
Jeśli zamiast cukru użyjecie ksylitolu, miodu lub syropu z agavy będzie również bardzo zdrowy. Z pozostałej po odsączaniu jogurtu serwatki wyczarujecie pyszną lemoniadę idealną na lipcowe upały. Opis jak ją zrobić w rameczce pod przepisem.
DESER JOGURTOWO-TRUSKAWKOWY
(z nutką wanilii i limonki)
3 szkl. jogurtu naturalnego (ja używam takiego, ale może też być kupny wtedy użyj 2x duże opakowanie) 4 łyżki cukru pudru (lub miodu, ksylolitu, syropu z agavy lub mniej lub więcej do smaku) 1/2 laski wanilii (lub łyżeczka cukru wanilinowego) 1/2 łyżeczki skórki otartej z limonki (lub cytryny, choć limonka jest tu rewelacyjna) truskawki lub inne miękkie sezonowe owoce (maliny, borówki, jagody, mango(!!!), banany, brzoskwinie, poziomki)
1. Dno sitka lub durszlaka wyłóż parokrotnie złożona gazą lub tetrową ściereczką, wlej jogurt. Ustaw sitko na misce do której będzie ściekała odsączona serwatka. Zostaw na noc, może być na blacie w kuchni lub w lodówce. Więcej o odsączaniu jogurtu przeczytasz tutaj.
2. Rano otrzymasz gęsty jogurt konsystencji serka do smarowania pieczywa. Przełóż go z sitka do miseczki i dokładnie wymieszaj łyżką do uzyskania kremowej konsystencji, jeśli wolisz konsystencję rzadszą dodaj trochę serwatki z miski i wymieszaj energicznie.
3. Do miski z odsączonym jogurtem, dodaj cukier, wanilię i otartą skórkę, wymieszaj.
4. Wsyp do jogurtu owoce, wymieszaj i podawaj natychmiast lub schłodź jeszcze w lodówce.
5. Możesz część owoców zmiksować i dodać do jogurtu, wtedy deser będzie miał cudowny różowy kolor.
Nie wylewaj serwatki z odsączonego jogurtu. Zrób z niej lemoniadę. Wymieszaj serwatkę w proporcji pół na pół ze schłodzona gazowaną lub naturalną wodą , dodaj cukru, mięty, reszty otartej skórki i soku z limonki (której używałeś do deseru). Przed podaniem włóż do szklanek kostki lodu i plasterki truskawek. Otrzymasz napój idealny na letnie upały.
Kto go nie lubi? To klasyk wiosenno-letnio-śniadaniowy. Każdy ma na niego swój ulubiony przepis. Zresztą co to za filozofia? Im prościej tym lepiej. Klucz do sukcesu to jak najświeższe składniki. Rzodkiewki jeszcze pokryte rosą i twaróg odciekający przez noc z serwatki. Do tego kromki pysznego chrupiącego razowego chleba i dla takiego śniadania warto wstać wcześnie rano, nawet w wakacje. W naszym domu jeśli jemy twarożek to tylko ten domowej roboty, z mleka od krów, które wypasają się na nieodległym pastwisku. Po przepis zapraszam tutaj. Na śniadania mieszamy go z zieleniną prosto z przydomowego ogródka (rzodkiewka, ogórki, szczypiorek, świeże zioła) do tego trochę domowego jogurtu (tutaj) i koniecznie czarna sól.
Piszę o czarnej soli więcej tutaj. Kiedy jest w kryształach ma czarny kolor, kiedy jednak zmieli ją się na proszek (a tak najczęściej można ją kupić) nabiera pięknej różowo-pudrowej barwy. Wydobywa się ją z pokładów wulkanicznych dlatego ma specyficzny niepowtarzalny smak (zupełnie inny niż wszystkie znane mi sole). Idealnie komponuje się z nabiałem a dodatek jej wyrazistego smaku jest sekretem mojego przepisu na twarożek. Nabiał i czarna sól to dla mnie jedno z tych idealnych połączeń jak bazylia i pomidory, jabłka i cynamon czy chleb i masło. Tylko po to aby spróbować tego połączenia warto postarać się o tą przyprawę (można jej też poszukać pod jej indyjską nazwą Kala Namak). Nie pożałujecie- obiecuję i odtąd nie będziecie chcieli już jeść innego twarożku niż z czarną solą.
Pozdrawiam Was serdecznie z pięknej Chorwacji, gdzie ładuje akumulatory na następne miesiące wytężonej pracy. Jakież tu są widoki! Fotografuję wszystko dla Was i obiecuję pokazać po powrocie. Życzę Wam miłych wakacji pełnych pysznych rodzinnych śniadań na tarasie (z twarożkiem czy bez). Do przeczytania wkrótce.
twaróg najlepiej taki
naturalny jogurt (najlepiej taki)
śmietana (niekoniecznie)
rzodkiewki
ogórki
szczypiorek
młodziutkie liście ziół do wyboru: mięty, szałwii, tymianku, oregano
czarna sól
szczypta chili (opcjonalnie)
pieprz i sól do smaku
1. Twaróg rozdrobnić widelcem, wymieszać z jogurtem i śmietaną we właściwej dla siebie proporcji.
2. Część rzodkiewek i ogórków zetrzeć na tarce, resztę posiekać w plasterki lub drobne kawałki.
3. Szczypiorek i świeże zioła posiekać drobno.
4. Wymieszać wszystko dokładnie, dodać czarnej soli (około łyżeczki na 250g twarogu).
5. Ewentualnie doprawić jeszcze solą, chili i pieprzem.
6. Podawać z kromkami świeżego razowego ciemnego pieczywa.
Najlepiej używać do twarożku listków ziół z samych czubków roślin. O tej porze roku zioła są w pełnym rozkwicie i ich liście zaczynają być grube i „żylaste”. Te z samych czubków pozostają mięciutkie, pyszne i bardzo aromatyczne. Chyba, że używamy dostępnych w sprzedaży ziół z doniczek- wtedy nie ma to znaczenia.
Zrobienie domowego jogurtu jest bardzo proste. „Bułka z masłem”- jak mawia mój syn. Nie potrzebujesz żadnych specjalnych szczepów bakterii czy starterów. Wystarczy odrobinę kupnego jogurtu naturalnego zmieszać z ciepłym mlekiem, odstawić na parę godzin w ciepłe miejsce i gotowe. W swoim życiu zamieniłam już chyba tyle mleka w jogurt, ile wody w klasycznym basenie olimpijskim.
Czy przetwarzasz jeden czy sto litrów mleka nie ma to większego znaczenia. Całą „robotę przetwórczą” robią za ciebie bakterie jogurtowe. Twoim zadaniem jest tylko pomóc im w tym procesie. To naprawdę proste- wystarczy zadbać o to by były zdrowe, miały co jeść i było im ciepło.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie uważała, że diabeł tkwi w szczegółach i każda z wymienionych powyżej rzeczy ma wpływ na rezultat jaki osiągniemy przy produkcji jogurtu. Teraz… możesz dalej poczytać jak wymądrzam się na temat prostej czynności kulinarnej jaką jest zrobienie jogurtu lub od razu przejść do ramki na dole wpisu gdzie znajdziesz proste i jasne instrukcje. Wybór należy do Ciebie – a ja tymczasem wracam do przemądrzania się.
PRIMO- mleko– najlepszy rezultat osiąga się używając dość tłustego mleka (jogurt jest bardziej kremowy). W przypadku kupnego mleka może to być 3,2% tłuszczu, w przypadku mleka prosto od krowy, to moim zdaniem jednak warto postarać się dokładnie zebrać z mleka śmietanę. Nawet po zabraniu śmietany będzie ono wystarczająco tłuste na jogurt. (Tak zupełnie na marginesie bakterie jogurtowe można też hodować na słodkiej pasteryzowanej śmietance- otrzymamy wtedy coś na kształt gęstej kwaśnej śmietany). Do produkcji jogurtu nie polecam mleka UHT (nie mam przekonania do tego produktu, choć podobno innym udaje się zrobić na nim jogurt). Mleko może być prosto od krowy (przegotowane) albo kupne (pasteryzowane lub homogenizowane).
SECUNDO- jogurt– a właściwie bakterie w nim zawarte. Proces, który będzie zachodził w mleku po dodaniu do niego jogurtu nazywany jest fermentacją, oznacza to, że żywe kultury bakterii jogurtowych będę się namnażać i przetwarzać zawarte w mleku cukry( głównie laktozę i glukozę) w kwas mlekowy i parę innych pobocznych substancji. Zmieni to strukturę, konsystencję i smak mleka przetwarzając go w produkt który nazywamy jogurtem. Dlatego warto, żeby twoja startowa porcja jogurtu zawierała jak najwięcej i jak najsilniejszych bakterii. Kupuj jogurt naturalny bez żadnych dodatków (w składzie najlepiej tylko mleko+ żywe kultury bakterii) i najświeższy jaki znajdziesz (patrz na termin przydatności do spożycia- ogólnie termin ma być krótki, a twój jogurt na początku tego terminu).
TERTIO- odpowiednia temperatura. Oprócz bakterii (dodałeś je z jogurtem) i pożywienia dla nich (dostarczyłeś ich z mlekiem) bardzo ważna w procesie fermentacji jest temperatura. Bakterie jogurtowe najszybciej namnażają się w 40-45’C i dobrze, żeby zbliżona temperatura panowała w twoim pojemniku z mlekiem. Jeśli będzie za niska bakterie nie namnoża się lub zajmie im to dużo dłużej czasu- jeśli za wysoka- po prostu zginą. Różne sposoby utrzymania stałej odpowiedniej temperatury podczas robienia jogurtu opisuję w ramce z przepisem.
W mojej kulinarnej karierze przeżyłam parę sytuacji, kiedy niesfermentowane na jogurt mleko popsuło mi plany gotowania jakieś wielkie uczty czy przyjęcia. Jedną z nich pamiętam bardzo dobrze bo była dla mnie lekcją jak odpowiednia temperatura może zdziałać cuda w procesie fermentacji mleka.
Otóż było to około 20 lat temu w jakiejś hotelowej czy restauracyjnej kuchni (nie pamiętam). Późna deszczowa i zimna jesień. Kuchnia duża, sterylna i dość zimna a w niej ja układająca menu na przyjęcie (dla 80 osób) odbywające się następnego dnia z okazji dołączenia do naszej grupy artystycznej w której podróżuję (i jestem etatowym kucharzem) grupy 20 nowych osób. Jak zwykle w przerwach pomiędzy występami nasza grupa artystyczna ląduje gdzieś na prowincji gdzie trudno znaleźć dobre produkty. Jedyne co mam to 40 litrów mleka, worek ziemniaków, parę nadgniłych kalafiorów, skrzynkę buraków, beczkę kiszonych ogórków, dużo oleju i ryżu. Głowiąc się bardzo udaje mi się w końcu wymyślić ciekawe menu opierające się w dużej mierze na jogurcie. Zagotowuje więc to 40 litrów mleka, dodaje zaczynu jogurtowego, przesuwam garnek blisko kaloryfera, przykrywam paroma kocami i idę spać. Jestem przekonana, że kiedy obudzę się rano będę miała gotowy gęsty piękny jogurt który jest składnikiem 5 z 8 zaplanowanych na przyjęcie potraw.
W nocy jednak wyłączają prąd i kiedy wchodzę rano do kuchni jest w niej bardzo zimno a mój jogurt to niestety cały czas tylko mleko- nie jogurt. Wracam od nowa do menu ale ślęczałam już nad nim tak długo poprzedniego dnia, więc wiem, że bez jogurtu nie wyczaruje nic. Siadam nad garnkiem i zaczynam płakać a wtedy do kuchni wparowuje grupa „nowo przybyłych” na cześć których uczta ma powstać. Witają się po kolei i jeden z nich zauważając mój smutek pyta o przyczynę. Kiedy dowiaduje się o jogurcie, macha ręka, mówi, że zaraz wróci i wybiega z kuchni. Faktycznie wraca po chwili pod pachą niosąc 3 farelki (skąd je wytrzasnął nie wiem?). Ustawia garnek na środku kuchni otacza go farelkami i włącza nawiew ciepłego powietrza. „Za 3 godziny będziesz miała jogurt”- obiecuje. Patrzę z niedowierzaniem i powątpiewaniem niepewna czy dalej planować nowe menu czy nie. Uwierz mu- odzywa się ktoś z tłumu nowych- to najlepszy kucharz jakiego znam. Po 3 nerwowych godzinach które upłynęły mi przy akompaniamencie stukających o blat noży i szumiących farelek- ponownie zjawia się w kuchni „najlepszy kucharz” – odkrywa pokrywkę garnka zanurza wielką chochlę i ABRAKADABRA! wyciąga z garnka piękny gęsty (taki że aż da się go pokroić nożem) jogurt. Jogurtowy cudotwórca uśmiecha się od ucha do ucha a ja mam ochotę uściskać go najmocniej jak potrafię. Powstrzymuję się jednak bo to przecież brahmaczarin (w mojej religii ktoś w stylu młodego mnicha-studenta, żyjącego w celibacie i starającego się unikać „wylewnych kontaktów” z płcią przeciwną). Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Jakieś tysiące litrów jogurtu „zrobionych metodą farelkową” później (czyli parę dobrych lat)- „jogurtowy cudotwórca” zostanie mężem mojej koleżanki oraz moim serdecznym przyjacielem … ale… to już temat na zupełnie inną historię.
Wracając do jogurtu to kiedy dojdziecie już do wprawy zachęcam do różnych z nim eksperymentów. Ja ostatnio próbuję zrobić jogurtowy deser na bazie mleka kokosowego- wychodzi całkiem dobry. Jeszcze parę prób i mam nadzieję zaprezentować Wam tutaj przepis na ten wynalazek.
Długo walczyłam też z odpowiednią gęstością i konsystencją samodzielnie robionego jogurtu. Metoda odcedzania (opisuję ją tutaj) rewelacyjnie sprawdza się przy małych ilościach przerabianego mleka. Spróbuj jednak odcedzić 50 litrów jogurtu (!) bez odpowiedniego mleczarskiego sprzętu.
Pierwszą dobrą metodą okazało się zagęszczanie mleka- mlekiem w proszku. Należy rozrobić 3-4 łyżki mleka w proszku (na każdy litr płynu) z zimnym mlekiem na gładką papkę (najlepiej użyć miksera) połączyć z resztą mleka i zagotować -dalej postępować jak w przepisie na normalny jogurt.
Drugą jeszcze lepszą metodą jest denaturacja cieplna (wybaczcie żargon mleczarski). Jest to proces który zachodzi w białkach mlekowych pod wpływem określonej wysokiej temperatury. Jeśli mleko jest w niej utrzymywane przez odpowiednio długi czas zachodzą w nim nieodwracalne procesy rozpadu struktur białkowych (głównie połączenia pomiędzy cząsteczkami białek). Dzięki temu proces fermentacji może zachodzić szybciej i skuteczniej.
Przekładając to na język normalnych ludzi: trzeba mleko przed dodaniem do niego jogurtu podgrzać najpierw do około 75’C i utrzymywać w tej temperaturze przez 30 minut (np.wstawiając do garnka z wodą o podobnej temperaturze lub podgrzewając co jakiś czas na malutkim ogniu, lub umieszczając w piekarniku) a potem schłodzić do temperatury 40-42’C i postępować dalej jak w ramce z przepisem poniżej (od pkt. 4 i dalej). Próbowałam tego sposobu parę razu (tylko z mlekiem prosto od krowy, nie wiem jak zachowa się sklepowe- mam nadzieję, że tak samo) i otrzymywałam jogurt tak gęsty, że można było go odwrócić do góry dnem i nie wypadał z pojemnika.
Na koniec jeszcze coś dla tych, którym się nie uda za pierwszym razem (ale zapewniam, że będzie ich bardzo mało). Nie poddawajcie się, nie rezygnujcie, przeanalizujcie co poszło nie tak i spróbujcie ponownie.
Oto najczęstsze przyczyny nieudanego jogurtu:
1. Za wysoka temperatura mleka podczas dodawania jogurtu (po prostu zabiłeś bakterie jogurtowe) 2. Za niska temperatura podczas procesu fermentacji (jogurt jak ciasto drożdżowe nie lubi przeciągów tylko stałą ciepłą temperaturę, w za niskiej bakterie się nie mnożą). 3. Nieaktywne bakterie jogurtowe w kupnym jogurcie (mogło się zdarzyć, że jogurt który dodałeś do mleka nie zawierał już żywych kultur bakterii, warto kupować jogurt z jak najkrótszym składem (najlepiej „mleko, żywe kultury bakterii”) bez żelatyny i innych zagęszczaczy oraz im świeższy tym lepszy (czyli taki któremu okres przydatności do spożycia nie kończy się za dzień lub dwa). 4.Mleko zanieczyszczone innymi bakteriami (jeśli mleko było niepasteryzowane to oprócz dodanych przez nas bakterii jogurtowych, mogło być w nim dużo innych bakterii które sfermentowały mleko na swój sposób- wtedy możemy otrzymać nie jogurt lecz kwaśne lub nawet gorzkie mleko).
1 litr mleka (najlepiej tłustego pasteryzowanego, nie UHT) 5 łyżek jogurtu naturalnego kupnego (najlepiej takiego o jak najkrótszym składzie typu ” mleko, żywe kultury bakterii” bez żelatyny i innych zagęstników)
WERSJA SKRÓCONA PRZEPISU: dla tych którzy nie lubią przynudzania
1. Podgrzej mleko do temperatury 40’C
2. Wymieszaj z jogurtem.
3. Przykryj i odstaw na 6 godzin w ciepłe miejsce
4. Schłodź w lodówce
WERSJA PRZYNUDNAWO-DŁUGA: dla tych którzy uważają, że diabeł tkwi w szczegółach
1.Jeśli używasz mleka prosto od krowy-odstaw go na parę godzin, potem zbierz śmietanę i zagotuj. Odstaw ponownie do ostygnięcia.
2.Jeśli używasz pasteryzowanego mleka ze sklepu nie musisz go gotować wystarczy je tylko podgrzać do odpowiedniej temperatury.(Wszystkie mleka ze sklepu są pasteryzowane- znaczy to że zostały ogrzane do odpowiedniej temperatury i utrzymywane w niej tak długo aby wyginęły żyjące w nich bakterie).
3. Najlepsza temperatura mleka do robienia jogurtu to około 40-42’C. Możesz to sprawdzić termometrem gastronomicznym lub po prostu wkładając do mleka palec i licząc do 10. Mleko ma być bardzo ciepłe ale przez czas kiedy liczysz nie powinno poparzyć palca. Mówiąc krócej ma być mocno ciepłe, nie gorące.
4. Do tak ciepłego mleka dodaj jogurt i dokładnie wymieszaj.
5. Możesz zostawić mieszankę w garnku, w którym gotowało się mleko, możesz przelać też ją do szklanych słoików lub plastikowych pojemników lub czegokolwiek co będzie ci wygodnie umieścić w najcieplejszym miejscu w domu(garnek musi być z pokrywka a pojemniki zamykane).
6. Teraz umieść swoje mleko w ciepłym miejscu. Niektórzy wlewają mleko do ogrzanego termosu, inni owijają garnek kocem i kładą „pod pierzynę”, inni umieszczają mleko wysoko na meblach w ogrzewanym pomieszczeniu (tam temperatura jest najwyższa), jeszcze inni stawiają garnek obok kaloryfera. Ja umieszczam mleko w nagrzanym piekarniku. Ustawiam temperaturę na 30’C, wkładam pojemniki z mlekiem, zamykam i zostawiam na noc (piekarnik cały czas jest włączony).
7.Proces przemiany mleka w jogurt trwa zwykle (w zależności od temperatury) od 4 do 8 godzin. Możemy trzymać mleko w wysokiej temperaturze jeszcze dłużej wtedy otrzymamy kwaśniejszy produkt. Fermentacja skończyła się, kiedy jogurt jest gęsty i z wierzchu pokryty cienką warstwą żółtawej serwatki.
8. Teraz czas schłodzić jogurt- bardzo korzystnie wpłynie to na jego konsystencję i smak. Wstaw swoje pojemniki do lodówki na conajmniej 3-4 godziny (wg mnie jogurt najlepszy jest dopiero na drugi dzień).
9.Jogurt robiony w domu będzie swoją konsystencją najbardziej przypominał kupny jogurt grecki (można go kroić) ale będzie w nim dużo więcej serwatki niż w greckim. Jeśli chcesz otrzymać bardziej jedwabistą konsystencje po prostu zmiksuj jogurt mikserem (nie za długo, żeby go zbytnio nie napowietrzyć)- otrzymasz wtedy jogurt o konsystencji pitnego sklepowego jogurtu.
10. Jeśli chciałbyś otrzymać aksamitny gęstszy jogurt (jak danone) wlej jogurt na sitko wyłożone podwójna gazą i pozostaw na misce (żeby zbierała ściekającą serwatkę) na 2 godziny w lodówce. Po tym czasie zmiksuj odcedzony jogurt. Jego konsystencję możesz regulować dodając podczas miksowania serwatki która ściekła do miski.
11. Więcej o odcedzaniu jogurtu, o tym jak zrobić jogurt grecki oraz ser z jogurtu przeczytasz tutaj.
12. A o tym jak zrobić pyszny jogurtowy słodki deser przeczytasz tutaj.
13. Domowy jogurt przechowuj w lodówce, zachowuje świeżość nawet do 2 tygodni.
Nie musisz za każdym razem kupować nowego jogurtu. Następnym razem jako startera możesz użyć już własnego jogurtu. Jeśli z czasem zauważysz, że twój jogurt wychodzi mniej zwarty i o innym smaku, odśwież swoje bakterie jogurtowe, używając ponownie jogurtu kupnego.
Od dłuższego już czasu eksperymentuje z serem jogurtowy, zwanym labneh. Moja cotygodniowa dostawa świeżego mleka w ilości 5 litrów co jakiś czas zamienia się w jogurt. A ten z kolei ląduje na wszystkich sitkach i durszlakach które mam w domu i powoli odcedza się z serwatki. Bo labneh to nic innego jak odcedzany jogurt -dlatego tą nazwą określa się nie tylko ser ale również grecki gęsty jogurt. Przy tym najprostszym z procesów powstawania sera- czas odcedzania odgrywa najważniejszą rolę. To ile czasu jogurt spędzi na sitku warunkuje jaki rodzaj produktu otrzymamy.
I tak: już po paru godzinach odcedzania, z normalnego jogurtu zrobi nam się taki o gęstości greckiego. Kolejnym stadium będzie coś w rodzaju serka homogenizowanego. Po parunastu godzinach otrzymamy twarożek do smarowania pieczywa a po dniu lub dwóch gęsty ser idealny do pieczenia serników (jak na pierwszym zdjęciu w tym poście). Jogurt dalej odcedzany nie tylko będzie zmieniał gęstość ale z czasem zacznie dojrzewać i zmieniać smak na kwaśniejszy i ostrzejszy, wtedy nadchodzi idealny czas aby zakonserwować go w oliwie.
Serek widoczny na zdjęciu powyżej był odcedzany przez 12 godzin. Taki czas daje idealny, niskokaloryczny twarożek do smarowania pieczywa. Jeśli nie zależy ci na kaloriach a chciałbyś aby twój serek był jeszcze pyszniejszy, możesz wymieszać jogurt w proporcji 5:1 z kwaśną śmietaną i taką mieszankę zacząć odcedzać. Możesz również posolić twarożek, zarówno przed jak i po odcedzaniu jak i dodać do niego przyprawy (np. pieprz, czarna sól, czosnek, świeże zioła czy chrzan).
A tak (jak na zdjęciu powyżej) wygląda serek który spędził na sitku 5 dni, jest idealny do dzisiejszego przepisu. Łatwo z niego ulepić kulki, które potem obtoczone w pysznościach zanurzać będziemy w oliwie z oliwek z przyprawami i świeżymi ziołami. Ja lubię wymieszać oliwę z oliwek z olejem gorczycowym. Potrawa nabiera od niego lekko ostrego musztardowego smaku. Wszystko to zapakowane do szklanych słoiczków może stać w lodówce nawet do 3 tygodni a z dnia na dzień robi się tylko lepsze, gdyż smaki oliwy, przypraw i sera idealnie się z sobą mieszają.
Takie kuleczki wyciąga się potem z oliwy i rozsmarowuje na świeżym pieczywie lub jeszcze lepiej tostach. Można też kulki dodać do sałatki ze świeżych warzyw. Jeszcze lepiej rozetrzeć taką kulkę z oliwą (w której kulki się moczyły) z sokiem z cytryny lub octem balsamicznego i przyprawami a otrzymamy pyszny i oryginalny sos do sałatek. Kuleczki są idealnym dodatkiem do pieczonych ziemniaczków czy do grillowanych warzyw (to moje ulubione ich zastosowanie) . Obtaczać można je właściwie we wszystkich ziołach i przyprawach, moje ulubione to: świeże i suszone oregano, świeży tymianek, grubo mielony kolorowy lub czarny pieprz, świeże drobno siekane chili, drobno siekane czarne i zielone oliwki.
Jeśli takie kuleczki nie przemawiają do twojej wyobraźni kulinarnej nie zrażaj się do sera jogurtowego- jest naprawdę pyszny i możesz użyć go na 100 innych sposobów. Na przykład do zrobienia kotlecików jak w przepisie na tę sałatkę. Możesz też jeść labneh jako twarożek na tostach polany miodem (mniam!). Użyj go jako bazy do sosu jogurtowego, tzatziki lub czosnkowego. Możesz odcedzany przez parę godzin jogurt posłodzić, wymieszać z wanilią oraz musem owocowym i jeść jako pyszny deser lub zmiksować dodatkowo z bitą śmietaną i zamrozić aby otrzymać wspaniałe lody jogurtowe (popatrz tutaj). Możesz wreszcie używać labneh jako sera do serników zarówno tych pieczonych jak i tych na zimno. Tutaj przykład takiego sernika.
JAK ZROBIĆ SER JOGURTOWY-LABNEH
(przepis podstawowy)
potrzebne będą: jogurt naturalny (używam takiego)
sitko lub durszlak
miska
gaza lub tetrowa ściereczka
1.Sitko lub durszlak ustawione na misce wyłóż podwójnie złożona gazą lub tetrą.
2.Wylej jogurt na sitko, przykryj i wstaw do lodówki.
3. Po 2-5 godzinach otrzymasz gęsty jogurt (jak grecki).
4. Po 10-12 godzinach otrzymasz ser o konsystencji serka homogenizowanego (idealnie na indyjski deser shrikand czy do smarowania pieczywa).
5. Po 24-48 godzinach otrzymasz ser konsystencją przypominający mielony twaróg- idealny na serniki.
6. Po 4-5 dniach otrzymasz gęsty ser o nieco kwaśniejszym i ostrzejszym smaku idealny na dzisiejszy przepis.
Podane czasy odcedzania są dość orientacyjne, wszystko zależy od jakości i gęstości mleka z którego powstał jogurt. Nie musisz się jednak obawiać, że twój labneh wyjdzie za gęsty, ten proces jest odwracalny. Wystarczy otrzymany ser wymieszać mikserem z odpowiednią ilością odcedzonej serwatki tak aby otrzymać pożądaną konsystencję. Nie można podać też idealnej proporcji zużytego jogurtu do otrzymanego sera. Zależy to od gęstości i dojrzałości jogurtu. W przybliżeniu można przyjąć że z 1 litra jogurtu otrzymamy 1,5 szklanki labneh.
Mój labneh powstaje z domowego jogurtu, ten zaś z tłustego mleka prosto od krowy. Można do produkcji labneh użyć również kupnego jogurtu, zarówno tego w wersji light jak i pełnotłustego. Jeśli chcemy przyspieszyć nieco proces odcedzania możemy użyć jogurtu greckiego.
1,5 szkl. labneh (4-5 dniowego- patrz ramka wyżej)
1 łyżeczka soli
1 płaska łyżeczka czarnej soli- kala namak (lub dodatkowe pół łyżeczki zwykłej soli)
po 1/2 łyżeczki ulubionych przypraw (ja dodałam pieprzu, asafetydy i wędzonej papryki)
1 szkl oliwy z oliwek (extra virgin- dobrej jakości)
1 szkl. oleju gorczycowego (do kupienia w sklepach z żywnością orientalną lub zastąp oliwą z oliwek)
po parę gałązek świeżego: rozmarynu, tymianku, oregano
łyżeczka sosu sojowego (opcjonalnie)
do obtoczenia kulek
(do wyboru lub wszystkiego po trochu): grubo tłuczony w moździerzu kolorowy pieprz
suszone i świeże liście oregano
świeże liście tymianku
drobno siekane świeże zielone chili lub papryczki pepperoni (bez pestek)
drobno siekana cebula lub czosnek
drobno siekane oliwki (lub po 1 całej oliwce do środka każdej kuleczki)
świeżo starty imbir (lub suszony dodany do sera)
1.Wymieszaj ser z solą i przyprawami.
2.Ulep kulki o dowolnej średnicy.Najlepiej robić to dłońmi posmarowanymi oliwą. Możesz do środka każdej kulki włożyć oliwkę.
3.Obtaczaj kulki w wybranych przez siebie dodatkach (możesz też część zrobić bez dodatków).
4. Na dnie szklanych płaskich naczyń ułóż gałązki ziół i lekko je utłucz by puściły aromat.
5. Wymieszaj oliwę z olejem gorczycowym i wlej do połowy wysokości naczynia.
6. Układaj kulki ciasno w oliwie. Może być warstwami.
7. Zalewaj pozostałą oliwą, tak aby dokładnie zakryła kulki. Zakręć lub przykryj pokrywką.
8. Przechowuj w lodówce lub innym zimnym i ciemnym miejscu.
9. Kulki najlepsze są po 2-3 dniach.
Labneh przechowywany w zalewie z oliwy podobno zachowuje świeżość do 3 tygodni. Jeszcze nigdy nie było mi dane tego sprawdzić. U mnie każda jego ilość znika w ciągu tygodnia.