Moi Drodzy, w kioskach znajdziecie już piękny marcowy numer Mojego Gotowania a w nim moje przepisy na słodkości z orzechami włoskimi. Zima cały czas nie odpuszcza i tak naprawdę jej święte prawo trzymać jeszcze do 21 marca- kiedy to dopiero oficjalnie zaczyna się wiosna. Może więc warto w oczekiwaniu, na przednówku wygrzebać ze spiżarni ostatnie jesienne zbiory. Np. orzechy włoskie właśnie. Są nieocenionym źródłem tłuszczów wielonienasyconych omega 3 , fosforu, żelaza, wapnia, potasu, magnezu, cynku, witaminy E i B6 oraz kwasu foliowego. I dobrze, że aż tyle tych wartości odżywczych bo choć trochę rekompensują wysoką kaloryczność tych orzechów. 5 dorodnych orzechów włoskich ma tyle samo kalorii co 1 poczciwy pączek (sic!).
Dlatego moja teoria jest następująca- niech tegoroczny tłusty czwartek- będzie orzechowy. Zamiast pączków zróbcie sobie zawijane pyszne bułeczki z orzechowym nadzieniem i syropem klonowym, na które przepis dzięki uprzejmości magazynu Moje Gotowanie znajdziecie poniżej. Jeśli natomiast zainteresowały Was inne prezentowane na dzisiejszych zdjęciach słodkości zapraszam do kiosku po marcowy numer. Znajdziecie tam moją sentymentalna podróż do dzieciństwa z przepisem na ciastka w kształcie orzeszków oraz pyszny przepis na orzechowca z miodem- (oba w wersji bez jajek). Do tego sposób jak zrobić domową mąkę z orzechów włoskich oraz włoskie mleko orzechowe i jak potem z niego wyczarować pyszną ciepła rozgrzewającą czekoladę- taką, której nikt nie jest się w stanie oprzeć. A na deser orzechy w kardamonowo- cynamonowych karmelowych skorupkach. Mniam!
ps. W orzechowej sesji dzielnie pomagała mi Renata, której to piękne dłonie i nogi (!!) widzicie na zdjęciach. Renato- dziękuję bardzo!
ORZECHOWE ZAWIJANE BUŁECZKI DROŻDŻOWE
(Z SYROPEM KLONOWYM LUB MIODEM)
Na ciasto:
1 szkl mleka 2 szkl mąki + do podsypywania
1/2 szkl brązowego cukru
otarta skórka z 1 cytryny
1/3 kostki masła
1 czubata łyżka świeżych drożdży
1 cukier waniliowy
na nadzienie:
150g orzechów włoskich
100g orzechów arachidowych prażonych
3 łyżki cukru
6 łyżek syropu klonowego
Dodatkowo:
syrop klonowy do polania
3 łyżki masła do posmarowania.
1. Orzechy na farsz mielimy na drobne kawałki i mieszamy z cukrem.
2. Do ciepłego mleka (nie gorącego!), dodajemy drożdże, 3 łyżki cukru i 3/4 szkl mąki, dokładnie mieszamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na 15 minut (w tym czasie zaczyn powinien mocno urosnąć).
3. Roztapiamy masło, studzimy i wraz z pozostałymi składnikami na ciasto dodajemy do wyrośniętego zaczynu- zagniatamy dość luźne ciasto które nie klei się do rąk. Przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce do czasu aż podwoi swoją objętość.
4. Rozwałkowujemy ciasto na prostokąt o bokach 30/50cm, na 3/4 powierzchni równomiernie rozsypujemy orzechy, polewamy syropem klonowym. Nieposypaną część składamy do środka i przykrywamy drugą stroną z orzechami. Otrzymujemy coś na kształt płaskiej rolady orzechowej, którą jeszcze raz rozwałkowujemy na prostokąt o boku 20/40cm.
5. Kroimy rozwałkowane ciasto na paski o rozmiarze 3/20cm. Nacinamy wzdłuż i finezyjnie zwijamy w kształtne bułeczki. Jak na tym filmiku.
6. Roztapiamy 3 łyżki masła, obficie smarujemy blachę do pieczenia, układamy na niej bułeczki i smarujemy pozostałym masłem. Pozostawiamy do ponownego wyrośnięcia.
7. Pieczemy w 180’C przez około pół godziny lub do czasu aż będą ciemniejsze niż złote. Jeszcze ciepłe polewamy dodatkowym syropem klonowym.
Zamiast syropu klonowego można użyć miodu lub syropu z agawy.
Witam wszystkich wielbicieli awokado. Dziś mam dla Was wielką ucztę. W lutowym numerze magazynu Moje Gotowanie moja stała rubryka „Po wegetariańskiej stronie stołu” w pełni poświęcona jest temu cudownemu owocowi. Znajdziecie tam obok przepisu na sernik z awokado (którym dzięki uprzejmości Redakcji mogę się z Wami tu podzielić) 5 innych ciekawych propozycji. Jeśli „przemówiło do Was”, któreś z dzisiejszych zdjęć to zapraszam do kiosku po przepis na: makaron linguine z pysznym sosem awokadowo-bazyliowym, zielonym warzywami i orzeszkami pini, moje patenty na najlepsze zielone kanapki z awokado, pyszne(!) lody awokadowo-miętowe, dietetyczne krążki awokado pieczone w panierce z siemienia lnianego oraz nietypowy sposób na quacamole z ogórkami kiszonymi i kiszonym czosnkiem.
Lubicie awokado? Ja odkąd pierwszy raz znalazłam się w awokadowym gaju – jestem tymi drzewami zupełnie oczarowana. To jedna z tych jadalnych roślin, która towarzyszy człowiekowi od tysiącleci ( są archeologiczne dowody, że jedzono awokado w Meksyku już 10 tys lat przed naszą erą!). Obecnie uprawia się je na całym świecie (oczywiście tam gdzie pozwala na to klimat) czyli w obu Amerykach, Australii, w Indiach, na Filipinach, w Południowej Afryce oraz na południu Europy, głównie w Hiszpanii i na Południu Włoch.
Botanicznie owoc awokado jest jagodą z pojedynczym nasionkiem (pestką), rosnącą na wysokich zimozielonych drzewach o takiej samej nazwie. W zależności od gatunku owoce mogą być o kształcie gruszki, jajka lub kuli o skórce w kolorach, zielonym, fioletowym lub czarnym (raz udało mi się zobaczyć nawet czerwone!). Rosną na pojedynczych długich ogonkach lub w całych kiściach, zdarzają się też owoce bezpestkowe- te niezmiennie ze względu na swój kształt przypominają mi korniszony zwisające z drzewa. Z najlepszych odmian dostępnych w Polsce kupić można: Hass o skórce fioletowej i mocno kremowym miąższu (w moim warzywniaku mówią na nie awokado orzechowe), Gwen w kolorze ciemnozielonym i jajkowatym kształcie z mocno orzechowym miąższem i Bacon z cieniutką skórka o miąższu z mniejszą ilością tłuszczy.
Awokado można jeść na słono: w zupach, zapiekane lub w tostach, w quacamole, w różnego rodzaju pastach kanapkowych, w formie majonezu, sosu do makaronu, dresingu do sałatek a nawet w sushi. W Afryce i Azji je się awokado najczęściej na słodko w formie milksake’a lub deseru polewanego specjalnym syropem. Awokado idealnie sprawdzi się również w wegańskim musie czekoladowym, lodach czy dzisiejszym „serniku”. Życzę smacznego!
ps. Zdjęcie sernika tak spodobało się redakcji, że wylądowało na okładce, spójrzcie jak pięknie wygląda.
WEGAŃSKI SERNIK Z AWOKADO
(z limonką, na spodzie z orzechów i daktyli)
na spód:
50g migdałów
50g orzechów pekan
50g wiórków kokosowych
5-6 świeżych daktyli (ewentualnie suszonych*)
1 łyżka kakao
2 łyżki oleju kokosowego**
ewentualnie syrop z agawy do smaku (można zastąpić miodem)
na masę:
400g awokado (miękkiego, obranego, wypestkowanego)
8 łyżek soku z cytryny
2 łyżki soku z limonki
otarta skórka z całej limonki
5 łyżek oleju kokosowego**
5-8 łyżek syropu z agawy lub płynnego miodu
do dekoracji:
3-4 owoce kiwi
parę kostek gorzkiej czekolady
* Jeśli używasz suszonych daktyli namocz je w gorącej wodzie na co najmniej pół godziny, po czym odsącz i odciśnij. **Ogrzej olej kokosowy tak aby był płynny ale już nie ciepły.
1. Najpierw spód: w melakserze zmiel orzechy i wiórki kokosowe na drobne kawałki, dodaj pozostałe składniki i wymieszaj jeszcze raz. Średnią tortownice wyłóż papierem do pieczenia (boki też), wysyp masę i dokładnie uklep. Wstaw do lodówki.
2. Teraz masa: do misy blendera wrzuć miąższ awokado, dodaj syrop, soki i skórkę z limonki. Zblenduj na gładka masę. Pod koniec dodaj łyżka po łyżce płynny olej kokosowy. Spróbuj i ewentualnie dopraw większa ilością soku lub syropu.Wylej na schłodzony spód, wyrównaj,przykryj (najlepiej folią spożywczą tak aby szczelnie dotykała masy wtedy sernik nie powinien z wierzchu się utlenić i zmienić koloru).
3. Wstaw do lodówki na co najmniej 5 godzin. Tuż przed podaniem ozdób plastrami kiwi i posiekaną gorzką czekoladą.
Ilość oleju kokosowego jest ważna w tym przepisie, to on tężejąc w lodówce trzyma masę razem i jeśli by Cię bardzo kusiło aby zredukować jego ilość- to z góry uprzedzam, że nie jest to dobry pomysł.
Witam- tym razem już świątecznie- choć przyznać Wam się muszę, że osobiście nie jestem zwolenniczką celebrowania Bożego Narodzenia już od połowy listopada. Więc gdybym mogła- zachowałabym ten wpis dla Was na drugą połowę grudnia. Ale wtedy niestety w kioskach nie byłoby już grudniowego numeru Weranda Country i w żaden sposób nie mielibyście okazji poznać wszystkich przepisów na prezentowane dziś na zdjęciach pralinki. A moim zdaniem naprawdę warto. Bo takie pudełko domowej roboty słodkich kuleczek może okazać się wspaniałym i oryginalnym prezentem- nie tylko dla łasuchów.
A więc zapraszam do kiosku po grudniowy numer gdzie znajdziecie moje przepisy na: Mini Bajaderki z Chili i Gorzką czekoladą, Domowe Michałki, Trufle Śliwkowo-Pomarańczowe, Orzechowe Kuleczki z Przypiekanym Masłem i Owocowe Pralinki z Białą Czekoladą. Jest też przepis prezentowany dziś dla Was na blogu (dzięki uprzejmości Redakcji Werandy- za co bardzo dziękuję) – na moje najukochańsze i najlepsze pralinki KARMELOWE LOVE lub po prostu „słodkie kulki” – jak się je w naszej rodzinie na co dzień nazywa.
Nie pamiętam, jak przepis ten trafił w moje ręce, wiem, że było to bardzo, bardzo dawno temu, kiedy jako nastoletnia dziewczyna zostałam wegetarianką i sama zaczęłam gotować sobie posiłki. Pamiętam, że pyszną karmelową masę robiłam wtedy bardzo często bo była ona przedmiotem pożądania wszystkich moich kolegów z liceum. Aż mi się wierzyć nie chcę, że ja estetka od zawsze (przynajmniej takie mam o sobie mniemanie jak widać błędne) nie zawracałam sobie wtedy nawet głowy formowaniem tej masy w pralinki lecz przynosiłam ją do szkoły w zwykłym szklanym litrowym słoiku, który krążył na lekcjach pod ławkami z rąk do rąk.
Pamiętam, że nasz historyk, człowiek o wielkim poczuciu humoru i idealnym słuchu przez 3 lekcje pod rząd przerywał wykład aby zapytać ” Czy mnie się wydaje czy naprawdę ktoś tu grzebie łyżką w słoiku???”. Trzeba było zobaczyć jego minę, kiedy w końcu udało mu się ten słoik wytropić i zarekwirować 🙂 Z groźną miną obwąchał go dokładnie, sięgnął po swoją łyżeczkę od kawy i ku naszemu zdumieniu… poczęstował się zawartością. Popatrzył na nas ze zrozumieniem, po czym jakby nigdy-nic usiadł za biurkiem i kontynuował wykład raz po raz przerywając go aby delektować się zawartością zarekwirowanego słoika. (Dopiero teraz zauważyłam, że mam też słoik na zdjęciu tych pralinek! Cóż! Chyba to jednak nie przypadek 🙂
Wcale się nie dziwię ani historykowi ani kolegom z liceum bo nie oni jedyni ulegli czarowi prostej karmelowej rozpływającej się w ustach masy. Pamiętam, że jakieś 15 lat później w zupełnie innym życiu (można by rzec) a na pewno okolicznościach byłam sobie właścicielką firmy cateringowej organizującej przyjęcia dla ludzi z pierwszych stron gazet. Wtedy to karmelowa masa zyskała wymiar towaru luksusowego. Porcjowana w małe kuleczki, obtoczona w prażone orzechy i ułożona w złotych papilotkach w piękne piramidki- była słodkim przebojem wielu moich przyjęć. Wtedy to właśnie jedna z bardzo popularnych polskich piosenkarek, opowiadała mi, że kładąc się nad ranem do łóżka (po przyjęciu które organizowałam w jej domu) znalazła w nim tacę pełną karmelowych pralinek. Okazało się, że schował ją tam przed gośćmi jej mąż aby- jak powiedział- „móc się nimi delektować następnego dnia w samotności” 🙂
Mam nadzieję, że tymi zabawnymi (choć zupełnie prawdziwymi) anegdotami zachęciłam Was do wypróbowania dzisiejszego przepisu. Tylko uprzedzam- to jest deser uzależniający i strasznie się trudno od niego oderwać, choć jest przeraźliwie słodki. Ja staram się robić go tylko na wielkie okazje- bo kiedy tylko pojawia się w mojej kuchni jakoś dziwnie do mnie cały czas przemawia „zjedz mnie, zjedz mnie..” do czasu aż zrealizuję, że oto w przeddzień jakiejś uroczystości rodzinnej pochłonęłam większość karmelowych kulek nie zostawiając nic dla gości. Więc- Moi Drodzy- żeby nie było, że nie ostrzegałam!
PS. W prezentowanej dziś sesji pomagały mi dwie przemiłe osoby: Dorota Tyszka i Renata Mogilewska. Dziewczyny- dziękuję bardzo- bez Was nie dałabym rady!
PRALINKI KARMELOWE-LOVE
(z orzechami laskowymi i kokosem)
1/4 kostki masła
1/2 szkl cukru
niecałe pół szkl gorącej wody
1 i 3/4 szkl mleka w proszku
100g orzechów laskowych
+ ew. wiórki kokosowe do obtoczenia
1. Orzechy laskowe wysypujemy na blaszkę i pieczemy w 180st. C do złotego koloru, studzimy i ocieramy z łupinek. Część drobno siekamy (najlepiej w blenderze), część zostawiamy w całości.
2. W rondlu o grubym dnie rozpuszczamy masło, wsypujemy cukier i mieszając regularnie drewnianą łyżką, karmelizujemy do jasno brązowego koloru (masa ma mieć kolor mlecznej czekolady). Uważamy aby nie przypalić (wtedy masa zacznie dymić i będzie gorzka). Pod koniec karmelizowania masło może oddzielić się od masy (to jest proces naturalny, nie trzeba się przejmować).
3. Zalewamy karmel gorącą wodą (UWAGA! będzie mocno bulgotać) i gotujemy do czasu aż cały karmel się rozpuści w tej wodzie. Odstawiamy do lekkiego ostygnięcia.
4. Kiedy karmel będzie miał temperaturę pokojową, wsypujemy do niego mleko w proszku i mieszamy mikserem na gładką masę.
5. Odstawiamy na parę godzin (najlepiej na noc) do stężenia (nie wstawiamy do lodówki).
6. Bierzemy po 1 orzechu laskowym i obtaczamy go łyżką masy karmelowej formując nieduże kuleczki. Obsypujemy kuleczki posiekanymi orzechami lub wiórkami kokosowymi i dekorujemy dodatkowym orzeszkiem na czubku.
Pralinki pozostają świeże przez parę dni, trzeba tylko pamiętać aby trzymać je w zamkniętym pojemniku, inaczej wyschną i staną się niesmaczne.
W czerwcowej Werandzie znajdziecie moją landrynkową sesją wraz z przepisami na szybkie przyjęcie dla małej księżniczki. Idealne na Dzień Dziecka czy komunię. A w sumie to czemu się ograniczać do małych księżniczek- myślę, że te duże też z miłą chęcią znalazłyby się na takim przyjęciu. Ręka do góry, kto by nie pogardził zaproszeniem na takie Landrynkowe Party???
Znajdziecie w Werandzie przepisy na: różowy pop-corn o smaku różanym, rabarbarową oranżadę, kokosowe mini kuleczki z owocami granatu, jogurt o smaku ulubionych landrynek, czy ciasteczka które wyglądają nawet słodziej niż smakują (ciasteczka wykonała do sesji nieoceniona Iga Sarzyńska).
Są jeszcze truskawki w polewie z serka homogenizowanego i paluszki oblane białą i różową czekoladą. Do publikacji nie weszły lody różano-malinowo-miętowe ani mini beziki z miętowym kremem i jeszcze domowej roboty różane lokum ale „co się odwlecze to nie uciecze”- na pewno zobaczycie gdzieś jeszcze te przepisy.
Receptury są bardzo proste więc idealne do zrobienia razem z dziećmi. Małe księżniczki mogą wykrawać ciasteczka, ozdabiać polewą paluszki czy kręcić małe kuleczki z masy kokosowej. Bracia małych księżniczek za to sprawdzić będą się mogli w kruszeniu twardych cukierków na „landrynkowy pył” potrzebny w jednym z przepisów. Zrobienie wszystkich przekąsek nie wymaga zbyt dużo czasu- jest więc to łatwe, przyjemne i spektakularne w końcowym efekcie przedsięwzięcie. Tak jak wszyscy lubimy- nie za dużo pracy za to efekt Wow! 😉 Ozdoby w większości można wykonać samemu- wystarczy parę wykałaczek lub patyczków do szaszłyków i różowe wstążeczki lub papier w ładne wzorki (np. do pakowania prezentów). A jakby Wam się nie chciało to możecie kupić np. TUTAJ. Zawiadomcie gości, że to różowe party i jeśli chcą przynieść kwiaty to powinny być właśnie w tym kolorze- otrzymacie od razu dodatkową dekoracja. Nie zapomnijcie o odpowiedniej sukience i już możecie otwierać Landrynkowe Party.
Bo czy jest coś przyjemniejszego niż spotkać się w gronie przyjaciół, w ogrodzie, na przyjęciu, w wieczór upalnego letniego dnia? Ja w każdym razie to uwielbiam, w kolorze pink czy każdym innym. Jakby ktoś chciał mnie zaprosić to piszcie koniecznie 🙂
Ps. Przywieszki z cudnymi pieczątkami, które widzicie na butelkach oranżady dostałam dawno temu od jednej z moich kursantek. Miała otwierać z takimi gadżetami sklep internetowy i miała się pochwalić kiedy to się stanie. Minęło sporo czasu a ja cały czas się zastanawiam czy to przedsięwzięcie doszło do skutku, bo z miłą chęcią bym Wam je tu pokazała. Droga kursantko- jeśli to czytasz odezwij się i pochwal…
Ps.2 W sesji pomagała mi moja nieoceniona asystentka Jadwiga Bernie- to właścicielka tych pięknych smukłych ramion trzymających bukiet kwiatów. Jadwigo – wiesz, ze Cię uwielbiam i bez Ciebie nie dałabym rady- dziękuję!
Update z dnia 2016.12.09- jeśli macie ochotę poznać oryginalny (niezweganizowany przez mnie- ten na dole w ramce) przepis na lukier i pierniczki Igi Sarzyńskiej, która jest autorem wszystkich prezentowanych na poniższych zdjęciach wypieków- zapraszam od jutra do kiosków, gdzie znajdziecie styczniowy numer Weranda Country a w nim obszerny materiał gdzie Iga zdradza swoje piernikowe sekrety.
Witam wszystkich świątecznie. Nie wiem czy jest jeszcze jakiś sens po raz kolejny przepraszać za nieregularne bywanie tutaj oraz wieczne opóźnienia w publikowaniu nowych postów. Tyle razy obiecywałam sobie, że to się zmieni. Dziś jednak postanowiłam przestać obiecywać i spojrzeć prawdzie w oczy. Nie jestem robotem a moja doba choćbym nie wiem jak próbowała nie chce się rozciągnąć do 36 godzin. Nie potrafię też wbrew całemu mojemu poczuciu estetyki i perfekcjonizmu pokazywać Wam tu rzeczy miernych, które nie przystają do moich standardów. Powstanie dobrego postu który zawiera rewelacyjne zdjęcia, dobry sprawdzony przepis i na dodatek ciekawą historie to są 3-4 dni wyjęte z mojego życiorysu. Przy zawrotnym tempie rozwoju mojej firmy fotograficznej, dziesiątkach kursantów którzy przewijają się przez moje studio każdego miesiąca, podpisanych kontraktach z zachodnimi agencjami i stałej współpracy z paroma polskimi magazynami wygospodarowanie 3-4 dni na napisanie choćby jednego miesięcznie wpisu zakrawa na cud lub szczerej mówiąc jest po prostu nierealne.
Najchętniej pokazywałabym Wam na blogu już tylko same zdjęcia (których ostatnio robię naprawdę dużo) i przemianowała go na blog fotograficzny. Co Wy na to? Nie obrazicie się na mnie?? Patrząc obiektywnie to czysto kulinarny ten blog i tak nigdy nie był…
No spójrzcie sami! Jaki pożytek z bloga kulinarnego, który publikuje przepis na lukier do świątecznych pierniczków w drugi dzień Świąt?? Czy to nie zakrawa na żart?
Jeśli ktoś jednak uzna, że lukier mimo wszystko mu się przyda (bo jest rewelacyjny nie tylko do pierników)- oto szczegóły.
Pod koniec października fotografowałam słynną kazimierska piekarnię rodziny Sarzyńskich, która słynie z produkcji tradycyjnych kazimierskich kogutów. Mnie jednak bardziej zauroczyły wypiekane tam i pięknie ozdabiane przez jedną z sióstr Szarzyńskich pierniczki.
Iga Sarzyńska jest niesamowitym cukiernikiem i wspaniałą osobą. Poznałyśmy się kiedy przyjechała do mnie parę miesięcy temu na kurs fotografii kulinarnej. Skromność, pracowitość, perfekcjonizm, niezwykły talent i geny pięciu pokoleń cukierników zamknięte w filigranowej, pięknej i pełnej wdzięku młodej dziewczynie. Spod jej ręki wychodzą najpiękniejsze polskie torty weselne, coraz to nowe kolekcje ciasteczek dekorowanych stylem angielskim czy całe osiedla domków z piernika. Iga to klasa sama w sobie i to na światowym poziomie. Jeżeli kiedykolwiek będziecie w Kazimierzu odwiedźcie koniecznie jej butik ze słodkimi kreacjami- poczujecie się jak w bajce. Tutaj macie stronę a tu FB Igi.
Nie muszę chyba dodawać, że wszystkie prezentowane na dzisiejszych zdjęciach pierniki są autorstwa Igi. Nikt kto zna mnie choć trochę nie podejrzewa, ze coś tak pięknego mogło wyjść spod mojej ręki. Iga do dekoracji swoich pierniczków używa klasycznego lukru królewskiego na białkach jak kurzych. Ja jednak nie używam jajek w swojej kuchni postanowiłam więc przepis Igi na idealny lukier zweganizować.
Okazało to się całkiem proste przy użyciu aqua-faby. Lukier okazał się tak samo dobry jak ten Igi i konia z rzędem temu, kto rozpozna, które pierniki na dzisiejszych zdjęciach są zdobione którym lukrem. Spójrzcie poniżej po lewej aniołek z lukrem WEGE po prawej nie. Wyglądają jak bliźniacy? Zawdzięczają to nie tylko wprawnej ręce Igi, (która potrafi zdobić pierniczki tak powtarzalnie jak automat) ale przede wszystkim takiej samej konsystencji i jakości lukrów (!!!). Idealne zdobienie pierniczków lukrem bez jajek było jednym z moich kulinarnych marzeń przez długie lata. Właśnie się spełniło i koniecznie musiałam się tą dobrą nowiną z Wami podzielić.
A teraz mam dla Was jeszcze na dokładkę parę dobrych rad od mistrzyni zdobnictwa piernikowego. Po pierwsze najlepiej zdobić pierniki metalową końcówką specjalnie do tego przeznaczoną (nr. 1 będzie do naszego lukru najodpowiedniejszy). Jeśli nie posiadacie takiego sprzętu, użyjcie woreczka z odciętym rożkiem lub zwiniętego w tutkę papieru do pieczenia. Koniecznie zawiążcie woreczek z drugiej strony aby lukier z niego nie wypadał podczas zdobienia. Jest to ważne ponieważ worka nigdy nie trzyma się za sam koniec lecz tuż przy samej końcówce by móc precyzyjniej nim manewrować. Poniżej Iga prezentuje jak chwytać worek, najpierw oddzielamy kciukiem porcję lukru w woreczku, pozostałe palce dłoni zaginamy i działają one jak pompka lekko naciskając woreczek podczas zdobienia.
Dzięki takiemu trzymaniu i odpowiedniej lekko ciągnącej konsystencji lukru można rysować na piernikach finezyjne wzory. Sekret tego, żeby były równiutkie i proste??? – nie można dotykać metalową końcówką ciasteczek. Dotykamy pierniczka TYLKO na początku tam gdzie zaczynamy naszą linię (tam lukier przykleja się do ciasteczka) potem jednak wyciskamy nitkę lukru w powietrzu i lekko kładziemy ją na ciastku, dotykając ciastka metalową końcówką znowu dopiero tam gdzie linia ma się skończyć. Widzicie o czym mówię?
Jeśli chcemy być precyzyjni i gładko prowadzić rękę z tutką należy oprzeć się stabilnie łokciami o blat, umieść obie dłonie nad ciastkiem. Aby dłoń która trzyma tutkę z lukrem nie drżała i rysowałam proste linie przytrzymujemy i prowadzimy ją palcem wskazującym drugiej dłoni. Tak jak na zdjęciach poniżej.
Kiedy patrzyłam na Igę wszystko wydawało mi się zupełnie proste, ona chyba nawet we śnie z zamkniętymi oczami potrafiłaby lukrem namalować obraz. Mnie nie wychodziło to na początku nawet w połowie tak dobrze jak jej. Jednak stosowanie się do powyższych rad Igi bardzo mi pomogło i szybko moje pierniki stały się dużo ładniejsze. Jak we wszystkim tak i w zdobieniu pierników-praktyka czyni mistrza. Po parudziesięciu próbach zaczęłam dochodzić do wprawy. W końcu większość wzorów w tej koronkowej formie zdobienia to tylko linie i malutkie kropeczki. Sami zobaczcie.
WEGAŃSKI LUKIER KRÓLEWSKI
(idealny do pierniczków)
4 łyżki aqua faba
1 łyżka soku z cytryny
230-250g przesianego cukru pudru (najlepiej firmy Diamant bo jest najdrobniejszy)
1. Wyciśnij sok z cytryny przez sitko i zmieszaj z aqua faba.
2. Dodaj przesiany przez sitko cukier (na początek 230g). W cukrze nie może być żadnych grudek, im drobniejszy twój cukier tym lepszy będzie lukier (podobno najdrobniejszy cukier puder można dostać w delikatesach Mark&Spencer).
3. Ucieraj lukier gałką w makutrze lub łyżką w kubeczku jak kogel-mogel, przez około 7-10 minut, do czasu aż lukier będzie lśniący. (Lepiej nie używać miksera bo ubijanie lukru niepotrzebnie go napowietrza). Gotowy lukier powinien być gęsty i ciągnący, spadać z łyżki wolnym nieprzerwanym strumieniem i nie rozpływać się od razu. Bardzo dobrze jest to widoczne na zdjęciu lukru w miseczce.
4. Reguluj konsystencję lukru dodając więcej cukru lub soku z cytryny.
5. Włóż lukier do worka cukierniczego z jak najcieńszą końcówką (nr.1) zepnij worek klipsem aby lukier nie wypływał z drugiej strony i dekoruj swoje pierniczki. (więcej wskazówek jak dekorować w tekście powyżej).
6. Lukier zastyga po paru minutach (uważaj przy przesuwaniu udekorowanych ciastek), po pół godzinie jest zupełnie twardy. W zastygniętej formie jest dobry do spożycia nawet przez 2-3 miesiące.
Utarty lukier można przechowywać w zamkniętym pojemniku w lodówce do 5 dni. Jeśli się rozwarstwi przed użyciem trzeba bo jeszcze raz utrzeć z odrobiną dodatkowego cukru pudru.
Wiem, wiem, już po sezonie truskawkowym. Miałam zachować przepis na następny rok ale sobie pomyślałam, że przecież szkoda, że możecie użyć innych owoców. Mamy cały czas sezon na: maliny, jeżyny, porzeczki, borówki, jagody, brzoskwinie, winogrona, morele. Wszystkie będą dobre do tego ciasta.
Tort jest bardzo prosty w wykonaniu i cały pachnie oraz smakuje latem. Jeśli nie chce się Wam odcedzać jogurtu użyjcie więcej mascarpone i więcej soku z cytryny do kremu. Jeśli nie macie wegetariańskiej galaretki, użyjcie dżemu lub kisielu owocowego. Dzieci uwielbiają ten tort i chętnie go jedzą (co nie jest taką oczywistością jak wie każda mama). Dlatego z całego serca rekomenduje dzisiejszy przepis jako tort urodzinowy dla Waszych pociech. Podobno w niektórych częściach Polski cały czas są truskawki ( w moim lokalnym warzywniaku w każdym razie sprzedają). A jeśli chodzi o poziomki to każdy kto ma je w ogródku wie, że zaraz zaczną owocować drugi raz. Oczywiście te z ogródka choć większe i czerwieńsze nie mogą się równać smakiem do tych zbieranych w lesie i na dzikich polanach.
Mieszkam w lesie, więc mam tej przywilej, że wystarczy wyjść przed dom by na trawniku pod drzewami nazbierać dzikich leśnych poziomek prosto z krzaczków. Żeby jednak zrobić takie zdjęcie jak poniżej muszę wstać rano i nazbierać świeżych poziomek jako pierwsza. Jak zaśpię poziomki oberwie jakiś domownik lub jeden z naszych licznych gości. To zawsze jest wyścig, tak samo jak z szukaniem grzybów na naszym domowym trawniku (poczytajcie tutaj). W tym roku mi się udało! Moje portfolio poszerzyło się o parę naprawdę dobrych zdjęć poziomek.
Życzę powodzenia z pieczeniem tortu- to naprawdę nie takie straszne jak się wydaje i na pewno nie takie skomplikowane jak brzmi mój opis. Wśród licznych talentów danych mi od Boga nie ma niestety daru „klarownego, skondensowanego i oszczędnego wypowiadania się” 🙂 No cóż! Jak mawiała moja Babcia „nie można mieć wszystkiego bo się od tego w głowie przewraca.” Pozdrawiam upalnie. Lato trwaj!
TORT BEZ JAJEK – TRUSKAWKOWO-POZIOMKOWY
(lub z innymi ulubionymi owocami)
na ciasto:
1 puszka (530g) słodzonego mleka skondensowanego
160 g masła roślinnego
otarta skórka z 1 małej limonki lub cytryny
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 płaskiej łyżeczki sody+ 1 łyżka soku z cytryny
1 i 1/2 szkl maki
4 łyżki wody
1 łyżka kaszy manny+ 1 łyżeczka masła roślinnego do wysmarowania tortownicy (śr.24cm) na krem:
2 jogurty naturalne (po 400g każdy)
500g mascarpone
7 łyżek cukru pudru
7 łyżek soku z cytryny
cukier waniliowy
otarta skórka z całej limonki i pół cytryny dodatkowo:
400g truskawek
garść poziomek
wegetariańska galaretka (używam takich)
listki mięty
cukier puder do posypania
1. Poprzedniego wieczoru wyłóż dno sitka lub durszlaka złożoną parokrotnie gazą lub tetrową ściereczką. Wylej jogurt na sitko, ustaw je na misce do której będzie ściekać serwatka. Wstaw do lodówki. Następnego ranka powinieneś otrzymać jogurtowy serek o konsystencji śmietankowego serka do smarowania pieczywa.
2. Nagrzej piekarnik do 165’C. Tortownicę o średnicy 24cm. nasmaruj masłem roślinnym i wysyp kaszą manną. Odstaw.
2. Do miski wlej mleko z puszki i dodaj masło roślinne. Ubijaj mikserem ręcznym aż otrzymasz puszysta masę. Dodaj skórkę otartą z limonki.
3. Zatrzymaj mikser, wsyp do miski proszek po pieczenia i sodę. Na sodę wylej sok z cytryny (powinno się spienić). Znowu zamieszaj mikserem i dalej miksując wsyp mąkę w dwóch partiach.
4. Na koniec dodaj wodę i wmiksuj ją w ciasto. Powinieneś otrzymać, puszystą i sztywna masę, która nie wyleci kiedy obrócisz miskę do góry dnem.
5. Przełóż ciasto do przygotowanej tortownicy, wstaw do nagrzanego piekarnika i piecz przez około 30-40 minut do złotego koloru i suchego patyczka.
6. W tym czasie, umyj i osusz na papierowych ręcznikach owoce.
7. Do miski włóż zimne schłodzone mascarpone i ser otrzymany przez odcedzanie jogurtu. Zmiksuj mikserem na jednolitą puszystą masę, dodaj cukier, cukier waniliowy, otarte skórki i sok z cytrusów, zmiksuj dokładnie na jednolita dość sztywną masę. Wstaw do lodówki na co najmniej 30 minut.
8. Schłodzone ciasto, przekrój na 2 części ( jeszcze lepiej przekroić je na 3 części i środkowej części nie użyć do tego tortu tylko zjeść osobno) .
9. Włóż jeden krążek ciasta na dno tortownicy (ten krojony z wierzchu ale rozkrojoną częścią do góry, dzięki temu galaretka łatwiej wsiąknie w ciasto). Ułóż na nim grube plasterki truskawek i poziomek tyle ile się mieści w jednej warstwie na cieście.
10. Przygotuj galaretkę zgodnie z instrukcją na opakowaniu (ale użyj tylko 3/4 wody o którą proszono w przepisie). Lekko ostudzoną ale niestężałą galaretką zalej owoce na cieście. Najlepiej zacząć kiedy galaretka jest jeszcze ciepła i robić to łyżeczka po łyżeczce. (Dobrze jest najpierw zrobić próbę naszej tortownicy. Do zapiętej pustej tortownicy wlej wodę jeśli woda przecieka tzn. że tortownica jest nieszczelna i nasza galaretka też wycieknie zanim zdąży stężeć, wtedy dno i boki tortownicy przed włożeniem pierwszej warstwy ciasta na tort trzeba wyłożyć papierem do pieczenia lub folia aluminiową, którą należy usunąć kiedy galaretka zastygnie).
11. Wstaw ciasto zalane galaretką do lodówki aż stężeje (galaretki wegetariańskie mają w sobie pektyny a te ścinają się znacznie szybciej niż żelatyna, wystarczy 10-15 minut).
12. Na schłodzoną stężałą galaretkę wyłóż krem jogurtowo-mascarponowy. Powciskaj w niego pozostałe owoce (zostaw trochę do dekoracji). Przykryj drugą warstwą ciasta i posyp obficie cukrem pudrem po wierzchu.
13. Udekoruj plastrami lub kawałkami truskawek oraz listkami mięty.
14. Schłodź w lodówce przez co najmniej godzinę ale podawaj nie prosto z lodówki lecz lekko ocieplone.
Możesz oczywiście użyć do ciasta innych owoców jak maliny, borówki, porzeczki, agrest, mango, banany, winogrona. Jeśli nie masz galaretki truskawkowej to użyj jakiejkolwiek ale zamiast na wodzie zrób ją na niesłodzonym kompocie truskawkowym. Jeśli upieczesz ciasto wcześniej i ma ono czekać na przełożenie kremem, włóż je do foliowej torebki inaczej szybko wyschnie i stwardnieje.