Przypominam, że na Green Morning trwa urodzinowy konkurs, w którym można wygrać darmowe warsztaty fotografii kulinarnej. Do zamknięcia zostało już tylko 7 dni. Szczegóły i regulamin znajdziecie tutaj.
Jestem bardzo wybrednym konsumentem i naprawdę trudno zadowolić moje podniebienie (nawet mnie samej). Wiedzą o tym domownicy, którzy wprowadzili dla mnie całkowity zakaz marudzenia przy stole. Inaczej wiecznie bym narzekała, że to czy tamto danie mi nie wyszło, że jednak mogłoby być lepsze, bardziej słone, mniej lub bardziej przypieczone, ciutkę pikantniejsze itd. Narzekałabym tak długo aż w końcu zepsułabym wszystkim apetyt oraz frajdę ze smacznego posiłku. „To nie tak”, „tamto jeszcze gorzej”- klasyczna perfekcjonistka, która podaje obiad poprzedzając go długą listą, co mogłoby smakować lepiej i co jej zdecydowanie nie wyszło tak jak powinno.
Czasami zdarza się jednak, że perfekcjonistka wcale nie ma ochoty na narzekanie a wręcz przeciwnie zajada z wielkim apetytem. Milczy nie dlatego, że ma zakaz narzekania tylko dlatego, że właśnie kontempluje coś przepysznego. Wygląda na ukontentowaną i spokojną. Jednak to tylko pozory. W jej głowie właśnie odbywa się wielka gonitwa. To jej umysł biega w kółko jak oszalały krzycząc „Jak to było, jak to było!” i próbuje sobie przypomnieć jakie przyprawy, składniki i proporcje zostały użyte podczas przygotowywania potrawy. Tak się najczęściej dzieje (przynajmniej w mojej kuchni- czy w Waszych również?), że największe odkrycia kulinarne powstają przez przypadek, mimochodem, wtedy kiedy najmniej się o to staram. Kiedy spontanicznie powrzucam trochę tego czy tamtego do garnka. Kiedy zabrakło jakiegoś składnika, lub kiedy mam jakiegoś w nadmiarze. Kiedy coś poszło nie tak lub kiedy musiałam „ratować coś awaryjnie” schodząc ze ścieżki wydeptanej przez rutynę.
Lubię takie sytuacje i lubię gotować spontanicznie. Lubię być zmuszana do porzucania rutyny i komponowania dania z tego co znajdę w ogródku lub lodówce. Nie należę do tych kucharzy, którzy rozpisują jadłospisy tygodniowe i jeżdżą do sklepu z listą zakupów. Wręcz przeciwnie, uwielbiam kiedy moja lodówka świeci pustkami i otwierając ją muszę się nieźle nagłówkować jak to wszystko połączyć w jakieś ciekawe danie. Jeśli lodówka jest pełna moich ulubionych produktów- możecie być pewni, że pójdę na łatwiznę i ugotuję coś sprawdzonego, co przyrządzałam już tysiąc razy i pewnie mogłabym to zrobić z zamkniętymi oczami (A propos- gotowaliście kiedyś z zamkniętymi oczami? Spróbujcie- niesamowite doświadczenie!). Dzisiejsza sałatka powstała właśnie w taki spontaniczny sposób. Zaczęło się od resztki kaszy jaglanej z obiadu, przesuwanej przez domowników z miejsca na miejsce i jakoś przez nikogo niechcianej. Doszły do tego łodygi ucięte z selerów (korzenie upieczone z przyprawami stanowiły dodatek do kaszy jaglanej pałaszowanej na obiad) oraz ogórki przyniesione z ogrodu. Dalej już poszło bardzo sprawnie- klasyczne sprzątanie lodówki- w której znalazłam kukurydzę, pora, paprykę i awokado. Na koniec odrobina luksusu- smażone nerkowce. Powstała bardzo subtelna sałatka, której najmocniejszym smakiem jest anyżkowy aromat łodyg selera. Świeże łodygi selera zerwane prosto z ogródka pachną przepięknie- jak najlepsze perfumy, sprawdźcie to koniecznie!
Sałatka jest świeża (ogórki, papryka) a za razem sycąca (kasza, orzechy) i lekko słodkawa (kukurydza i seler). Śmiało może stanowić osobny posiłek. Będzie idealna np. na lunch do pracy. Dla mnie po prostu pyszna. Jeśli do tego dodamy, że jest wegańska, bezglutenowa, prosta w przygotowaniu i wygląda bajecznie kolorowo to czyni ją daniem zdecydowanie wartym wypróbowania. Polecam- szczególnie wszystkim kuchennym perfekcjonistkom- będziecie milczeć przy stole- obiecuję.
do ugotowania kaszy: 1/2 szkl. kaszy jaglanej
1 szkl. gorącej wody
1 łyżka masła lub oleju
1/3 łyżeczki asafetydy (można pominąć)
1/2 łyżeczki soli
do sałatki: 1 szkl. obranych i pokrojonych w kostkę ogórków
1/2 szkl. kukurydzy z puszki
1/2 awokado (pokrojone w kostkę)
1/2 małej czerwonej papryki (drobno pokrojonej)
3/4 szkl. orzechów nerkowca
1/3 szkl. pokrojonych łodyg selera (zwykłego, nie naciowego)
5cm kawałek pora (zielona część, pokrojony w cieniutkie plasterki) 4 łyżki oleju
sól, pieprz, sok z cytryny
1. W małym garnuszku o grubym dnie rozgrzej masło (w wersji wegańskiej olej) dodaj asafetydę i smaż przez 10 sekund. Wsyp kaszę jaglaną i smaż przez minutę cały czas mieszając. Zalej gorącą wodą, dodaj sól, zamieszaj i przykryj szczelnie pokrywką.
2.Poczekaj aż woda w garnku zacznie bulgotać- wtedy zmniejsz ogień pod garnkiem do minimum (tak, że prawie nie widać płomienia) i pozwól kaszy gotować się pod przykryciem do czasu aż wchłonie całą wodę. Nie mieszaj kaszy pod żadnym pozorem.
3.Poczekaj aż kasza ostygnie i przełóż ją do dużej miski rozdrabniając ręką tak aby otrzymać pojedyncze ziarenka.
4. Na malutkiej patelni (jeśli jest większa użyj więcej oleju) rozgrzej olej i dodaj do niego orzechy. Cały czas mieszając usmaż je do złotego koloru. Wyłóż orzechy do miski z kaszą. Pozostaw olej na patelni.
5.Pokrojone łodygi selera (teraz jest na nie dobry czas bo sprzedają selery z zieleniną) wrzuć na olej i smaż przez 2-3 minuty cały czas mieszając aż lekko zmiękną. Dodaj wraz olejem do kaszy.
6. Wsyp do sałatki pozostałe składniki i delikatnie wymieszaj.
7. Dopraw solą, pieprzem i sokiem z cytryny.
Możesz dodać do sałatki swoich ulubionych ziół. Ja dodałam kwiatków cebuli i delikatnych młodziutkich listków mięty.
Ciasto do zakochania! Najłatwiejsza drożdżówka na świecie! Bez zagniatania, bez rozczynów, bez innych magicznych czynności. Jeśli nigdy nie wychodzi Ci ciasto drożdżowe lub uważasz je za skomplikowane do zrobienia- to jest przepis dla Ciebie. Składniki miesza się wieczorem łyżką w misce, wykłada na blaszkę i zostawia w lodówce na noc aby… następnego ranka wyjąć gotowe wyrośnięte ciasto, wstawić do piekarnika i mieć pachnące, ciepłe i pyszne ciasto na śniadanie. Brzmi dobrze i prosto? Piekąc ciasto do tego wpisu nie wkładałam go nawet na noc do lodówki (zepsuła mi się ostatnio i od tygodnia czekam na Pana z serwisu) tylko zostawiłam na blacie w zimnej kuchni. Ciasto wyszło fantastyczne- chyba nawet lepsze niż z lodówki. Oryginalny przepis wieki temu dostałam od mamy moich dwóch serdecznych przyjaciółek. Wspaniała kobieta, która często gościła mnie i bandę kolegów i koleżanek swoich córek w swoim pięknym domu w Szczecinku. Pozwalała nam korzystać ze swojego ogrodu, piekła i gotowała dla nas same pyszności (między innymi podobną drożdżówkę), była tak życzliwa i dobra, że wszyscy zwracaliśmy się do niej per „Mamo” a jej słynne drożdżowe ciasto nazywaliśmy „Drożdżówką Mamy ze Szczecinka”. Korzystając z okazji pozdrawiam mamę moich przyjaciółek bardzo serdecznie, choć nie mieszka już ona w Szczecinku (w tym pięknym domu z ogródkiem) lecz w Bornym Sulinowie to dla mnie zawsze pozostanie „Mamą ze Szczecinka”. Przez lata oryginalny przepis na ciasto przeszedł wiele moich modyfikacji i był pieczony w różnych wersjach. Ta ostatnia z porzeczkami i migdałową skorupką na wierzchu bardzo przypadła nam do gustu. Ciasto jest bogate, nie rośnie zbyt wiele ale nie jest ciężkie. Smakiem bardziej przypomina ucierane ciasto niż drożdżówkę. Smacznie „się starzeje” (jak na ciasto drożdżowe) tzn. że na drugi dzień jest prawie tak samo dobre.
To z pewnością jeden z tych przepisów, które zapiszę mojej wnuczce (jeśli taką będę miała) do magicznego kulinarnego zeszytu, który odziedziczy po mojej śmierci. Drożdżówka ta znajdzie się więc w „panteonie przepisów, które powinny zostać ocalone od zapomnienia”. To duże wyróżnienie i bardzo dobrze świadczy o tym cieście. Spróbujcie koniecznie- to ciasto powinno stać się waszym przyjacielem w sezonie letnim-jest jednym z najlepszych drożdżowych ciast pod owoce jakie udało mi się piec w mojej 20 letniej przygodzie z ciastami bez jajek.
na migdałową skorupkę: 1/2 kostki masła 3/4 szkl. cukru 80g migdałów w płatkach 3 łyżki mleka 1 łyżeczka mąki olejek cytrynowy lub migdałowy (parę kropli)
2 szkl. czerwonych porzeczek lub innych owoców
Ciasto:
1. Mleko zagotuj w garnuszku, ściągnij z ognia i dodaj masło pokrojone w kawałki, mieszaj do czasu aż się rozpuści i pozostaw do ostygnięcia (ma być ciepłe, nie gorące, nie zimne).
2. Drożdże wkrusz do miski dodaj cukier, cukier waniliowy i utrzyj drewnianą łyżką do czasu aż drożdże się rozpuszcza (około 1-2 minuty). Dodaj sok i skórkę z cytryny, utrzyj ponownie przez chwilę.
3. Do utartych drożdży wlej ciepłe (nie gorące!) mleko z masłem, zamieszaj, dodaj pozostałe składniki i mieszaj łyżką do czasu aż nie będzie grudek z mąki.
4. Wysmaruj masłem blaszkę do pieczenia (możesz użyć dużej tortownicy lub prostokątnej blaszki 24/30cm) i wyłóż ciasto na blachę. Zamocz ręce z wodzie i rozprowadź mini ciasto równomiernie po całej powierzchni blaszki.
5. Owoce umyj i dokładnie osusz na papierowych ręcznikach (muszą być idealnie suche!). Wysyp je równomiernie na ciasto.
Kruszonka:
6. Składniki na kruszonkę włóż do miski i rozcieraj w palcach do czasu aż otrzymasz coś na kształt kruszonki. Posyp kruszonką ciasto.
7. Tak przygotowane ciasto przykryj ściereczką i pozostaw w zimnym miejscu na około 10-12 godz. (może to być lodówka, spiżarka lub inne zimniejsze miejsce w domu).
8. Po tym czasie wstaw ciasto do zimnego piekarnika i ustaw temperaturę na 180’C, niech ciasto rośnie wraz z temperaturą w piekarniku. Od czasu kiedy temperatura osiągnie 180’c piecz ciasto około 40-50 minut.
Migdałowa skorupka:
9. W międzyczasie rozpuść w malutkim garnuszku masło dodaj cukier i mieszaj do czasu aż cukier się rozpuści, dodaj płatki migdałowe i smaż przez pół minuty. Dodaj mleko, zamieszaj, dodaj mąkę zamieszaj parę razy i zdejmij z gazu.
10. 10 minut przed końcem pieczenia delikatnie wysuń ciasto z piekarnika i nałóż na nie jeszcze ciepłą masę migdałową. Nakładaj łyżką w różne miejsca na wierzch ciasta, nie musisz rozsmarowywać masa rozpłynie się po cieście.
11. Wstaw ciasto z powrotem do piekarnika (na wyższy poziom), włącz termo-obieg (jeśli masz) i zapiekaj migdałową masę do czasu aż zrobi się złota.
12. Podawaj ciasto na ciepło lub zimno. Najlepiej smakuje ze szklanką zimnego mleka.
Możesz upiec to ciasto z innymi owocami jak: jabłka, truskawki, śliwki, morele, wiśnie, jagody. Upewnij się tylko aby były jak najsuchsze i nie puszczały soku. Jeśli owoce są bardzo dojrzałe, możesz nałożyć je na ciasto dopiero rano. Możesz również użyć mrożone owoce- nie rozmrażaj ich- tylko włóż zamrożone do ciasta, rozmrożą się w lodówce podczas leżakowania ciasta. Możesz upiec też ciasto bez owoców. Jeśli uznasz ciasto za mało słodkie możesz polać je lukrem lub posypać cukrem pudrem.