Dla nas „ludzi Północy” pomarańcze to po prostu pomarańcze, cytryny to cytryny a mandarynki dzielą się na te z pestkami i te bez. Jednak dla przeciętnego Sycylijczyka- rodzina owoców cytrusowych jest jak jego własna: wielopokoleniowa, z dużą ilością kuzynów, kuzynek, cioć, wujków, stryjków i innych powinowatych. Fotografując ostatnio różne odmiany cytrusów dla sycylijskiej firmy InCampagna zrozumiałam jak uboga jest moja wiedza w tej materii. Oto czego dowiedziałam się w zaledwie parę dni. Bogactwo sycylijskich cytrusowych smaków oraz naszą indolencję w tej kwestii najlepiej uzmysłowić sobie na przykładzie polskich jabłek. Wyobraźcie sobie, że przychodzicie na wasz lokalny bazar i znajdujecie tam tylko jedną odmianę „plastikowych”, woskowanych, zielonych, nowozelandzkich jabłek. Nikt nawet nie słyszał o waszych ulubionych papierówkach, antonówkach czy malinówkach. Nie ma koszteli, szarej renety, landsberskiej, boikenów! Nie ma nawet popularnych „nowoczesnych” kortlandów ani czempionów czy ligoli. Są tylko „jabłka”. Brzmi jakby Wam ktoś nagle zabrał prawo wyboru a świat wokoło przestał być kolorowy??
A teraz wyobraźcie sobie, że tak samo jak my kochamy jabłka, Sycylijczycy uwielbiają cytrusy. Na całej wyspie w większości przydomowych ogródków w samym ich środku pyszni się jakieś drzewo cytrusowe. Nawet przy tych licznych na Sycylii, opuszczonych i zaniedbanych wielkich posiadłościach można spotkać na środku dziedzińca drzewo owocowe. Najczęściej jest to cytryna. Ale nie-byle-jaka. Np. Femminello albo jeszcze lepiej cytryna Piritto. Odmiana o bardzo aromatycznej skórce, dużym albedo (albedo to biała część miąższu) i wielkich owocach. Lokalnie nazywana Cedro (cytronem) ale spór o nazwę jest zarzewiem konfliktu z południem kontynentalnych Włoch, gdzie twierdzi się, że Cedro sycylijskie to tylko „podróbka”. Sycylijczycy oczywiście uważają, że ich Cedro jest najlepsze na świecie i to z Południa Włoch nawet się do niego nie umywa. Piritto z południa Włoch niestety nie próbowałam natomiast to Sycylijskie podbiło moje serce od pierwszego kęsa (jest przepyszne) i wejrzenia (jest przepiękne). No spójrzcie tylko.
Jeśli na dziedzińcu nie rośnie cytryna, z pewnością będzie to pomarańcza. A jeśli pomarańcza to koniecznie czerwona. ” Trzy sycylijskie krwiste siostry” to: Tarocco, Moro i Sanguinello. Dojrzewają tylko zimą. Żeby pięknie się wybarwić potrzebują dużej różnicy temperatur pomiędzy dniem i nocą. Dzięki nim tak łatwo na Sycylii dostrzec globalne ocieplenie klimatu. Zbiory czerwonych pomarańczy co roku opóźniają się o parę dni. Sycylijska zimą, przestaje być już wystarczająco zimna dla Sycylijskich pomarańczy.” Jak tak dalej pójdzie, wkrótce będziemy uprawiać tu daktyle”- żartują lokalni farmerzy, choć wcale im nie do śmiechu.
Czerwone pomarańcze mają najwięcej witaminy C ze wszystkich odmian na świecie. Są lekko kwaskowe ale zarazem niesamowicie słodkie, szczególnie odmiana moro, która wybarwia się prawie aż na czarno i wtedy jest najsłodsza (moro znaczy czarny człowiek). Inaczej jest z Tarocco, ta mieni się całą cytrusową tęczą przez pomarańcz, karmazyn, rubin aż do głębokiej purpury. Natomiast Sanguinello wybarwia się najsłabiej ale za to ma najbardziej malinowy aromat oraz lekką goryczkę.
Czas triumfów i popularności czerwonych pomarańczy przypadał na lata 60-te i 70-te. Potem nastała era „blondynek”. Właśnie tak, trochę lekceważąco, mówi się tutaj o owocach jasnego koloru. Blondynki mają skórkę grubszą, większe owoce, są dużo słodsze i bezpestkowe. Nie ceni ich się jednak tutaj tak bardzo jak na całym świecie, choć oczywiście uprawia się powszechnie. W szczególności te odmiany, które owocują jesienią i wiosną czyli poza sezonem na czerwone pomarańcze. Na przykład takie „Lane Late” można zbierać aż do końca maja. Odmiana należy do grupy pomarańczy Navel.
Navel znaczy pępek. Tak, (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało!) niektóre pomarańcze mają pępek. Przyjrzyjcie się uważnie dołowi owocu popularnej w Polsce odmiany Novelina (a tak naprawdę Navelina od „Navel” właśnie) a zrozumiecie o czym mówię. Pępek u pomarańczy oznacza najczęściej, że owoc ma w środku tzw. rozetę czyli mniejszy niewykształcony do końca drugi owoc, jakby dziecko. Stąd pomarańcze typu Navel wyglądają jakby był ciężarne.
Oprócz rudych (czyli czerwonych) i blondynek mamy jeszcze gorzkie pomarańcze. Owoce tej odmiany faktycznie są gorzkie z gruba niezwykle aromatyczną skórką oraz dużą ilością pestek. Używa ich się głównie do wyrobu dżemów i marmolad, choć niektórzy Sycylijczycy (na Sycylii bardzo ceni się gorzkie smaki w kuchni) jedzą je prosto z drzewa. To również najbardziej odporne ze wszystkich na Sycylii drzew cytrusowych. Stąd na jego pniach szczepi się prawie wszystkie inne odmiany. Jeśli zasadzisz pestkę jakiejkolwiek odmiany szczepionej na gorzkiej pomarańczy wyrośnie nie ta odmiana a właśnie gorzka pomarańcza (jeśli nic nie pomieszałam choć upewniałam się 3 razy, takie mi się to wydawało dziwne). Dlatego pomarańcze w sadach rozmnaża się szczepiąc z gałązek a nie sadząc z pestek (zupełnie tak samo jak nasze jabłonie).
Zakręciło Wam się już w głowie od tej cytrusowej wiedzy? Nie? To jeszcze Wam powiem, że klementynka (wbrew temu co sądzi wielu z nas, łącznie ze sprzedawcą w moim warzywniaku) to nie jest odmiana mandarynki. To są dwa zupełnie inne gatunki owoców cytrusowych. Zresztą i mandarynki i nektarynki są na Sycylii uprawiane w wielu różnych odmianach. Och i są jeszcze grejpfruty i kumquaty i satsuma (owoc podobny wyglądem do mandarynki). I pewnie wiele innych gatunków, których nie udało mi się zobaczyć i poznać przez te krótkie parę dni.
Choć osobiście, uznaje się za wielbiciela cytrusów, dopiero na Sycylii zrozumiałam jak różnorodnie i pysznie mogą smakować te owoce. Kiedy masz tą niesamowitą okazję wędrować po sadach i smakować różnych odmian prosto z drzew- natychmiast dostrzegasz pomiędzy nimi ogromne różnicę. Uczysz się nie tylko różnych smaków i aromatów ale również kształtów, kolorów i gabarytów. Niektóre odmiany rosną kiściami jak winogrona, niektóre na pojedynczych cieniutkich gałązkach. Jedne drzewa są wielkie i rozłożyste inne malutkie i uginające się pod ciężarem owoców. Wszystkie jednakowo ciekawe, intrygujące i piękne. Przez pierwsze dwa dni w tym cytrusowym raju zachowywałam się jak japoński turysta, fotografowałam wszystko, absolutnie wszystko co objawiło się przed moim obiektywem. Dopiero po dwóch dniach ochłonęłam i zaczęłam robić to po co tam tak naprawdę pojechałam. Wróciłam z głową pełną wiedzy i laptopem wypełnionym tysiącem zdjęć oraz wielkim nadbagażem dodatkowo zabranych do fotografowania owoców. Przywiozłam z Sycylii mnóstwo wspomnień, niesamowity materiał do mojego portfolio oraz nowe, piękne przyjaźnie. Przywiozłam jeszcze jedną bezcenna dla mnie rzeczy.
W końcu (chyba) zrozumiałam co chcę robić jako fotograf. Odkryłam, że wcale mnie tak nie fascynuje fotografowanie gotowego jedzenia. Spójrzcie tylko do mojego portfolio a od razu zauważycie, że więcej tam zdjęć warzyw, owoców, grzybów i ziół niż przyrządzonych z nich potraw. To one fascynują mnie jako fotografa najbardziej i wydają się najpiękniejszym obiektem do portretowania. Ktoś ostatnio napisał mi w liście, że „pięknie portretuje jedzenie” a ja zdałam sobie sprawę, ze dokładnie to właśnie robię – wykonuje zdjęcia portretowe. Cóż to, że moje modelki są trochę inne niż się ogólnie przyjęło. Ja cały czas robię to co każdy porządny portrecista robić powinien- pokazuje moich modeli z jak najlepszej, najpiękniejszej strony a co ważniejsze staram się zrozumieć ich charakter, indywidualność i historię którą w sobie noszą.
Więc jak już kiedyś dorosnę (jako fotograf) ….. chcę właśnie być …….Portrecistką warzyw i owoców. Aby je lepiej zrozumieć będę jeździć do miejsc gdzie się je uprawia i portretować je w ich naturalnym środowisku. Od momentu kiedy kiełkują aż po czas zbiorów. A potem będę to robić także w moim studio, pokazując je inaczej, piękniej, ciekawiej. Podczas wyprawy na Sycylię zrozumiałam, że mogę i potrafię to robić i jeszcze mam z tego dużo frajdy. Teraz tylko trzeba by stworzyć do tego jakiś realny biznes plan. Ciekawe czy z takiego „portretowania” dałoby się żyć? Jak myślicie?
Ps. Moi Drodzy, dziś dałam radę napisać tylko o cytrusach. Za to następnym razem opowiem Wam o wspaniałych ludziach, którzy te owoce na Sycylii uprawiają. Do przeczytania wkrótce!
Niesamowita wiedza, bardzo jest ciekawa i pięknie podana. Dziękuję 🙂
Tez zakochałam się w cytrusowych )))
No to jesteśmy dwie zakochane 🙂
CUDOWNOŚCI! I do tego jadalne! Pięknie sfotografowane!!!!
Dziękuję. Mnie tez się podobały, bo to takie supermodels wśród owoców.
Człowiek uczy się przez całe życie…, baardzo ciekawy wpis, zdjęcia cudowne – jak zwykle:), życzę powodzenia w realizacji planów, pozdrawiam:)
Dziękuję za życzenia, przydadzą się na pewno. Grunt to wiedzieć czego się w życiu chce potem już jest z górki .
Cytrusy podobne do siebie, a jednak każdy inny…
Jak ludzie! Wspaniała RODZINA! Bardzo inspirująca. Zdjęcia w sadzie cytrusowym – BOSKIE! Czy to mozliwe, że w zimie jest na Sycylii tak zielono??
Jedżmy tam!
To jest raj, cały rok jest zielono 🙂
Edyto,
jeszcze raz pięknie dziękuję za całą pomoc. Była nieoceniona.
Do zobaczenia wkrótce, mam nadzieję.
Która to jest czarna pomarańcza bo nadal nie wiem
Piękne zdjęcia i świetny pomysł – będziemy mieli w Polsce warzywno-owocową portrecistkę!
A Tarocco dla mnie smakuje nutą truskawek.. 🙂
A dla mnie moro jak czarna porzeczka.
Piękne, te Twoje zdjęcia aż chciałoby się schrupać takie pyszności-teraz już,natychmiast
ja mam to szczęście,że w mojej miejscowości owoce z Sycylii- już są -:) a ja zaraz przygotuję sobie z nich pyszny sok
zdjęcia warzyw i owoców mnie też wzruszają a ich uprawa skradła moje serce już dawno temu i trzyma do dziś, powodzenia w portretowaniu
ps. najbardziej kocham kadry wykopywanych z ziemi ziemniaków-jest w tych kuleczkach coś pięknego
pozdrawiam
Tak, do ziemniaków się przymierzam już drugi rok z rzędu. W tym roku posadzę ich więcej w ogrodzie i będę „portretować”.
Jestem pod dużym wrażeniem. Bardzo interesujący tekst. Niesamowita wiedza. Poszperałam jeszcze na Twoim blogu. Masz nową fankę 🙂 Zdjęcia obłędnie piękne ! Mam się od kogo uczyć. Serdecznie pozdrawiam.
Witaj Agnieszka na GreenMorning, rozgość się i czuj jak u siebie w domu. Miło Cię tu usłyszeć.
Piękne zdjęcia, z takim okiem do owoców i warzyw na pewno da się wyżyć 🙂 Marzę o prawdziwych owocach, a nie tych nasączonych chemią aż do pestek, których prawie nie mają 🙂
Kabeo, ta firma u której fotografowałam wysyła do Polski kartony ekologicznych pomarańczy klientom indywidualnym. wiem, ze dużo dziewczyn zamawia u nich od lat i sa bardzo zadowolone spróbuj może. Byłam widziałam sprawdziłam naprawdę sa ekologiczne i pyszne.
https://incampagna.pl/pl/
Przepiękne zdjęcia, nie mogę się na patrzeć! 🙂 Masz niewątpliwie wielki talent do fotografowania warzyw i owoców, spokojnie możesz zostać ich portrecistą. Zawsze dobrze jest znaleźć swoją niszę 🙂
Również bardzo ciekawe informacje, znałam pomarańcze gorzkie i czerwone, ale nie miałaś świadomości, że jest tyle ich odmian. Teraz będę patrzył inaczej na cytrusy 🙂
Pozdrawiam 🙂
Zuzia, to co tutaj pokazałam to tylko wierzchołek góry lodowej. Samego Tarocco mają w InCampagna 6 czy 7 rodzajów. A blondynek też tam sporo innych odmian.
A fotografowałam tylko to co akurat teraz owocuje. A przecież sezon na pomarańcze trwa od września do czerwca.
zakochałam się w Twojej relacji, chętnie sama bym pofotografowała takie wspaniałości. Wielki szacun za wspaniałe zdjęcia i cudna relację.
Dziękuję bardzo. Jakbyś faktycznie chciała pofotografować takie wspaniałości to ja za jakiś czas planuje zorganizować na tej farmie wyjazdowe warsztaty fotograficzne, zapraszam jakbyś była chętna.
Pani Kingo, to byłby niesamowity pomysł! Jestem chętna już dziś!
Pani Magdo,
proszę o krótkie info na maila. Napiszę do Pani jak będę znała szczegóły i daty wyjazdu.
Kinga, bardzo Ci za ten post dziękuję. Smak cytrusów prosto z drzewa, a zwłaszcza ich obłędny zapach unoszący się w powietrzu to jedno z najpiękniejszych wspomnień z mojej ukochanej Sycylii. Różnorodność cytrusów rzeczywiście przyprawia tam o zawrót głowy i niekontrolowane wybuchy radości. Pięknie udało Ci się to oddać zdjęciami. I dzięki Tobie już jakiś czas temu odkryłam InCampagna.
Aga, cała przyjemność po mojej stronie. Ja się też chyba w tej Sycylii trochę zakochałam i na pewno tam wrócę.
Pozdrawiam
Przyciągnęły mnie tutaj te cytrusy. Poluję u nas na te czerwone, sycylijskie pomarańcze, bo żadne nie mają tak pysznego soku.
Cieszę się resztkami kumwkatów i citrofortunellą z własnych drzewek. Mam też limetę – z zielono-żołtymi owocami i słodkim, aromatycznym miąższem, nieprzypominającym innych cytrusów.
A co do fotografii owoców i warzyw – świetny pomysł, tylko nie mam pojęcia jak się takie coś sprzedaje:)
Widziałaś rysunki owoców i kwiatów Redoute’a? Był rysownikiem Józefiny, żony Napoleona i spełniał wówczas rolę aparatu fotograficznego:).
Gabrysiu,
Och! Gdybym miała talenty Pierra Rodoute to bym nie potrzebowała aparatu. Oczywiście wiem kim był, reprodukcje jego róż wiszą w mojej pracowni 🙂
Zdjęcia przecudne, miło było popatrzeć 🙂
Dziękuję Aniu!
Cudownie to robisz, napatrzeć się nie mogę, przy okazji nabralam ochoty na cytrusy, dosłownie ślinka leci.
Mistrzostwo !
Pięknie, cudne, zachwycające:-), cytrusy w całej swojej prostocie, zakochałam się:-). Kingo ja już od jakiegoś czasu mam podobne odczucia co do fotografii żywności i zdecydowanie większą przyjemność sprawia mi fotografowanie ” żywego” food model niż gotowej potrawy:-). I podobnie jak Ty zastanawiam się czy można z takiej fotografii wyżyć:-). Aktualnie powstaje moja nowa strona internetowa poświęcona właśnie fotografii żywności z naciskiem na świeże produkty:-). Już nie mogę doczekać się prac końcowych by móc się podzielić:-). Trzymam kciuki za Ciebie i Twoje plany tak samo mocno jak i za siebie:-). Ściskam!
Olimpia, trzymak kciuki i pochwal się koniecznie, jak strona będzie aktywna. Pójdę podziwiać.
Przepiękne zdjęcia! Nic więcej nie napiszę, bo wracam do oglądania, po raz kolejny…
Miłego oglądania.
Pamietam, jak rozmawialysmy o tym wyjezdzie, a tu juz po i sesja piekna jak zwykle. Teraz lepiej widze jej zaplecze 🙂
Mam pytanie. Moze wiesz (pewnie tak) Kinga, jak gatunki, kotre przedstawilas maja sie do podzialu na pomarancze stolowe i na sok?
Tu w Belgii nauczylam sie wybierac cytrusy pod katem ich przeznaczenia i do tej pory myslalam, ze np. Moro sa przede wszystkim na sok a Tarocco to raczej pomarancze stolowe. Ale podejrzewam, ze byc moze kazda odmiana ma 2 wersje albo tez – ze podzial na sok/stolowe jest sztucznym podzialem – jesli nie chwytem marketingowym lub zwyklym naciagactwem – bo rozne odmiany maja rozna soczystosc i zaleznie od tego przyznaje sie im okreslone przeznaczenie w momencie pakowania.
Prosze daj mi znac, kiedy bedziesz organizowac na Sycylii swoje warsztaty – moze tym razem termin mi podpasuje…
Moc serdecznosci Ci posylam
Anna
Aniu,
Moim zdaniem wersja deserowa (twoja stołowa) to są po prostu większe gabarytowo pomarańcze a te na sok są mniejsze. Większość owoców sortuje się wg wielkości i tak właśnie klasyfikuje. Nie sądzę aby Moro miało więcej soku niż Tarocco.
Są różne odmiany moro ale większość tych które widziałam mam dość małe owoce i cienką skórkę może to kwalifikuje je bardziej jako odmiany na sok. Nie słyszałam na Sycylii o takim podziale odmian więc to raczej wymysł marketingowców.
Choć oczywiście mogę się mylić.
Jak już ogranę te warsztaty to dam znać. Najpierw muszą w Incampagna, dokończyć budowę pokoi gościnnych.
pozdrawiam
Kinga
Aż tylu nie znałam 😉 I rozumiem Sycylijczyków, czułam się tak w Kraju Basków, gdzie miałam aż 2 gatunki jabłek do wyboru i na pytanie, czy ja znam więcej, po wymienieniu przeze mnie 17 odmian stali z otwartymi oczami, a ja też, uzmysłowiwszy sobie, ile ich znam, i że to nie są wszystkie ;).
Zdjęcia pomarańczy na płótnie nie muszę pisać, że piękne ;), przypominają ryciny z zielnika 😉
Piękne zdjęcia, oglądam je bez końca
Dziekuje za nie
Często wracam do tego posta, bo go uwielbiam – za świeżość, piękno. Zdjęcia jak zawsze rewelacyjne.
Dziękuję Magdo.
piękne zdjęcia!
cytrusy uwielbiam, szczególnie te sycylijskie, InCampagna’ijne, też się nimi zachwycam… Twoje fotografie mają cudowny klimat.
pozdrawiam serdecznie, i zapraszam do mnie.
Pingback: Bezglutenowe ciasto z maki kukurydzianej z czerwonymi pomarańczami |
Pingback: Odmiany pomarańczy – Pomarańcze Biznes
Dzisiaj w sklepie zobaczyłam pomarańcze Moro. Z ciekawości kupiłam, a w domu do komputera dowiedzieć się więcej. Są lekko kwaskowe /jeszcze miąższ nie jest czerwony/ a takie mi smakują. Dziękuję za przewodnik po sycylijskich cytrusach i czekam na więcej. Pozdrawiam
WOW ! pięknie napisane … do tego połączyłaś Sycylię z Cytrusami 🙂 Mam drzewko odmiany Moro. Dzięki temu tu trafiłem i nie żałuje !!! czytało się bosko 🙂 Gdzie jest ten materiał o ludziach z Sycylii ?
Pozdrawiam!
Nerantzi (Νεράντζι) – nazwa gorzkich pomarańczy po grecku 🙂
Dziękuję za ustrzeżenie kilograma mandarynek przed wyrzuceniem na śmietnik 🙂 po rozkrojeniu, stwierdziłam,że są popsute,bo mają czerwone zacieki. Teraz wiem,że to Sanguinello 🙂 Choć tak było napisane na opakowaniu, nic mi ta nazwa nie mówiła. No cóż człowiek uczy się całe życie. Piękny tekst i jeszcze piękniejsze zdjęcia !!
Trafiłem tutaj przypadkiem i bardzo dziękuję za pomoc! Miałem problem, bo kupiłem pomarańcze moro i pierwszy raz się z nimi spotkałem. Jak je obrałem to ta głęboka czerwień przechodząca w czerń mnie bardzo zaniepokoiła, myślałem, że są do wyrzucenia… ale stwierdziłem, że sprawdzę w necie 😀 dzięki za uratowanie tego kilograma pyszności, są świetne!
Proszę bardzo.
Rewelacja! Przepadłam jako miłośniczka Włoch, cytrusów i fotografii. Piękne zdjęcia i opisy, aż się rozmarzyłam… 😉
No cóż, szkoda tyko że do polski trafiają cytrusowe śmieci. Mam tu na myśli cytrusy pozbawione nasion czy jak kto woli pestek. Pozbawione one są nie tylko pestek ale również i smaku oraz i zapachu. Czy w Polsce można kupić jeszcze prawdziwe np. pomarańcze, mandarynki lub pachnące cytryny ?
Planowałem wpis na podobny temat na moim blogu. Wszystko trafnie opisane. Świadomość odnośnie cytrusów i ich odmian pozostawia u nas wiele do życzenia, a przecież są one popularne i często spotykane na naszych sklepowych półkach. Mimo to dla większości pomarańcza to pomarańcza a cytryna to cytryna. Ludzie kupując drzewko Kalamondyny z Lidla myślą, że nabywają słodką Klementynkę. Jeśli więc chcemy kupić cytrynę o mniej ostrym i mniej kwaśnym smaku to kupimy Promofiori czy Meyera? A może Interdonato? Czasem warto zaznajomić się z nazwami odmian i ich podstawowymi cechami. Po co uprawiam w szklarni paręnaście odmian cytryn skoro cytryna to tylko cytryna?
Niezły artykuł. Pozdrawiam