Ta rajsko- kolorowa sesja powstała na zlecenie magazynu Country i ukazała się w marcowym wydaniu- właśnie dostępnym w kioskach lub sprzedaży online.
Mikro- listki to już nie kiełki a jeszcze nie pełnoprawne rośliny. Takie roślinne przedszkole, w którym stężenie składników odżywczych jest 20 razy większe niż w dorosłych roślinach. Widoczne na dzisiejszych zdjęciach listki zakupiłam w Warszawskiej miejskiej farmie wertykalnej- Listny CUD. Polecam z całego serca- piękni ludzie- robiący piękne rzeczy.
Mikro listków nabyłam chyba z 12 rodzajów, miałam więc do dyspozycji miniatury takich roślin jak: gorczyca, brokuł, kalarepa, amarantus(to ten wściekle różowy), groszek, nasturcja, rukiew, rukola, kolendra (ależ to jest intensywne w aromacie!), czerwona kapusta i rzeżucha.
Wyczarowałam z nich m.in. zielony pyszny ostry koktajl, zieloną zupę, młode ziemniaczki z sosem śmietanowym z dodatkiem mikro-listków, kieszonki z ciasta francuskiego nadziewane pastą jajeczną z zielonymi ostrymi listkami, sałatkę z różowym dressingiem i wytrawną babkę z warzywami, listkami i oscypkiem. I właśnie przepisem na tą ostatnią- dziele się dzięki uprzejmości magazynu- dziś z Wami na blogu- Smacznego!
WYTRAWNA BABKA Z WARZYWAMI I MICRO LISTKAMI (a na dodatek z oscypkiem)
1 spora garść mikro listków (np. gorczycy, amarantusa, rzeżuchy, rzodkiewki)
40g żółtego sera
50g oscypka
1,5 szkl maki
4 małe jajka
3/4 szkl mleka
1/2 szkl oleju
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody +1 łyżeczka soku z cytryny
po 1 małej czerwonej papryce i cebuli
masło + bułka tarta do wysmarowania formy
Paprykę i cebulę siekamy na drobne kawałki. Sery ścieramy na grubej tarce.
Jajka roztrzepujemy rózgą z solą, dodajemy pozostałe składniki (sodę najpierw mieszamy z sokiem z cytryny) i mieszamy do połączenia. Dużą blachę do babki lub 2 mniejsze smarujemy masłem i wysypujemy bułką tartą. Wlewamy ciasto, wstawiamy do piekarnika o temp. !80’C i pieczemy około 30-40 minut do złotego koloru. Odstawiamy na kratkę do lekkiego ostudzenia przez 10 minut potem jeszcze ciepłe wyjmujemy.
Podajemy polane sosem jogurtowym i z dużą ilością dodatkowych mikro lisków i plasterków rzodkiewki.
Babka pokrojona w plastry dobrze się też sprawdzi jako alternatywa kromki chleba do zupy- np. świątecznego żurku.
Jaką piękną jesień podarowała nam Matka Natura tego roku. Aż chce się żyć pełnią życia i jak najwięcej czasu spędzać na zewnątrz. Jesień to moja ukochana pora roku- szczególnie taka jak ta. Jest ciepło, jest kolorowo, jest bajecznie zielono- chwilo trwaj! Taka jesień pełna słońca to wymarzony czas dla fotografa. Przynajmniej ja spędzam wtedy więcej czasu nie w moim studio lecz na zewnątrz w ogrodzie lub jeszcze lepiej w pobliskim lesie. Październikowe, popołudniowe słońce jest miękkie i pięknie rozproszone. Koloruje moje zdjęcia niesamowicie nasyconymi barwami. Uwierzcie lub nie, ale zieleń prezentowana na dzisiejszych fotografiach jest autentyczna. Tak zobaczył ją mój obiektyw, nie musiałam już nic poprawiać w post-produkcji. Moje oczy namiętnie szukają zieleni każdej jesieni. Wiedzą, ze trzeba się nią cieszyć tu i teraz bo za chwilę zniknie. Najpierw będzie żółto, czerwono, pomarańczowo, złoto potem długo szaro-buro, następnie przez chwilę olśniewająco biało, by znów zmęczyć nas szarością i brakiem światła. Minie 6 długich miesięcy zanim znowu zobaczymy tyle różnorodnych odcieni zieleni wokół. Choć ja już w marcu będę wygrzebywać spod śniegu pierwsze zielone listki aby sfotografować je w moim studio.
Teraz jeszcze nie muszę, w moim ogrodzie pysznią się zieloną tęczą: jarmuż, szpinak, brukselka, resztki brokułów oraz wielkie główki włoskiej kapusty. Uprawiam kapustę po raz pierwszy i jestem zaskoczona, że jeśli jej nie dopilnuję i nie zerwę w odpowiednim czasie to „urodzi małe dziecko”- jak to pięknie określił mój syn. Spójrzcie zresztą sami poniżej. Te malutkie kapusty wyglądają jak kangurze dzieci wystawiające głowy z torby mamy. Niezwykle fotogenicznie- wybaczyłam im więc te „niespodziewane porody” tak jak wybaczyłam moim brokułom, że nie rosną tak wielkie jak te kupowane w sklepie za to namiętnie kwitną pięknym żółtym kwieciem.
W poszukiwaniu resztek zieleni jeździmy na rowerowe wycieczki, spacerujemy po okolicznych lasach i spędzamy tak dużo czasu w ogrodzie jak to tylko możliwe. Was też zachęcam. Upieczcie dzisiejsze pierożki lub/i inne smakołyki zapakujcie do koszyka i wybierzcie się na piknik. W nieznane, w poszukiwaniu zieleni. Jak już ją znajdziecie, napawajcie się jej widokiem jak najdłużej- musi Wam wystarczyć do następnej wiosny. Z pierożkami jest znacznie lepiej, jak się skończą można je upiec znowu i znowu. A są idealne na długie jesienne i zimowe wieczory. Spróbujcie koniecznie. Smacznego!
PIECZONE PIEROŻKI
(z kapustą, imbirem, kokosem i grzybami)
na ciasto: 100g miękkiego masła 3 czubate łyżki śmietany + do posmarowania 1,5 szkl. mąki + do podsypywania ( użyłam pół na pół mąki białej i „Pełne ziarno” Lubelli) 1/2 łyżeczki soli 1/3 łyżeczki proszku do pieczenia 1/2 szkl. sezamu na farsz: 0,5 kg kapusty (około 1 litra po utarciu) 2 łyżki utartego świeżego imbiru 2 łyżki masła 1 łyżka oliwy z oliwek garść suszonych podgrzybków (w małych kawałkach) garść suszonych śliwek 2 liście laurowe 1 szkl. passaty pomidorowej 3 łyżki wiórków kokosowych 3 łyżki mleka kokosowego (lub kwaśnej śmietany) 1 łyżeczka soli
1. Kapustę umyj, osusz i zetrzyj na tarce o grubych oczkach.
2. W dużej patelni rozgrzej masło, dodaj imbir i smaż do czasu aż lekko się zezłoci. Dodaj kapustę i smaż kolejnych parę minut mieszając od czasu do czasu.
3. Dodaj, grzyby, śliwki,oliwę, liście laurowe, sól i 1/2 szklanki wody.
4. Gotuj pod przykryciem do miękkości kapusty.
5. Dodaj passaty pomidorowej i gotuj bez przykrycia aż farsz odparuje do odpowiedniej konsystencji.
6. Upraż wiórki kokosowe na suchej patelni do złotego koloru. Natychmiast dodaj do kapusty, pogotuj jeszcze 2-3 minuty. Ściągnij z ognia, wyjmij liście laurowe i wymieszaj farsz z mlekiem kokosowym lub śmietaną. Pozostaw do ostygnięcia.
7. W misce wymieszaj masło ze śmietaną na jednolita masę. Dodaj mąkę, proszek do pieczenia i sól. Zagnieć ciasto. Jeśli potrzeba dodaj więcej mąki. Odstaw ciasto do lodówki na co najmniej 30 minut.
8. Odrywaj kawałki ciasta lep z nich kulki, wałkuj na cieniutkie placki. Każdy placek przetnij na pół- otrzymasz dwa półkola.
9. Zwiń półkole ciasta w rożek, dokładnie zalep brzegi. Nałóż odpowiednią ilość farszu i zlep brzeg u góry rożka. Jeśli potrafisz wykończ go ozdobną falbanką. Instrukcja jak to zrobić TUTAJ.
10. Układaj pierogi na blaszce do pieczenia, smaruj śmietaną i posypuj obficie sezamem.
11. Piecz w temperaturze 190’C przez 20-30 minut, do czasu aż będą złoto-brązowego koloru.
12. Podawaj ostudzone z zupą, najlepiej barszczem.
Z reszty ciasto (powinno go trochę zostać) wywałkuj okrągłe cienkie placki. Posyp obficie sezamem (możesz go lekko wwałkować w ciasto aby się nie osypywał). Ułóż placki na suchej blasze do pieczenia i wstaw do piekarnika na 10 minut lub do czasu aż się zezłocą. Mój syn uwielbia te placki, twierdzi że są o niebo lepsze niż same pierogi.
Roti to indyjska nazwa pszennego pieczywa w formie płaskiego placka (podobnego to tortilli). Roti je się w Nepalu,Pakistanie i całych północnych Indiach. W Indiach południowych najbardziej popularnym zbożem jest ryż i z niego (wraz z fasolą urad) produkuje się słynne regionalne placki DOSA- ale o nich innym razem bo w niczym nie przypominają roti.
Czapati to odmiana roti wyrabiana z pełnoziarnistej mąki nazywanej w Indiach ATTA. Od paru dobrych lat usiłuję zrozumieć czym tak naprawdę jest ATTA. To na pewno mąka pszenna- jednak czy do końca pełnoziarnista?- tutaj zdania są już podzielone.
Ziarno pszenicy składa się z 3 części: a) zarodka- malutkiej części która jest zalążkiem przyszłej rośliny i z niej powstaje kiełek,b) bielma- głównej części ziarna, jest ona magazynem węglowodanów, skrobi i cukrów- czyli pożywienia zgromadzonym przez roślinę dla zarodka, c) łuski- czyli twardej otoczki pełniącej funkcję ochronną (jak skórka na jabłku). I tak wg. niektórych Atta to mąka do produkcji której użyto tylko bielma i zarodków, ale wg innych to mąką jednak pełnoziarnista- czyli zawierająca wszystkie 3 części ziaren, wyrabiana tylko ze specjalnej odmiany niskoglutenowej i miękkiej pszenicy. Jeszcze inne źródła podają, ze atta to mieszanka mąki białej i pełnoziarnistej w proporcji 1:1.
Jakkolwiek różny (pewnie w zależności od producenta) nie byłby skład atty zawsze jest to mąka niewiarygodnie drobniutko zmielona. W dotyku i strukturze nie przypomina znanych w Europie i grubo mielonych mąk razowych typu 1800 czy 2000. Jest gładziutka i przyjemna w dotyku, tworzy plastyczne i miękkie ciasto. Najbliższym produktem dostępnym na polskim rynku podobnym do atty jest „Mąka Pełne Ziarno” Lubelli.
Można attę zastąpić też mąką razową pszenną tylko trzeba ją przesiać przez bardzo drobniutkie sitko. Tak drobne aby co najmniej 1/4- 1/3 mąki w formie najgrubszej kaszy i otrąb na nim pozostała.Otręby i kasze można wykorzystać w innych daniach- ja np. używam ich do wysypywania dna blaszek do pieczenia chleba i ciast lub dodaje do kruszonki, którą posypuje ciasto drożdżowe. Przesianą mąkę należy wymieszać z białą w proporcji 2:1 lub jeśli wolimy mniej zdrowiej a smaczniej 1:1. Znam jednak takich którzy robią czapati z samej pełnoziarnistej mąki graham- nie smakują (ani nie rosną) tak jak te indyjskie ale też są smaczne.
Im świeższa mąka- tym lepsze czapati- tak twierdziły wszystkie hinduski od których uczyłam się robić te placki i one najczęściej mieliły mąką same w domu (niektóre nawet na żarnach!). Jeśli macie taką możliwość- spróbujcie. Jeśli nie- nie martwcie się- ja robię czapati ze sklepowej mąki i dalej są bardzo dobre.
Roti to jedno z tych dań, które można zaliczyć do grona „proste i wzniosłe”. Używa się do nich tylko mąki, wody i odrobiny soli. (W niektórych regionach dodaje się jeszcze 1-2 łyżki oleju do ciasta). Z tych składników szybko zagniata się miękkie i elastyczne ciasto, wałkuje się z niego cieniutkie placki, które potem opieka się na specjalnej patelni tava . Tam gdzie piecze się czapati na typowym indyjskim piecu patrz tutaj na koniec placki umieszcza się jeszcze na parę sekund nad żywym ogniem by spuchły jak baloniki (takie puchnące roti nazywane są często PHULKA).
Ponieważ czapati w Indiach to chleb powszedni (jedzony do wszystkich posiłków, nie tylko w domu) do jego produkcji wynaleziono specjalne maszyny. Był taki czas w moim życiu, kiedy za taką maszynę oddałabym wszystko co mam. A tutaj zobaczycie typowy obraz z ulicy Delhi- lokalny sprzedawca, który nie potrzebuje żadnej maszyny, żeby w piecu tandoori upiec 50 roti na raz. Trzeba go oglądać w zwolnionym tempie, żeby pojąć co dokładnie robi, wygląda bardziej jak iluzjonista a nie piekarz 🙂
Ja niestety nie potrafię tak czarować – do formowanie placków używam klasycznego europejskiego wałka (przez wszystkie te lata nie byłam w stanie się nawet przekonać do cieniutkiego indyjskiego). Wałkuję placki na blacie podsypanym mąką i zamiast na tavie piekę na zwykłej suchej patelni (moja tava przywieziona z Indii zaginęła ku mojej wielkiej rozpaczy podczas jednej z naszych przeprowadzek). Potem używając metalowych szczypiec przekładam placki bezpośrednio nad ogień palnika gazowego, gdzie jeśli mam szczęście i wszystko zrobiłam dobrze puchną jak baloniki.
Radha- jedna z bardzo starych i pobożnych hindusek od której uczyłam się w Jaypur robić czapati- twierdziła, że za każdym razem kiedy twój czapat puchnie idealnie jak okrągły balonik znaczy to, ze Bóg się do Ciebie uśmiecha. Do Radhy Bóg uśmiechał się co rano, nieskończoną ilość razy bo jej czapati jeden w jeden były doskonałe jakby robiła je maszyna…. Cóż… 50-letnie, codzienne doświadczenie przy indyjskim piecu robi swoje.
Moje czapati nie są tak idealne jak Radhy ale przez długie lata ich wypiekania w zachodnich kuchniach opracowałam „system zastępczy” który sprawdza się idealnie. Pieczenie czapati jest dość proste a z każdym kolejnym plackiem nabiera się wprawy. Jak we wszystkim- tak i tutaj- praktyka czyni mistrza. Koniecznie spróbujcie upiec czapati- będą smaczną i zdrową alternatywa dla chleba. Nie znam dziecka, które nie lubiłoby czapati. Większość kolegów mojego syna twierdzi, że są lepsze od naleśników. (A to w ustach dziecka wielki komplement.) Zapach pieczonych czapati jest jedną z nielicznych rzeczy, która dobrowolnie odciąga mojego 10-letniego syna od komputera. Najczęściej zjada je posmarowane śmietankowym słonym serkiem i posypane uprażonymi pestkami słonecznika w towarzystwie jakiejś sałatki. Czapati to nasze tradycyjne sobotnie śniadanie. W sezonie używamy ich jako „wrapów” i zawijamy w nie świeżo zerwane z ogrodu warzywa, zioła i sałaty (tutaj zdjęcia mojej fińskiej przyjaciółki z przygotowania takiego śniadania w naszej kuchni). W zimie uwielbiamy jeść czapati razem z kitri na główny posiłek dnia. Zawsze robię ich więcej aby potem móc je jeszcze odgrzać i podawać z ulubionymi dodatkami na słodko lub słono. Odgrzewane czapati idealnie nadają się też jako blaty do „szybkiej pizzy”.
Tym, którzy odważą się i spróbują (a warto!), życzę powodzenia i smacznego… i jeszcze… żeby się do Was Bóg często uśmiechał podczas pieczenia czapati. I mam jeszcze jedną drobną radę – kiedy się to zdarzy- TEŻ SIĘ DO NIEGO UŚMIECHNIJCIE 🙂 🙂 🙂 Od razu zrobi się Wam cieplej w sercu.
na ciasto: 1,5 szkl mąki do wyboru: indyjska mąka atta, mąka „Pełne Ziarno” Lubelli, lub mąka pszenna razowa + biała* 1 łyżeczka soli 1 szkl ciepłej wody do podsypywania podczas wałkowania placków: około 1 szkl mąki(może być jak wyżej lub biała) do posmarowania placków: 1/5 kostki masła lub parę łyżek oliwy z oliwek potrzebny sprzęt: kuchenka gazowa (lub płyta kuchni węglowej) metalowe szczypce patelnia wałek talerz i pasująca do niego przykrywka
* mąkę Lubelli najlepiej przesiać przez drobniutkie sitko aby odsiać z niej grubiej zmielone zboże, to samo koniecznie zrobić z mąką pszenną razową i dopiero wtedy zmieszać ją z białą w proporcji 2 części przesianej razowej, jedna część białej
1. W małej misce wymieszaj łyżką 1 szklankę mąki z łyżeczką soli i 1 szklanką ciepłej wody. Powinieneś otrzymać dość luźne i klejące ciasto.
2. Pozostałe pół szklanki mąki wysyp na stolnicę w jednym miejscu i uklep lekko. Na tak przygotowany „mączny dywanik” wyłóż łyżką mieszankę z miseczki. Obtocz miękkie ciasto mąką z każdej strony i zagniataj delikatnie tak długo aż ciasto przestanie kleić się do rąk. Każda mąka jest inna i „zabiera” mniej lub więcej wody dając rzadsze lub gęstsze ciasto. Może się okazać, że potrzebujesz dosypać więcej mąki lub nie wgnieciesz w ciasto całej maki ze stolnicy. Taka 2 etapowa metoda zagniatania ciasta na czapati moim zdaniem jest najlepsza. Dzięki niej otrzymamy najbardziej możliwie miękkie a zarazem nie klejące się do rąk ciasto. (Jeśli masz problem ze zrozumieniem opisu tej metody- po prostu w dużej misce połącz wszystkie składniki od razu i zagnieć z nich ciasto- też będzie OK.)
3. Pozostaw ciasto pod przykryciem, na blacie przez 15 minut.
4. Podziel ciasto na 12 równych części, z każdej części ulep kulkę. Ciasto będzie kleiło się do rąk używaj więc przy tym mąki. Trzymaj kulki pod przykryciem, żeby nie wysychały.
5. Posyp stolnicę oraz wałek obficie mąką.Wyjmuj kulki pojedynczo i wałkuj na dość cienkie placki,mniej więcej o średnicy 15-17cm.
6. Włącz swój największy palnik na kuchence gazowej, na największą moc i postaw na nim suchą patelnię. Rozgrzej mocno patelnię (tak, żeby zrzucona na nią kropla wody, skwierczała i natychmiast parowała).
7. Otrzep placek z nadmiaru mąki i przełóż na patelnię. Piecz przez 10-15 sekund na jednej stronie, potem odwróć (na opiekanej stronie placka powinny pojawić się białe pęcherzyki, nie powinno być brązowych plam) i piecz przez następne 8-10 sekund na drugiej stronie.
8. Zdejmij patelnię z ognia i chwytając placek metalowymi szczypcami przełóż bezpośrednio na kratkę kuchenki tuż nad palnik. Najpierw tą strona która pierwsza piekła się na patelni i opiekaj przez 5-7 sekund, potem drugą. Placek nad ogniem powinien opiec się a nawet może się w niektórych miejscach lekko przypalić oraz…spuchnąć. Czasami puchnie cały placek i wygląda jak balon (tak jak na ostatnich zdjęciach), czasami pęcherze pojawiają się tylko w paru miejscach- to też jest ok. I tak zaraz po upieczeniu spłaszczamy każdy placek.
9. Przełóż placek na talerz, jeszcze gorący spłaszcz i posmaruj po całej powierzchni odrobiną masła. Podawaj natychmiast lub… możesz też zrobić całą partię czapatów i układać jeden na drugim pod przykryciem, każdy smarując masłem. Takie odstane przez parę minut czapaty są moim zdaniem jeszcze lepsze, bo miękną pod wpływem temperatury i lekko chłoną tłuszcz którym są smarowane.Nie kruszą się i idealnie się rwą lub rolują w zależności od potrzeby.
Staraj się dokładnie otrzepywać placki tak aby jak najmniej mąki z rolowania placków dostawało się na patelnię i palnik podczas pieczenia. Mąka ta będzie się bardzo szybko palić i w krótkim czasie będziesz miał w kuchni dużo dymu. Dlatego warto co jakiś czas przetrzeć patelnię suchą ściereczką oraz wyłączyć na chwilę palnik i strzepać z niego mąkę.
Nieupieczone ciasto na czapati możesz trzymać na blacie do paru godzin a placki rolować i smażyć w razie potrzeby. Upieczone czapaty można odgrzewać trzymając przez chwilę pod przykryciem na rozgrzanej patelni.